Rozdział {17} cz.2

3K 195 13
                                    

*POV Justin*

Minął kolejny miesiąc. Wszystko ucichło. Tajemnicze wiadomości ucichły. Miedzy mną a Ari było cudownie. Jasne bywało sprzeczki, ale jak to w każdym związku, nie może nam ich zabraknąć. Mike, można powiedzieć, ze tyle u nas przesiaduje, ze niedługo tu zamieszka.

Mi osobiście by to nie przeszkadzało.

Aktualnie siedzę całkiem sam, w naszym domu, ponieważ Ari zniknęła na zakupy wraz z Eli. Co oznacza ze mam dobre sześć godzin dla siebie. Postanowiłem, jak na faceta przystało, otworzyć schłodzone piwo, usiąść na kanapie i obejrzeć mecz.
Brakowało mi tylko Mika do pełnego szczęścia, ale pojechał dzisiaj na miasto, pozałatwiać kilka ważnych spraw. Nie wnikam jakie to są sprawy, ale chyba serio ważne skoro nawet piwo go nie kusi.

Od godziny próbowałem obejrzeć chociaż pare minut meczu w spokoju. Nie mogłem, ponieważ coś, non stop wrzucało mi do głowy masę wspomnień. Wyłączyłem telewizor i skierowałem swe kroki na poddasze. Było tam pełno kartonów z rzeczami, na które Shawty nie znalazła miejsca w nowym domu. Nie wiedziała, ze wsród tych wszystkich pudel znajduje się jedno, całkiem inne od reszty. Jest inne ponieważ należy do mnie. Schowałem tam wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. Wrzuciłem tu wszystkie zmartwienia, problemy, złe wspomnienia oraz obawy i zamknąłem je szczelnie pod przykrywka. Nie chciałem tu zaglądać już nigdy więcej. Nie chciałem wspominać starych czasów. Na pewno nie okresu gdzie miałem jedenaście lat. Tego najbardziej nie chce ponownie widzieć przed oczami. Nie chciałem. Jednak dzisiaj coś we mnie pękło. Chciałem jeszcze raz spojrzeć na moje stare fotografie z siostra i mama. Chciałem jeszcze ten jeden raz zobaczyć ją uśmiechniętą. Chciałem mieć przed oczami jej uśmiech a nie jej skatowane ciało.

Usiadłem na ziemi pomiędzy tymi wszystkimi pudłami. Ciche westchnienie opuściło moje usta. Schyliłam się do stojącego przede mną kadrowy i przeciągnąłem go do siebie. Chwile się wahałem czy go otwierać czy tez nie. Spojrzałem na przykrywkę i pociągnąłem ja do góry, ukazując zawartość kartonu. Na wierzchu było pełno zdjeć moich i Jazmyn. Śmialiśmy, biegaliśmy byliśmy po prostu dziećmi. Taty nie było na tych wszystkich zdjęciach. On był z nami na tylko jednym.... Wziąłem zdjęcie z nim do rąk i mimowolnie, słaby uśmiech wkradł sie na moja twarz. Mam wiedziała, ze ja zdradza a mimo to była przy nim szczęśliwa. Nie rozumiałem jej.

Na zdjęciu, mała Jazy stoi ze sztucznym grymasem na buźce, ja ja przytulam i daje jej buziaka w polik, mama stoi za nami ze szczerym uśmiechem, a tata... On jest wtulony w jej plecy. Na tym zdjęciu wyglądamy jak prawdziwa, szczęśliwa rodzina. Szkoda ze tak nigdy nie było.

*POV Ariana*

- Eli proszę cie wracajmy juz. Obeszlyszmy wszystkie sklepy! Nogami mnie bolą i ręce od tych toreb - usiadłam na ławce przy fontannie w galerii i spojrzałam na przyjaciółkę. Łazimy po tych sklepach juz dobre piec godzin i bolą mnie nogi. Poza tym nie mam takich mięśni jak Justin czy Mike żeby tyle dźwigać, a mało rzeczy nie kupiłam. Przyjaciółka spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy i politowaniem w oczach. Na pewno, siedząc na tej ławce wyglądałam jak zbity pies.

Wszystko byleby tylko pójść juz do domu

- dobra, dzisiaj ci juz daruje, ale następnym razem ci nie odpuszczę tak łatwo. - mrugnęła do mnie i wyciągnęła w moja stronę rękę. Złapałam ja i wstałam z mojej chwilowej stacji odpoczynku.

Tak! Nareszcie do domu!

