Rozdział {34} cz.2

2.3K 144 22
                                    

*POV Justin*

Dochodzi godzina spotkania z Mikem, moim nowym wspólnikiem i moją kruszynką. Słuchanie przez cały dzień pierdolenia Bruca, o tym ile to on się musi narobić, to najgorsza rzecz na świecie. Jedyne o czym marzyłem przez cały ten dzień to aby znowu mieć Shawty w swoich objęciach i dzięki temu, schować się przed całym światem.

Zamknąłem za Brucem drzwi i szybko pobiegłem na gore, aby się przebrać. Jak tylko przekroczyłem próg sypialni, poczułem wibracje w tylnej kieszeni spodni. Przewróciłem z irytacją oczami i odebrałem połączenie. Przykładając telefon do ucha szybko sprawdziłem kto do mnie dzwoni. To Mike. Po co dzwoni skoro zaraz i tak do niego przyjdę?

- No co jest Mike?

- Em hej, proszę powiedz mi, że Ariana jest u ciebie. - wo wo wo, chwila. Stop. Słysząc ton jego głosu oraz samo pytanie, którym mnie obdarował, moja wolna dłoń, od razu zacisnęła się w pięść tak mocno, że skóra na moich kostkach przybrała żółty kolor.

- Nie, nie ma jej. Miała być z tobą - wycedziłem przez zaciśnięte zęby, słowo po słowie. Liczę na szybkie wytłumaczenie, czegokolwiek, bo inaczej Mike zakumpluje się z moją pięścią.

- I była, ale jakoś sześć godzin temu powiedziała, że jedzie do galerii. - zmrużyłem pytająco brwi. W tym momencie nie do końca znam powód jego paniki. Skoro mówiła, że jedzie do galerii, to pewnie jeszcze z niej nie wróciła.

- Stary może po prostu nadal chodzi po sklepach... - Mike jest cholernie zestresowany. Słyszę to po jego głośnym i szybkim oddechu oraz o samej tonacji jego głosu.

- Nie, Justin, nie o to chodzi. Ona nie odbiera telefonu. Cały czas włącza się od razu poczta głosowa. Po jakimś czterdziestym połączeniu wyszedłem na zewnątrz. Nie zadzwoniłbym do ciebie gdyby nie fakt, że Shawty nie odbiera telefonów, powiedziała, że jedzie do galerii, wzięła kluczyki od samochodu, ale magicznym sposobem, słuchaj, samochód nadal stoi na podjeździe. - nabrałem powietrza i otworzyłem usta aby coś powiedzieć. Niestety do mojego ucha dotarł, poza zmartwionym głosem Mika, powiadomienie o nowej wiadomości. Odchyliłem na sekundę telefon od ucha, chcąc zobaczyć adresata wiadomości. Moim oczom ukazał się ciąg, idealnie mi znanych cyfr. Zamurowało mnie kiedy zobaczyłem na wyswietlaczu numer mojego dawnego brata, mojego przyjaciela od czasów szkolnych oraz kompana w dalszym życiu. Do moich oczu zawitały pojedyncze łzy stęsknienie i słabości. To numer Johna. To jego numer. Tak cholernie dawno go nie widziałem a i tak, nadal znałem go na pamięć.

Będąc w lekkim szoku ponownie przyłożyłem telefon do ucha, przerywając monolog przyjaciela.
- Mike, chyba wiem gdzie jest Shawty. Zaraz u ciebie będę - Tonny. Nie bez powodu tu przyjeżdżał. To na pewno jego sprawka. Zabije tego gnoja! Z otworzeniem wiadomości poczekam, aż zawitam u Mika. Razem otworzymy sms. Zarzuciłem pierwszą lepszą bluzę oraz spodnie. Do kieszeni dżinsów schowałem telefon i niczym w gorącej wodzie kompany, wybiegłem z domu. Nie pofatygowałem się nawet zamknąć na klucz drzwi frontowych. Muszę jak najszybciej dowiedzieć się gdzie jest MOJA, podkreślam i powtarzam, MOJA, Ari.

