Tsunade z niechęcią otworzyła drzwi do swojego gabinetu, zduszając ziewnięcie. Były wczesne godziny poranne, blisko minione pierwsze promienie świtu. Czekały na nią kolejne dokumenty do przeczytania i podpisania, nowe misje do przydzielenia, nowe problemy do rozwiązania. Wszystko to nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, gdy zobaczyła wysoką smukłą postać, stojącą na środku jej gabinetu.
Instynktownie wszystkie mięśnie kobiety się napięły, czekając na ruch intruza, którego nie była w stanie nawet wyczuć. Postać jednak ani drgnęła. Długi biały płaszcz ledwie stykający się z kurzem podłogi zwisał nieruchomo z wąskich ramion. Włosy tej osoby były z pewnością długie, ale praktycznie niewidoczne, splątane bardzo ciasno białą tasiemką od samej potylicy w dwa boleśnie cienkie kosmyki. Patrząc na plecy tej osoby, Tsunade powoli dostrzegała znajomość tej części garderoby. Taki płaszcz, miała tylko jedna osoba...
- Hinata...? – szepnęła Hokage, wyprostowując się nieznacznie. Postać odwróciła się powoli, nie wywołując w powietrzu żadnego ruchu. To jednak zadrżało, kiedy pomieszczenie zostało otoczone z zewnątrz przez troje ludzi. Bystre bursztynowe oczy, dostrzegły dwóch mężczyzn w bieli za oknem, a tuż za nią pojawiła się znana jej już Kazehime.
- Witaj, Hokage-sama. – przywitała się cicho Sayuri. – Pozostaniemy na zewnątrz, by wasza rozmowa była możliwie prywatna. – oznajmiła Czwarta Sukcesorka, spoglądając ostatni raz na tę obecną, zanim zamknęła za sobą drzwi, pozostawiając obie kobiety same.
Tsunade nie potrafiła powstrzymać nerwowej reakcji, widząc sukcesorkę klanu Hyuuga, w pełnej krasie. Jej twarz była blada, okryta jasnym cieniem, którego źródła Hokage nie potrafiła znaleźć. Jej oczy, jeszcze dwa lata temu pełne miłości, miękkości i przede wszystkim światła, teraz były bez wyrazu, puste jak u porcelanowej lalki – martwe. Jej grzywka zniknęła, ukazując błękitny kryształ na czole. Niegdyś pokryte rumieńcami policzki, teraz były gładkie i białe jak śnieg, przy czym ledwo zauważalnie zapadnięte. Na szyi nosiła mały woreczek w białym kolorze. Ale to była ostatnia rzecz, jaką nosiła w bieli, jak zauważyła Tsunade. Pod białą peleryną młoda kobieta nosiła bezrękawnik z wysokim ciasnym kołnierzem w kolorze intensywniejszym niż atramentowa czerń. Na nogach nosiła równie mroczny gładki mocno przylegający materiał. Na biodrach miała przewiązany półprzezroczysty pojedynczy tiul w kolorze mgielnej szarości, który opadał za nią niczym zwiewny tren, ale sięgał wysokości jej kostek, które zakryte były wysokimi do kolan kozakami na wysokiej ostro zakończonej szpilce, na których jasne zdobienia kontrastowały z wszechobecną czernią. Pomimo zmiany wyglądu, Hinata wciąż była przepiękna. Tylko teraz zamiast rozczulenia i miłości, wzbudzała niepokój i rezerwę.
Bursztynowe oczy wpatrywały się w mętne białe. Gdyby dziewczyna nie otworzyła ust, Tsunade uznałaby jej słowa za mit:
- Nie wróciłam od razu, jak miałam. – jej twarz właściwie się nie poruszyła przy mówieniu. Zupełnie jakby jej własna twarz była maską.
- Wiem. – odparła Hokage, mijając ją wreszcie, by zająć swoje miejsce za biurkiem. – Nikt nie mógł Cię znaleźć, rozpłynęłaś się w powietrzu, Hinata. Co się z Tobą działo? Co się stało, że... – blondyna wskazała na nią dłonią, zanim zdążyła się powstrzymać.
Hinata, stojąc do niej przodem, nie pokazała żadnego dyskomfortu tymi pytaniami. Jakby spodziewała się ich, lub nie dbała o to, co myśli jej rozmówczyni.
- Jestem niebezpieczna. – wyznała beznamiętnie Hinata, a oczy Tsunade rozszerzyły się szeroko. – Gdybym wróciła dwa lata temu... – to niedokończone zdanie, wywołało w kobiecie niezakłamany niepokój.
- Co się stało? – przez chwilę odpowiadała jej cisza.
- Poznałam Prawdę, i przez Prawdę zostałam zmieniona. Jesteś bezpieczna; błogosławieni ci, którzy nic nie wiedzą.