Hinata upadła na poduszki. Było w tym coś ekscytującego, jakby wróciła do czasów błogiego dzieciństwa, którego nie miała. Leżała z rozłożonymi ramionami i patrzała w sufit. Nie zdziwił jej widok cudownego kryształowego żyrandola. Już dawno przyswoiła fakt, że Świątynia Światła była kryształową twierdzą jak Kazeshirine. Nie musiała zadawać pytań, jak to było możliwe. Właśnie skończyła czytać zapis, jak to Królowa postawiła kryształowy pałac na środku pustyni na cześć Wiatru. Do tego samego pałacu, wieki później bogini Wiatru wniosła Sayuri Musutsukime, uosobienie samego Wiatru i woli bogini tego żywiołu.
Hinata spędzała kolejną już godzinę w przestronnej bibliotece Świątyni Światła. Była wyjątkowo uboga jak na świątynną bibliotekę, ale Hinata nie miała zamiaru narzekać na pomniejszoną ilość obligatoryjnej lektury.
Oprócz regałów z księgami na środku pomieszczenia był niski stolik i masy wielkich poduch. Ponad głową Sukcesorki znajdował się ogromny kryształowy żyrandol, a na ścianach kryształowe kinkiety, z których lało się białe delikatne światło. Ale choć to miejsce było jak wyśnione z baśni, było tu pusto i cicho. Nie było prawie żadnych głosów, ani nawet szeptów. Nawet w jej sercu.
Jej narzeczony odrzucił ten niezwykły kontakt, jakie dawały ich Kwiaty i wszedł do Świątyni Ziemskich Bóstw. Brakowało jej go. Tego radosnego i czułego głosu, który był przy niej w każdej wolnej chwili. Zamknęła oczy. Znalazła się w białej przestrzeni, na nieskończonej tafli wody. Obok niej stał Kamikaze, uśmiechając się czarująco. Pochyliła się, by ucałować czubek jego słonecznej czupryny. Szukała Żonkila, ale nie było go widać. Musiała mieć zmartwioną minę, ponieważ poczuła jak mała chłopięca dłoń chwyta jej własną. Posłała mu delikatny uśmiech pełen miłości i tęsknoty.
- Wytrzymamy tę samotność, prawda, Naruto-kun? – powiedziała do niego.
- Oczywiście! – odparł entuzjastycznie. – Nic się nie martw. Nie bój się. Zawsze będę z Tobą, Hinata-chan! – zawołał rezolutnie wyciągając ku niej swoje ramiona. – Kocham Cię, Hinata-chan! – pociągnął ją w dół, by przyklękła przed nim i poczuła tylko dotyk małych ust na swoim policzku.
Był taki uroczy. Nie mogąc się powstrzymać, porwała go w ramiona i przytuliła mocno do siebie.
- Też Cię kocham, Naruto-kun. Bardzo. Muszę wracać.
- Rozumiem. – powiedziało uosobienie Boskiego Wiatru. – Ale wróć szybko. – Hinata uśmiechnęła się szeroko, po czym zamknęła oczy, by po raz kolejny spojrzeć na kryształowy żyrandol.
Wstała z miejsca, przeskoczyła z wdziękiem nimfy przez białe poduszki i pozwoliła by jej zwiewna biała sukienka zakręciła się nieco. Podeszła boso do kolejnego regału i wyciągnęła kolejny zapis. Miała wrócić na poduszki, kiedy nagle dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się lekko, a próg przekroczyła zakapturzona smukła postać.
Nie odłożywszy zwoju, szesnastolatka odwróciła się do nowo przybyłej.
- Mogę w czymś pomóc?
- Królowa-Smok wzywa. – oświadczyła kapłanka. Hinata zdziwiła się. Znając chłodny stosunek Mikohidori, nie spodziewała się, że wezwie ją tak szybko, po tym jak nakazała jej czytać bibliotekę, przekazując notatkę.
Odłożyła więc swoją niedoszłą lekturę i skierowała się ku wyjściu, chwytając po drodze pelerynę od Midori i narzucając ją na ramiona oraz zakładając buty, idąc.
- Gdzie jest Kazehime? – zapytała Hinata.
- Z Królową-Smok.
- Czy Twoje zdawkowe wypowiedzi są związane z rozkazem Królowej-Smok? – zapytała po chwili. Uważne oczy brunetki zauważyły zachwiany krok kobiety przed nią.