*POV Ariana*

Ugh... Przeraźliwy ból głowy nie dawał mi żyć. Wszystko mnie bolało. Chciałam przyłożyć dłoń do skroni lecz coś mi to uniemożliwiło. Szarpnęłam mocniej, przez co gruby sznur wbił się w moje nadgarstki. W całym pokoju było ciemno. Nie widziałam kompletnie nic. Czułam jak do moich oczu napływają gorące łzy. O nie. Nie mogę dać im drogi wolności. Nie mogę pokazać swojej słabości! Muszę być silna.
- Czy mógłby ktoś łaskawie ruszyć tu swoją ołowianą dupę?! - krzyknęłam w pustą przestrzeń pomieszczenia. Nie mam zielonego pojęcia co tu się dzieje, ale ktoś, kto za tym wszystkim stoi, pożałuje tego!
- Wiem, że ktoś tu jest wiec czy możesz do jasnej cholery się tu ruszyć?! - tak na prawdę nie miałam ani grama pewności, że ktoś stoi po drugiej stronie drzwi. Przez kilka minut nie było słychać niczego, poza moim nierównomiernym oddechem. Nareszcie usłyszałam zbliżające się kroki. Zaraz po nich, drzwi otworzyły się, ukazując dwie sylwetki. Jedną kobiecą a drugą męską. Jak zapewne się domyślacie, odwiedził mnie nie kto inny jak Bruce i nasza, jakże kochana, Penelop. Na jej widok myślałam, że zwymiotuje.
- I jak się spało naszej śpiącej królewnie? - piskliwy głos tej zdziry odbijał się echem od ścian pokoju. Wywróciłam teatralnie oczami i prychnęłam z ironicznym śmiechem pod nosem.
- Spało się wręcz cudownie - posłałam jej sztuczny uśmiech. Na co ona uniosła jedną ze swoich brwi ku górze.
- Oh jakaś ty wygadana maleńka. Ciekawe czy będziesz tak szczekać jak w ciebie wejdę - warknął chłopak ujmując moją twarz w swoje palce, powodując ogromny ból w moich policzkach. Pomimo wielkiego strachu dalej utrzymałam dobrą minę do mojej złej gry.
- Będziesz się dusiła własnymi łzami a zamiast słów usłyszę twój nędzny szloch. Będziesz mnie prosiła żebym przestał - cwaniacki, a za razem zwycięski, uśmiech zagościł na jego twarzy. Nie myśl sobie kochanie, ale Grande nie daje za wygraną. Obdarowałam go cwaniackim uśmiechem, na co w jego oczach zobaczyłam zdziwienie.
- Jeszcze zobaczymy kto kogo będzie prosił o przestanie - spojrzałam z wyższością i przekonaniem w jego tęczówki - kochanie - powiedziałam z lekkim przekąsem na co jego mięśnie, automatycznie napięły się. Wzmocnił uścisk na mojej szczęce, wywołując jeszcze większy ból niż przedtem.
- Z szacunkiem do mnie się odzywaj dziwko! - wykrzyczał w moją stronę. Chwilę potem jego dłoń zamachnęła się na moją twarz. Siła uderzenia była tak duża, że aż obróciło moja głowę w bok. W tym momencie nie czułam lewej strony swojej twarzy. Jednak mimo wszystko nie bałam się ponownie na niego spojrzeć.
- Widzę, że łatwo nie chcesz się poddać kruszynko. Spokojnie, ja to zmienię - jego dłoń ponownie zetknęła się z moją twarzą. Piekło jak cholera, jednak nadal nie uzyskał ode mnie oczekiwanej reakcji.
- Nie byłabym tego taka pewna - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Kolejny raz podniósł na mnie rękę jednak tym razem nie zdążył mnie uderzyć.
- Bruce zostaw ją. Szef się nią odpowiednio zajmie. - brunetka podeszła do drzwi i je otworzyła. Stanęła w progu czekając na pomocnika. Bruce chwile jeszcze tak stał i patrzył na mnie wzrokiem pełnym nienawiści. Nie pozostałem mu dłużna i nawet na chwilę nie oderwałam od niego swojego zdeterminowanego, jak i za razem wściekłego, spojrzenia. Po chwili pochylił się do mojego ucha a dłoń przełożył na moje udo, kurewsko mocno je ściskając. Zagryzłam mocno dolną partie swoich ust, żeby nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Jeszcze tu wrócę - puścił nerwowo moją twarz i zaczął kierować się w stronę Penelop.
- Będę czekać - zarys cwaniackiego uśmiechu pojawił się na mojej twarzy. Chłopak tylko na chwile przystanął. Nie mam pojęcia dlaczego. Może nie spodziewał się, że coś powiem?

Oboje wyszli, zostawiając mnie na nowo w tych wszystkich ciemnościach. Wypuściłam z ust powietrze, które nieświadomie trzymałam w płucach.
- Damy radę Shawty, przechodziłyśmy gorsze rzeczy - zakpiłam cicho pod nosem i spojrzałam do góry aby łzy nie uciekły spod moich powiek. Oj kochana będzie ciężko...
Liczę tylko na to, że Justin się spręży i szybko to załatwi.

Nie mam pojęcia ile juz tak siedziałam, sama, w ciemnym pokoju, obolała i przywiązana do krzesła. Wiem tylko tyle, że odwiedzi mnie ich szef. Nie mogę się już doczekać aż go poznam. Z chęcią z nim sobie pogadam.

Mijały kolejne minuty, lub godziny, i nadal nikt się nie pojawił. Nawet na chwilę. W pewnym momencie usłyszałam zbliżające się, w kierunku drzwi, kroki. Odruchowo podniosłam głowę aby już za chwilę spojrzeć w oczy pomysłodawcy tego "genialnego" planu. Ciężkie metalowe drzwi otworzyły się, z niemałym skrzypnięciem. W progu pojawiła się dość wysoka, męska sylwetka. Zmrużyłam oczy przez chwilowy nadmiar światła w moich źrenicach. Mężczyzna zaczął powoli się do mnie zbliżać, przez co mogłam mu się coraz lepiej przyjrzeć.

W tym momencie pożałowałam tego, że tak bardzo chciałam go poznać. Żałuje, że w ogóle spojrzałam w jego stronę. Łzy bezwładności napłynęły mi do oczy. On tu nie stoi. To nie jest on!
- Witaj kochanie - uśmiechnął się czule oraz z lekkim stęsknieniem w oczach. Nerwowo przygryzłam wnętrze polika. Wzięłam głęboki oddech i ponownie spojrzałam w jego duże, brązowe oczy. Dokładnie takie, jak je zapamiętałam.
- Tata...

****************************
Uuuuuuuu....
Ktoś się czegoś takiego spodziewał?! To do akcji wkracza tata naszej małej Shawty!

Greedy//J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz