Nie spuszczał z niej oczu. Wodził za nią całym swoim ciałem. Była pewna, że jej zapach wyrył już sobie w pamięci, a zapomnienie jego było niemożliwe. Jego oddech nagrzewał jej skórę, choć chwilami miała wrażenie, że samym nim ją spali. Wiedziała, że nigdy nie da zrobić jej krzywdy, po prostu to wiedziała. I dlatego właśnie stała na krawędzi wielkiej przepaści. Obserwując go od samego początku, była w stanie uznać, że był taki jak ona. Wyzwalał pełnię swojego potencjału dopiero gdy został zepchnięty w ekstremalną sytuację. Nie miała zbyt wiele czasu. Ciążyła nad nią presja gniewu Królowej-Smok.
Zatem uśmiechnęła się słodko i z miłością do białego smoka, i spadła w przepaść smoczej kolonii. Jej twarz wymalowana barwą przerażenia utkwiła w umyśle Akarina, który widząc, że spada, dopadł do krawędzi. To była zawsze jego granica.
Z dzikim niepokojem zatoczył koło, by zaraz potem znów wbić swoje spojrzenie w postać swojej ukochanej opiekunki.
- Proszę, Akarin... – szepnęła Hinata, próbując tym udawanym zagrożeniem swojego istnienia zmusić go, by za nią wyskoczył. By wreszcie nauczył się latać. Potrzebowała, by dla niej poleciał. Potrzebowała, by zionął dla niej ogniem. Tylko to mogło uratować Kazeko Koubai.
Minęły trzy dni, odkąd poznała tę wiedzę. Nie mogła już dłużej zwlekać. Akarin musi przełamać swoje niepokoje. Choćby dla niej.
Zaczynała odczuwać zmęczenie. Zamknęła na chwilę oczy. Jej kopie wciąż krzątały się po najróżniejszych częściach Wylęgarni, próbując wraz z Prarodzicami dosięgnąć jak największej ilość informacji. Jednocześnie, Hinata w kilku swoich osobach zaznajamiała się z arcykapłańską wiedzą. Wiedziała, że cała ta wiedza ją przytłoczy, kiedy tylko ją wchłonie. To jednak potrwa, zanim...
Surowa skalista przestrzeń przetoczyła ton echa. Hinata otworzyła oczy i ze zdziwieniem zobaczyła, jak Akarin pikuje za nią w dół. Lot jego ciała był niestabilny. Chwiał się na boki. Jego skrzydła były złożone. Musiała nauczyć go je rozprostowywać. Cząstkami Elementu Wody spowolniła swoje spadanie, by móc się przybliżyć do smoka.
Ułożyła się wzdłuż jego ciała i rozłożyła ręce, jakby rozpostarła skrzydła. Białe oko wpatrywało się w popielate. Hinata kątem oka dostrzegła, jak Akarin powoli i niezdarnie odciąga skrzydła od ciała. Wreszcie je wyprostował, a brunetka posłała pod niepodmuch wiatru, który natychmiast spowolnił smoka. Dołączyła do niego, po czym zapikowali znów, wirując naprzemiennie wokół siebie. Było to na tyle ekscytujące i zabawne, że przez usta Hinaty uciekł śmiech. Niedługo potem poszybowali w górę, by wylądować. Euforia nawet wówczas nie opuściła smoka, który hasał wokół niej, raz po raz wachlując skrzydłami. Wtuliła się w jego szyję, przytulając go, gdy się wreszcie zatrzymał, po czym obiecując rychły powrót, oddaliła się, wiedząc już, że może zaryzykować swoje życie w kwestii smoczego płomienia.
Pośpiesznie wyskoczyła w górę do bram Wylęgarni, gdzie spotkała Sayuri. Kobieta, ubrana dla odmiany w jedną z szat dostępnych w Świątyni Światła, uśmiechnęła się do niej, po czym wraz z nią weszły do środka.
- Co teraz, Hinata? – zapytała Kazehime, przechodząc wraz z nią przez ogród pełen blado złotych róż.
- Muszę się na nowo scalić. Przyswoić wszystkie nowe informacje. Przespać się, choć trochę. – odparła, przecierając lekko oko.
- Samo anulowanie techniki podziału doprowadzi Cię do nieprzytomności. – powiedziała cicho Sayuri, bardziej do siebie, niż do swojej rozmówczyni. – Jak Akarin?
- Właśnie skończyliśmy latać.
- A więc udało się. – oznajmił inny głos. Z jednego z korytarzy wyłonił się Jej Szafirowy Majestat, Midori. – Gratuluję, Hinata.