Dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się na oścież,stawiając oczekujących na baczność. Arcykapłanka Czterech Żywiołów przekroczyłapośpiesznie próg, wprawiając wszystkie swoje szaty, tiule i szale w cudownytaniec. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że tuż za nią podążali Legendarny BiałyStrażnik Shuuei oraz Naruto Uzumaki, obaj niosący naręcza zwojów, których liczbazdawała się przewyższać te, które do sali sojuszniczych obrad wnieśli.
Kapłani i kapłanki oraz shinobi wszelkichnacji zerwali się, by podejść do tej niezwykłej kobiety jak najbliższej.Wpatrywali się w jej twarz, choć ta przesłonięta była białą maską o perłowymblasku.
Shinobi nie mogli konkurować w żaden sposóbz miejscem przed obliczem Arcykapłanki, dlatego stojąc znacznie dalej byli wstanie usłyszeć tylko szemrzące niczym woda szczątki Jej słów.
- ...zwoje przywołania Strażników... kapłaniZiemi... techniki Waszych poprzedników... z mocy Kaku... Kryształowy Oręż Sojuszu...rozmawiać z Prarodzicami... Shuuei, proszę zabierz ich... Seiko-san, proszę o kopiepaktu... Chiriko-san, ... nową mapę...
Zimowe powietrze otwartego, lecz zadaszonegoforum wypełniło zbiorcze przyjęcie wytycznych ich duchowej zwierzchniczki, po czymwiększość świątynnej służby wybiegła z budynku. Biały, potężny mężczyzna skłonił się w pół, zostawiając swoją partięzwojów w ramionach jednej z kapłanek Księżyca i ruszył w stronę wyjścia, rażącprawdziwie męskim majestatem.
Naruto, walczący ze zmęczeniem, widział, jakwszyscy zebrani odprowadzali Shuuei wzrokiem aż jego biała peleryna znikła im zoczu. Zanim to się stało, wykorzystał sytuację i nachylił się powoli do uchazamaskowanej Sukcesorki i szepnął:
- Chodź, Hinata. Odpocznijmy. Dałaś tam z siebiewszystko. Uratujemy ich, Ty ich uratujesz. Ale musisz odpocząć, obiecałaś.Pamiętasz?
- Jesteś niemożliwy. – odpowiedziała mutakże szepcząc, po czym ruszyła przed siebie ku jasności zimowego dnia, by potych kilkunastu krokach stanąć jak wryta.
- No bez jaj. – skomentował Naruto,przewracając oczami.
- Mało to entuzjastyczne powitanie, głąbie.– burknął Sasuke, przyciskając kawałek zmiętej koszuli do rany w boku.
- Proszę mi wybaczyć, Wasza ArcykapłańskaWysokość. – oświadczył młody kapłan Ziemi, Daiki, który stał u boku braciUchiha. – Wspomnieli Twoje imię i obiecali nie sprawiać kłopotów... – młodzieniecupadł na kolano, a jego czoło prawie stykało się z posadzką.
- Rozumiem, Daiki-kun. I dziękuję. Wstań,proszę. – powiedziała zza maski, wpatrując się w pokiereszowanych braci Uchiha.Walczyli i to zaciekle, ale w końcu stali obok siebie, pogodzeni. Ostatni dwajprzedstawiciele klanu Uchiha wpatrywali się oczami koloru onyksu w jej twarz,której nie mogli dostrzec.
Wiedziała dlaczego tu są. Sama ichzaprosiła, kiedy żegnała się z nimi te parędziesiąt godzin temu.
- Chodźcie z nami, zanim Was zobaczą izechcą wytoczyć proces. – powiedziała, bezszelestnie podchodząc do nich, by ichw ostateczności minąć. Natychmiast zawrócili, żeby pójść za nią, przez cozrównali się krokiem z Naruto.
- Co to za strój, głąbie? – zapytał ponuroSasuke, mierząc starego przyjaciela, ale i rywala, kątem oka.
- Och, zamknij się. Mam za sobą sześć godzinpolityki. Myślałem, że umrę tam z nudów. – jęknął blondyn.
- Co się tu działo? – zapytał Itachi,doskonale wyczuwając poruszenie za ich plecami. Błękitne oczy spojrzały naumęczonego, starszego Uchiha. Widać było, że Sasuke też mu nieźle dokopał. Ichwymiana argumentów na pewno nie była dyplomatyczna. Ale byli shinobi, politykanie była dla nich.