*POV Ariana*
Siedziałam na blacie, przy zlewie. Justin szukał po szafkach apteczki. Nadal nie wierzyłam, w to, że on żyje, i że właśnie tutaj stoi. Z tym cudownym faktem łączyło się również dużo pytań. Jak dla mnie to aż za dużo. Jakim cudem on żyje? O co chodzi z tym, że wszystko co robi, i ma związek ze mną, jest robione z miłości? Jak chirurg mógł się aż tak pomylić? Skąd Justin zna tego psychopate? Czy przeczytał mój list...?
Tak dużo pytań, a jak na razie żadnej odpowiedzi.Z rozmyślań wyrwał mnie widok Justina, stojącego tuż przede mną, że smutnym uśmiechem na twarzy. Chciałam ponownie go przytulić, lecz kiedy tylko próbowałam zrobić jakikolwiek ruch, wszystko mnie bolało.
Odkąd weszłam do łazienki z Justinem za mną, żadne z nas nie miało chyba odwagi się odezwać.
Jay już od pół godziny bawi się z moimi ranami. Dopiero teraz, kiedy je odkażał, zadałam sobie sprawę ile ich jest. Na początku strasznie piekło i bolało, ale po jakiś trzech ramach, przyzwyczaiłam się. Ta cisza dobijała mnie coraz bardzie. Postanowiłam ja przerwać.
- Justin...- zaczęłam rozmowę. To dziwne, ale byłam zestresowana.
- Tak maleńka - jak tylko usłyszałam ten cudowny głos, od razu poczułam się lepiej. On podniósł swoją głowę tak, że nasze oczy były na jednej wysokości. Ah, te cudowne tęczówki...
-... Bo kiedy zapytałam się ciebie, dlaczego to zrobiłeś, to powiedziałeś, że wszystko co robisz, i ma związek ze mną, to robisz to z miłości. - zrobiłam chwilową pauze, czekając na to co odpowie.
- Zgadza się tak powiedziałem. - na jego twarzy zagościł cudowny uśmiech. Te cudowne, karmelowe oczy cały czas były wpatrzone w moje.
- Co miałeś na myśli mówiąc, że z miłości? - Oj tak, zdecydowanie, teraz byłam zestresowana. Chciałam wiedzieć co powie. Uśmiechnął się jeszcze bardziej, pokazując swój śnieżnobialy usmiech. Nie umiałam nie odwzajemnic takiego uśmiechu. Uwierzcie, można byłoby zabić za taki uśmiech.
- Bo kiedy się kogoś kocha, to zrobi się dla tej osoby wszystko. - Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Chciałabym mu powiedzieć, że też go kocham, ale nie umiem. Nie umiem, bo tak nie jest. Tak, darze go jakimś uczuciem, ale nie jest ono tak mocne jak jego uczucie kierowane do mnie. Nie da się tak szybko, pokochać kogoś, kto na początku wyrządził ci tyle krzywdy, i kogoś kogo tak krótko znam. Poza tym obiecałam sobie,że się w nim nie zakocham, tylko czy to się uda? Nie umiem go zostawić, nie umiem być z dala od niego. Każde jego wypowiedziane słowo w moją stronę, sprawia, że się rozpływam. Moje serce skacze jak oszalałe, kiedy tylko mówi na mnie Shawty. A jego głos... Oj tak, zdecydowanie mógłby być pierwsza rzeczą jaką usłyszę po otworzeniu oczu, oraz ostatnią jaką usłyszę przed ich zamknięciem. Szczerze? Zaczynam mieć wątpliwości co do tego czy uda mi się w nim nie zakochać...*POV Justin*
Już od pół godziny odkażam jej rany. Przeraża mnie ich ilość. Jest ich na prawdę dużo, a co gorsz, niektóre są dosyć głębokie. Najgorszą rana, jest ta na ramieniu. Jest to rana kłuta. Po tym całym zajściu wnioskuję, że pewnie moja Shawty powiedziała coś nie tak, i została za to ukarana. Bolało mnie, kiedy na to wszystko patrzyłem, a bolało jeszcze bardziej kiedy sobie przypomniałem, że na początku potraktowałem ją podobnie. Co z tego, że ja ją kocham skoro John ma rację. Po tym co jej zrobiłem, ona mnie nie pokocha...Jej cichy głosik przerwał, panującą w pomieszczeniu, ciszę.
- Justin...- zapytała dosyć niepewnie. Stresowala się.
- Tak maleńka- spojrzałem w jej cudowne ciemno-czekoladowe oczka. Zobaczyłem w nich swoje odbicie. Odbicie kogoś, kto ją zranił. Na samą myśl o tym, smutno się uśmiechnąłem.
-... Bo kiedy zapytałam się ciebie, dlaczego to zrobiłeś, to powiedziałeś, że wszystko co robisz, i ma związek ze mną, to robisz to z miłości- urwala na tym swoją wypowiedź. Zrobiło mi się troszeczkę miło, wiedząc, że myślała nad moimi słowami.
- Zgadza się tak powiedziałem. - Mimowolnie, posłałem w jej stronę duży uśmiech, a oczy cały czas były wlepione w jej cudowne tęczówki.
- Co miałeś na myśli mówiąc, że z miłości? - Można było wyczuć od niej na kilometr, że zestresowała się trzy razy bardziej niż na początku. Uśmiechnąłem się do niej jeszcze szerzej, ukazując swoje białe zęby. Ona od razu odwzajemniła uśmiech.
- Bo kiedy się kogoś kocha, to zrobi się dla tej osoby wszystko. - Jej źrenice na te słowa, powiększyły się. Zupełnie tak,jakby nie wierzyła w to, że to powiedziałem. Tak trochę liczyłem, że mi odpowie. Niestety nie zrobiła tego. Zaczęła się nad czymś zastanawiać. Chyba dosyć głęboko, bo nie czuła kiedy wróciłem do opatrywania jej ran.Tak bardzo chciałem, aby była moja. Z każdym dniem coraz bardziej i bardziej. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo moje serce szalało, w momencie, kiedy smakowałem jej cudownych warg.
Po mimo tego, co powiedział mi John, ja i tak nie odpuszczę. Ona jeszcze się we mnie zakocha. Przestanie się mnie bać i mi zaufa w 100%. Tylko jak to zrobić, skoro dziwny głos w mojej głównie nie zniknął...
*****************
Wow!
Mówiłam już wam jacy jesteście cudowni?!
Kiedy publikowałam rozdział 14 było nieco ponad 2k wyświetleń. Teraz publikuje 15 rozdział i mamy ponad 3k wyświetleń!! 🎉🎉
Kiedy widzę, że to czytacie, i kiedy widzę, że z dnia na dzień was przybywa, moje serduszko skacze z radości.Czekam na wasze opinie w komentarzach. Te dobre jak i te złe. Jeżeli coś wam się nie spodobało, podzielcie się tym ze mną. Chcę znać każdą wasza opinie, na temat tego ff oraz tego rozdziału.
👑VOTE = MOTYWACJA👑
Widzimy się w kolejnym rozdziale kochani💕 jesteście cudowni 💕
CZYTASZ
Greedy//J.B
Fanfiction- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego po prostu mnie nie wypuścisz? Przysięgam, że nikomu nic nie powiem. - ostatnie zdanie wypowiedziałam ze łzami w oczach i gulą w gardle. Wiedziałam doskonale że mnie nie wypuści... nie miałam już siły z nim walczyć...