Hanami widziała, jak Tsuchikage jeszcze nie pokonał drżenia swojego ciała. Nerwy schodziły z niego bardzo powoli. Widziała, jak materiał na jego ciele drży niczym samotny liść na jesiennym drzewie.
Jednakże, nie przeszkadzało to jemu i jego siostrze tulić i całować małą, dzielną Jinchuuriki, bez opamiętania. Izumi Nagoya była już bezpieczna na powierzchni.
Ale to jeszcze nie koniec...
Hanami nawet nie wiedziała, że splotła swoje dłonie tak mocno, że niewiele brakowało, by połamała swoje palce. Ona, podobnie jak Sayuri oraz Naruto Uzumaki stali na granicy swoich dusz, by czuć i wiedzieć, co się dzieje tak daleko pod ich stopami.
Na dole wciąż trwała Hinata Hyuuga.
- Jest! – ktoś krzyknął z boku. Serce biednej kobiety niemal wyskoczyło jej z piersi. Wróciła? Przecież nic nie... Och.
Usta Hanami lekko się rozwarły. Bezbarwny kryształ, który wystawał na pięć metrów od linii przepaści, zaczynał wypełniać się światłem. Wszyscy to widzieli. Światło podpływało pod najostrzejsze końce kryształów jakby było konsystencji mgły.
Kwintesencja. Kwintesencja Piątej Sukcesorki. Światło Hinaty Hyuuga. Światło, które rodziła w swoim Kokoro tak intensywnie, by to co zaplanowała, zrealizować.
I tak się stało. Jak wielkim darzyła ją szacunkiem i oddaniem za tę upartość i niepodległość. Ale... Jak ona wróci? Jej spalone w magmie stopy, teraz są uwiezione w krysztale. Jak złamie kryształ, którego nie nic nie jest w stanie złamać? Jak się wydostanie?
Tego obawiała się Hanami. Nikt nie będzie w stanie tam zejść i jej stamtąd wyciągnąć, ponieważ nikomu nie uda się wyłamać tego kryształu. Czy aby wyrwać się z najgłębszego dna, Hinata będzie musiała zostawić tam swoje nogi?
Nie! Ta myśl tak przeraziła kobietę, że zbladła i pokręciła nerwowo głową, by wypędzić tę myśl. Hinata nie może stracić nóg. Jest Sanzensei Odori, Tańczącą na Przedzie. Jak miałaby tańczyć bez nóg?
Hanami było niedobrze.
Gdyby tylko znalazł się sposób... Byłby jeden sposób, ale został stracony tak dawno, że już ledwie to pamięta.
Ach, gdyby miała jeszcze Słowiczy Głos...
Hanami zatrzęsła się na wydechu, zaciskając migdałowe oczy i dłoń na swej białej szacie na wysokości brzucha.
Tego dnia, kiedy urodziła swego ślicznego synka, owoc miłości jej i Takehiko Uzumaki, moc Kyokuyi wezbrała w jej ciele. Chłopiec ledwo został wydany na świat, a jego miejsce w łonie Hanami zajęła bogini Światła, odbierając jej ten niezwykły dar w zamian za życie dziecka, które było na łasce boskiej Kwintensencji... Tyle wie Sayuri. Tyle jej powiedziała.
Ale nie była to do końca prawda.
Przez bycie Sukcesorką Kyokuyi, Hanami doświadczyła poważnej traumy. Złamano jej wtedy Serce. I wraz z tym złamaniem, odepchnęła dar Słowiczego Głosu, poprzysięgając sobie nigdy go więcej nie używać, skoro i tak nic nie zmienił. Słowiczy Głos, głos jednego z najmniejszych z ptaków, choć piękny, nie mógł się mierzyć z majestatycznym śpiewem Białego Feniksa. Tak oto została przesiąknięta Kwintesencją bogini i straciła Słowiczy Głos.
Straciła także to, co nazywali wiarą. Straciła wiarę w siebie i wiarę w niebiańską dobroć...
Po rumianych od mrozu policzkach spłynęły gorące łzy. Kobieta upadła na kolana, na co nikt nie zwrócił uwagi. Skuliła się w sobie i kropiła śnieg słonymi łzami. Tam gdzie nie ma wiary, nie ma nadziei. Hanami wiedziała, że jest beznadziejna, pozbawiona tej łaski. Ale tak bardzo pragnęła, by poskładano jej Serce, żeby mogła choć ten jeden jedyny raz uratować jeszcze jedno dziecko. Pragnęła wołać o wiarę, ale wiedziała, że jej głos nie dosięgnie Niebiańskiego Pałacu.