Nie zrozumcie mnie źle, bo jak każda kobieta kocham zakupy, no ale na dzisiaj miałam juz dosyć. Nie to co Eli. Ona mogłaby jeszcze z cztery centra handlowe obskoczyć. Na parkingu zauważyłam ze sznurówka mi się rozwiązała. Eli poszła prosto do samochodu a ja przykucnęłam, żeby zawiązać trampka. Schowałam jeszcze sznurówki do środka buta, chwyciłam na nowo wszystkie torby ze sklepów i podniosłam się. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to ze tak szybko jak wstałam, tak szybko zeszłam z powrotem do parteru.
- ała co jest? - podniosłam głowę aby zobaczyć tego debila, z którym się zderzyłem. Jest dosyć wysoki, ma ciemniejsza karnację a jego oczy sa... Niesamowite. Odcień błękitu jaki w nich gościł była tak jasny i tak głęboki, ze nie można było oderwać od niego wzroku. Jednak miałam wrażenie, ze gdzieś juz taki widziałam, tylko nie wiem u kogo. Mężczyzna sam w sobie był dosyć przystojny jakby nie patrzył. Zobaczyłam jak wyciąga w moja stronę rękę, aby pomoc mi wstać. Odepchnęłam ja jednak, chcąc wstać sama.
- polecam następnym razem używać oczu - posłałam w jego kierunku wymuszony uśmieszek i otrzepałam spodnie.
- do zobaczenia Shawty
- phi, dureń... Zaraz co?! - chciałam znowu na niego spojrzeć ale go juz nie było. Skąd wiedział jak mnie nazwać?! Jestem bardziej niż pewna, ze sobie tego nie uroiłam. On na milion procent nazwał mnie Shawty. Stałam jeszcze chwile oszołomiona na środku parkingu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zaczęła mi sie robić ciemno przed oczami. Złapałam sie za pulsujące skronie i poszłam w kierunku samochodu.
- hej mała, wszystko ok?
- em tak, ja tylko... Boli mnie głowa nic wielkiego - wymusiłam lekki uśmiech w jej stronę tak aby sie bardziej nie martwiła.

W samochodzie cały czas próbowałam sobie przypomnieć gdzie juz widziałam takie oczy. W końcu odkopałam sie na tyły moich wspomnień. To on był wtedy w klubie. To go pobił Justin. Z rozmyśleń wytrąciło mnie szturchnięciami Eli.
- ej laska, juz jesteśmy
- dzięki bardzo za podwózkę - dałam jej całusa w polik i podeszłam do bagażnika. Wyjęłam swoje nowe rzeczy i poszłam w kierunku domu. Jak tylko przeszłam przez drzwi frontowe, zaatakowały mnie silne ramiona Justina. Nie tłumacząc mu jeszcze niczego po prostu wtuliłam się w niego tak mocno jak tylko mogłam. Jego ramiona były moim azylem. Dzięki niemu czułam sie na prawdę bezpieczna.
- hej kochanie co jest - włożył palec pod moj podbródek, aby unieść go do góry. Spojrzałam w jego cudowne, karmelowe tęczówki i pogratulowałem sobie w myślach wyboru mężczyzny.
- jak wracałyśmy z Eli do samochodu rozwiązał mi sie but. Schyliłam sie aby go zawiązać a kiedy sie podnosiłem wpadłam na kogoś. Trochę na niego pokrzyczałam a on nic nie odpowiedział. Jedyne słowa jakie powiedział w moja stronę to "do zobaczenia Shawty" . Zrobiło mi sie słabo i chwile stałam w szoku na środku ale weszłam do samochodu. Próbowałam sobie przypomnieć skąd go kojarzyłam. Juz wcześniej go widziałam. W końcu odkryłam, ze mężczyzna na którego wpadłam to te sam z klubu - szczeka Justina zacisnęła sie mocno tak samo jak jego uścisk na mojej talii. Chcąc na nowo schować sie przed tym wszystkim, schowałam ręce pod bluza Jusa.
- nie wiem skąd on sie tam wziął, ale juz jesteś w domu - pokiwałam twierdząco głowa a on swoimi wargami czule musnął moje czoło.

*POV Justin*

Nie mam pojęcia dlaczego ale wiem, ze znałem tego gościa. Mam wrażenie, ze znam go od lat...

Nie ważne kim jest i tak jeszcze go zniszczę. Jeżeli mnie zna to wie, ze ze mną sie nie zadziera. Nie budzi sie Killera bo to nie kończy sie dobrze. Jeszcze będzie prosił abym przerwał jego cierpienie.

Jest pierwsza w nocy. Moja Shawty juz słodko śpi a ja siedzę obok niej i po prostu podziwiam ja.
- przy mnie nic ci sie nie stanie - szepnąłem do jen ucha i czule pocałowałem jej czoło. Poszedłem jeszcze wziąć szybki prysznic i położyłem sie obok Ari, otulająca ja moim ramieniem. Schowałem głowie zagłębienie jej szyi i zamknąłem oczy.

*******************
Mam nadzieje, ze udany rozdział 💕
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Greedy//J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz