Rozdział ~20

6.1K 422 6
                                    

*POV Ariana*

- Chcę wrócić do domu Justin. Chcę znowu prowadzić normalne życie, ale bez ciebie.... - Tak bardzo nie chciałam tego mówić, ale wiedziałam, że muszę. Jego źrenice momentalnie, powiększyły się, a na twarzy zagośkcił strach i przerażenie jednocześnie.
- Shawty ja wiem, że skopałem sprawę, ale proszę, nie podejmuj pochopnie decyzji. Prześpij się i jutro na spokojnie wszystko sobie przemyślisz. Proszę - Jego oczy były przepełnione smutkiem. Nie mogłam w nie dłużej patrzeć, więc wbiłam swój wzrok w podłogę. Z trudem powstrzymywałam kolejne łzy. Ja na prawdę na chciałam tego robić, nie chciałam odchodzić, ale musiałam. Muszę od tego wszystkiego odetchnąć. Tego jest za dużo. Muszę wszystko sobie ułożyć w głowie. Potrzebuję chwili, aby dojść do siebie.
- Justin, jestem tego pewna. Chcę wrócić do domu, a tobie nic do tego. Zrobię to czy będziesz tego chciał czy nie. - Z całych sił starałam się aby mój głos się nie załamał. O dziwo, udało się. Niestety nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Nie chciałam widzieć tych cudownych, karmelowych tęczówek, przepełnionych żalem. Wiem, że gdybym teraz spojrzała mu w oczy, to uległabym i została.

Czułam jego palący wzrok na sobie. Dalej trzymał mnie za ramiona. Można powiedzieć, że chyba był w szoku. Zdjęłam jego ręce że swojego ciała. Podeszłam do drzwi i spojrzałam na niego ostatni raz. Nawet nie odwrócił się w moją stronę. - Żegnaj Justin - powiedziałam, tym razem, łamiącym się głosem.
- Nigdy nie mów żegnaj, jeżeli nie masz pewności, że mnie nie spotkasz mała. - Usłyszałam jego cudowny głos. Ten, tak samo jak wzrok, przepełniony był smutkiem i żalem. W głębi duszy, malutka cześć mnie cieszy się, że to powiedział. Oznaczało to, że nie odpuści tak łatwo.

Przelknęłam szybko gulę w gardle i pociagnęłam nosem. Wychodząc z pokoju zamknęłam za sobą drzwi, zostawiając Justina samego że swoimi myślami. Z salonu nie było słychać żadnych dzięków rozmów. To oznaczało, że chłopaki za u siebie w pokojach. Nie zastanawiając się dłużej, swe kroki skierowałam w stronę pokoju Johna. Już po chwili stałam przed drzwiami do jego świata. Lekko zapukałam, po czym niepewnie nacisnęłam na klamkę. Drzwi ustąpiły, a ja weszłam do pomieszczenia.
- John? - pytanie padło w kierunku czarnowłosego, młodego mężczyzny, siedzącego przy biurku. Słysząc mój głos przerwał swoje dotychczasowe zajęcie i obrócił się do mnie przodem.
- Tak mała? - Na jego twarzy zawitał uśmiech. On chyba twierdzi, że się pogoziliśmy. Nie tym razem koleżko.
- Czy możesz mnie zawieźć do domu? - Lekko zapłakałam. Nie będę przed nim ukrywać emocji. Uśmiech na jego twarzy zastąpiło zdziwienie. On jednak zamiast przekonywać mnie abym tego nie robiła, wstał i wziął kluczyki od czarnego Range Rovera.

Zajęłam miejsce kierowcy. Chwilę potem miejsce obok mnie zajął John. Przez pewnien czas jechaliśmy w ciszy, niestety John chyba jej nie lubi.
- Dlaczego postanowiłaś jednak to zrobić? Wiesz doskonale, że on sobie bez ciebie nie da rady. - Owszem, doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Ale muszę zostać teraz całkiem sama. O. Nie może być nigdzie w pobliżu. Nie chce aby mi to utrudniał.
- Muszesobie wszystko, na spokojnie, poukładać. Tego jest za dużo John. Muszę na jakiś czas wyjechać. Nie mogę być blisko niego, bo wtedy nie umiem trzeźwo myśleć. - Powiedziałam patrząc w szybę, przed siebie.
- Jay to dobry facet. Niestety przez "Killera" dosyć bardzo pogubił się w swoim życiu. Aż za bardzo. - Nadal starał się mnie jakiś namówić, abym wróciła do nich do domu.
- Ja to wiem John. Ale czy warto? Czy warto aż tak się poświęcać? Ja jeszcze nigdy nie miałam na swoim ciele tyłu siniaków, ran i swojej własnej krwi, dopóki nie poznałam Justina, do cholerny jasnej John! To wszystko zaczęło mnie przerastać. - Moje emocje pragnęły wydostać się na światło dzienne, przez co zaczęłam krzyczeć nawet na Johna.

Po trzydziestu minutach staliśmy pod moim domem. Podziękowała Johnowi mocno przytulając go i dając mu buziaka w polik.
- Mógłbyś przekazać Justinowi pewna wiadomość? - Nie wiem dlaczego zakładam mu to to pytanie, ale kiedy on pokiwał twierdząco głową, wyjęłam kawałek kartki że schowka i długopis. Nabazgrałam kilka słów po czym złożyłam ją na trzy razy. Przekazałma mu kawałek papieru, posłałem mu w podzięce uśmiech i opuściłam samochód.

*POV Justin*

Jest takie powiedzenie
Jeśli kogoś kochasz to daj mu odejść ⚫
I tak właśnie postąpiłem.

Tak cholernie żałowałem, że za nią nie pobiegłem, że jej nie błagałem aby została. Tyle, że po co. To by nie miało sensu, bo i tak by tego nie zrobiła. Kocham ją całym moim sercem. Muszę jej to powiedzieć. Ona musi o tym wiedzieć. Od niej usłyszałem już to, że jestem dla niej kimś ważnym. I to wystarczy aby moje serce zaczęli szybciej bić na to wspomnienie.

Teraz jej nie ma. Siedzę w ciemnym pokoju sam, obmyślając plan jak ją odzyskać. Nie chciałem jednak robić tego od razu. Wiedziałem, że muszę dać jej czas.

Nie było jej przy mnie przez całą noc. Nie mogłem na początku zasnąć, a kiedy już mi się to udało, wróciła zmora z dzieciństwa. Moja trauma o której starałem się zapomnieć. Znowu miałem to zdarzenie przed oczami. Obudziłem się z krzykiem. Byłem cały spocony. Moje oczy strasznie piekły, a oddech był przyspieszony. Chcąc się ogarnąć, skierowałem swoje kroki w kierunku łazienki.

Stanąłem przed lustrem. Moje oczy były podpuchnięte i czerwone. Opłukałem twarz zimną wodą. Ponownie zerknąłem na swoje odbicie.
- Czy ty znowu musisz wszystko spieprzyć? - Mruknąłem cicho pod nosem. Zawsze. Doskonale wiesz, że ona nie jest dla nas Justin. Nada się tylko do jednego, biorąc pod uwagę, że nie chcesz jej zabić.
- Zamknij się! Mam tego dosyć! Odbierasz mi to co najważniejsze w moim życiu! Koniec z tym, jestem silniejszy, niż ci się wydaje Killer. - Wypowiadając te słowa, czułem się nie pewnie. Wiem, że niektórzy mogą się z tego śmiać, ale ja na prawdę nie daje sobie rady. Niby jesteśmy jedną osobą, niby żyjemy w tym samy ciele, ale zdecydowanie to nie jestem ja. On jest takjakby zupełnie innym człowiekiem. To takie uczucie, jakby dwóch ludzi uwięziono w jednym ciele. Najgorsze w tej sytuacji z Killerem jest to, że nie zawsze umiem go pokonać. Nie zawsze umiem go przezwyciężyć. Jeszcze się przekonamy Bieber. Zobaczymy co zrobisz jak obudze demony przeszłości.

Wróciłem do swojej sypialni. Stanąłem przez szafą szukając białego T-shirtu i czarnych luźnych dresów z lekko spuszczonym krokiem. Kiedy już ubrałem się w szukane wcześniej ciuchy, w niesamowicie złym chmurze zszedłem na dół do kuchni. Niech teraz lepiej Mike i Tonny modlą się aby mnie kurwa unikać. To oni obudzili Killera i to przez nich nie ma jej teraz przy mnie.

Jak na zawołanie pierwszy w kuchni pojawił się Tonny. Kurwa.
- No dzień dobry pantoflarzu. - Powiedział z kpiną chłopak.
- Zamknij łaskawie mordę, albo tym razem to ty oberwiesz. - Nie odpuszczę im tego tak łatwo. Dostaną nauczkę za to co mi zrobili.
- Wow Bieber zluzuj majty. Co twoja lasia cie zostawiła? No nareszcie. Może teraz wróci Justin Killer Bieber. - mówiąc to na jego twarzy zagościł bezczelny uśmieszek. On liczył na taki efekt końcowy. Kiedy tylko skończył swoją wypowiedź podszedłem do niego i wymierzyłem mu cios prosto w szczękę. Chłopak upadł na zmienię zwijając się z bólu. Aby poprawić swoje dzieło kopnąłem go w okolice podbrzusza.
- Jeszcze raz wymieszane się w moje życie prywatne to wylądujesz w szpitalu walcząc o życie! Zrozumiano?! - Można powiedzieć, że wręcz kipiałem ze złości. Mógłbym go równie dobrze zabić, ale zrozumiałem, że nawet gdybym to zrobił, nie sprawiłoby to, że odzyskałbym ją z powrotem.

**********************
JEŻELI TO CZYTASZ ZOSTAW GWIAZDKĘ
CHCE WIEDZIEC ILE WAS JEST 👑

Greedy//J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz