Zieleń liści ustąpiła wreszcie wysokim murom z czerwonej cegły i potężnej bramie z czerwonego dębu i mosiądzu. Na jej środku widniał potężny symbol Ognia. Bramy strzegło dwóch mężczyzn ubranych w długie czerwone szaty. Byli uzbrojeni. Nie spięli się nawet, kiedy dwie postacie w jasnych pelerynach wylądowały tuż przed nimi. Uspokoił ich widok dużego białego psa, który im towarzyszył.
- Naruto-sama. Kiba-san. – powitał ich jeden z kapłanów Ognia. – Coś się stało, że tutaj jesteście?
- Nic nowego. – uspokoił ich blondyn. – Ale muszę się spotkać z Chiriko-sama.
- W takim razie, zapraszamy. – powiedział drugi, który otworzył dla nich bramę.
Naruto i Kiba wraz z Akamaru przeszli bramę, która zamknęła się zaraz za nimi.
- Spore to. – oznajmił Kiba, patrząc na potężny budynek przed nimi, do którego prowadziły wysokie schody.
- Tutaj tylko mieszkają kapłani i przyjmują gości. – odparł Naruto, mijając trenujących kapłanów, kiwając do nich głową, gdy się zatrzymywali, by go milczącym gestem przywitać.
Kiedy dotarli na szczyt schodów, czekał tam na nich inny kapłan.
- Naruto-sama. – powitał blondyna, kłaniając się lekko. Kibie posłał kiwnięcie głową. – Co was sprowadza?
- Potrzebuję rozmawiać z Chiriko-sama. – powtórzył blondyn.
- To na razie niemożliwe. Chiriko-sama odprawia obrzędy w Hoshirine. – oznajmił kapłan. – Jeśli bardzo chcecie się z nim spotkać, musicie poczekać.
- Ile mu to zejdzie? – zapytał Kiba.
- Do południa. – odparł mężczyzna.
- Trzy godziny. – skwitował szatyn. – Naprawdę musimy czekać, Naruto?
- Tak. Bez tego, nie mogę ruszać dalej. Nie musisz tu siedzieć, Kiba. Wracaj do domu. – powiedział, blondyn zrzucając bagaż z pleców i siadając na stopniu.
- W twoich snach. – odrzekł Kiba i także zrzucił bagaż i usiadł na stopniu, znacznie dalej. Akamaru nie zszedł, ale podszedł do swojego pana i na szczycie schodów, na kamiennej posadzce, położył się i zwinął w kulkę.
Mijały minuty, których liczba wydłużała się z każdą chwilą. Brązowe oczy spojrzały na blondyna. Szesnastolatek nie drgnął, odkąd usiadł. Inuzuka zdziwił się wewnątrz. On już kilka razy zdążył zmienić pozycję, a wiedział dobrze, że młody Uzumaki także nie należał do osób cierpliwych. A mimo to, siedział na stopniach, z łokciami osadzonymi na kolanach i złączonych lekko dłoniach. Oczy miał zamknięte, a twarz jego była neutralna.
Medytował? Niemożliwe. Uzumaki był na to za tępy. A mimo to, minęła już prawie godzina, a on nawet nie drgnął. Nie wyrwały go z tego stanu ani okrzyki walecznych kapłanów, ani niebezpieczne skwierczenie ognia, który wydawał się być wszechobecny, tak samo jak ciężki zapach palonych kadzideł. Nie zachwiały jego zamyśleniom dźwięki setek przyciszonych głosów, w dali echo inkantacji.
Nieobecność Hinaty wrzuciła go w wir treningów, czego rezultatem była możliwość słyszenia i czucia tego wszystkiego. Kiba od niedawna nie tylko był jouninem Wioski Ukrytego Liścia. Przejął także zwierzchnictwo w klanie Inuzuka, został jego głową, choć i tak większość roboty wciąż odwalała jego matka. Zrobił wszystko co można było, żeby przybliżyć się do Hinaty Hyuuga, dziewczyny, która skradła jego serce.
Ale kiedy ją znów zobaczył, okazała się być potężną kobietą, a wszystko przestało wystarczać. Wszystko okazało się niczym. Wiedział o tym dobrze, ale nie miał zamiaru się poddawać. Nigdy się nie podda, jeśli chodzi o Hinatę. Jest dla niego zbyt cenna, by ją odpuścić. Nawet jeśli stoi przed nimi tyle przeszkód. Zaskakująco nie byli to jej potencjalni adoratorzy. Przeszkodą było to, co miał przed oczami – kapłaństwo.