Boskie Przebaczenie

126 4 2
                                    

  Wyspa Shinonome w większości nosiła piaski. Na jednym z klifów, jednak, ci którzy tam byli, stali niczym wryci w granitowe skały. Wszyscy z wyjątkiem jednej osoby: Hinaty Hyuuga, która czyniła delikatny krok za krokiem w stronę dwóch białych bestii.
Jej ruchy zdawały się być płynne, jednak trwająca cisza zdradzała piszczące pod jej ciężarem skały. Była piękna, skąpo ubrana, ale piękna. Jej ciało wyglądało jak nowo narodzone. Nie miała już siniaków i poważnych zadrapań. Jej skóra odzyskała swoją należytą jędrność i jasność. Była nieskazitelna, bez żadnej skazy. Jednak zostawiała po sobie szkarłatne ślady krwi.
Nie umknęło to uwadze Naruto. Nie wiedział czy oddycha czy nie, był zachwycony ale i zaniepokojony. Tyle sprzeczności się w nim kotłowało. Chciał ją porwać w ramiona. Żyła, była zdrowa i prawie cała. Ale nie mógł wykonać choćby ruchu. Hinata nie patrzała na niego, a i tak nie był w stanie wyzbyć się z obezwładnienia, jakie panowało nad wszystkimi za sprawą jej nowych oczu. Nie były białe jak zwykle, zdawały się lekko iluminować szafirowym blaskiem. Oczom blondyna nie umknął także fakt, że się trzęsła. Jej ciało zdawało się lekko pulsować. Co więcej, pulsowało w dziwnym sposób, jakby w rytmie.
Chciał jej to wszystko powiedzieć, o to wszystko zapytać, ale mógł tylko patrzeć, niezdolny do jakiejkolwiek innej czynności.
Podziwiał więc, jak i inni obecni, jak Hinata podeszła do Białych Strażników.
Shaoran potrząsnął głową. Wciąż był lekko otumaniony tą specyficzną mgłą. Pobudził wszystkie swoje zmysły, by zrozumieć co się dzieje. Z obezwładniającą rozkoszą odnalazł na swoim ciele słodki ciężar zaklętej Kazehime. A wtedy spojrzał przed siebie.
Kroczył ku niemu anioł. Serce załomotało mu w piersi. Gdyby nie jej delikatny uśmiech i niezmieniony zapach, nie poznał by jej. Kroczyła pewnie boso w jego kierunku. Jej włosy lewitowały w powietrzu w różnych kierunkach. Zdawały się nawet trochę urosnąć od ostatniego razu, jak ją widział. Jej ciało wróciło do pierwotnego stanu, jakby bransolety nigdy nie ukradły jej sił witalnych i młodości. Ale najbardziej porażające były jej oczy. Wciąż delikatne, ale wypełnione przejmującą pewnością siebie, mieniące się delikatnie szafirowym światłem.
- Shaoran... – usłyszał, a całe jego ciało przeszły dreszcze. Jej głos był delikatny, ale głęboki. Tak głęboki, że wnikał do jego duszy. Poderwał białe oczy, by spotkać jej spokojne spojrzenie. Barwa jej zmienionego głosu sprawiła, że nawet nie zwrócił uwagi na fakt, że pragnęła przywołać jego uwagę.
- Shaoran, co się stało? – zapytała szeptem, a na jej twarzy malował się szok. Odkąd wynurzyła się z wody, to były jej pierwsze słowa. Brzmiały dziwnie. Jej głos był nieco inny. Głębszy. Po chwili jednak, znalazła wytłumaczenie. Mówiła jednocześnie ciałem i duszą. Coś musiało się zmienić.
Patrzała ze zdumieniem jak tygrys miał kłopot z zebraniem myśli. Dała mu czas, spoglądając na Sayuri. Sokolica zdecydowanie odpłynęła, ale nie wiedziała, co było tego przyczyną.
- Hi-hinata-chan... – usłyszała za sobą. Poznałaby ten głos na końcu świata. Z uśmiechem odwróciła się do blondyna.
- Naruto-kun... – powiedziała. Zarumieniła się, widząc jak przełyka ślinę. – Co się stało?
- Sayuri dotknęła ziemi. J-jest skazana na śmierć. – odpowiedział jej Shaoran, bedący w stanie odzyskać głos i myśli, gdy odwróciła od niego wzrok.
- Nigdy nie pozwalała sobie na złamanie tej obietnicy. Dlaczego jest taka słaba? – odrzekła. Odpowiedział jej Naruto, którego głos był dziwnie zachrypnięty.
- Szukała Cię. Wszystkie te cztery dni.
- Cztery dni? Tyle mnie nie było... – w odpowiedzi otrzymała kiwnięcia głowami. Westchnęła głęboko. – Przepraszam, że tyle to trwało. Przepraszam, że musiałam Was martwić. Znowu.
- Naj-najważniejsze, że nic Ci nie jest. – powiedział Naruto.
- To prawda. Dobrze widzieć Cię wśród nas, Czcigodna. – powiedziała Panna Wody. – Uniżenie proszę Cię teraz, abyś raczyła odstąpić od Strażników. Kazehime musi zostać... – kobieta urwała, kiedy Hinata zwróciła na nią swoje nowe, zniewalające spojrzenie.
- Nie. – powiedziała do tego poważnym głosem, który ku uciesze Shaorana przybrał majestatyczny ton. Uwielbiał, kiedy go używała. A jeszcze bardziej uwielbiał, kiedy ona nie miała zielonego pojęcia, co jej głos i wyraz robi z ludźmi.
Odwróciła do niego swoją głowę, po czym powiedziała:
- Oddaj mi Sayuri-hime, Shaoran. Musisz to jednak zrobić ostrożnie. Bransolety wciąż działają. Nie chcę, by coś Ci się stało. Poza tym nie wiem, co się wydarzy...
- Co ma się wydarzyć, Hinata-chan? Co zamierzasz? – wtrącił Naruto, podchodząc nieco bliżej. Ona jednak tylko obdarzyła go swoim grzeczny, starym, rozczulająco znanym uśmiechem.
Shaoran podniósł Sayuri ze swojego grzbietu na pnączach. Bezwładne białe ciało zawisło na zielonych lianach. Hinata przybliżyła się o krok bądź dwa i zbliżyła nadgarstek do białej głowy, a stamtąd, używając swojej zdumiewającej, nawet w jej mniemaniu, kontroli nad wodą, przeniosła parę kropli swojej sukcesorskiej krwi do lekko rozchylonego białego dzioba. Pamiętała jednocześnie, że chętnie i bez przymuszenia oddaje tę krew. Było to ważne. A chciała ją uratować, tak bardzo chciała. Wiedziała, że nie może jej dotknąć, żeby jej nie zranić. Bransolety izolowały Hinatę od jakiekolwiek niemalże dotyku. A jednak tak bardzo chciała jej dotknąć. Zamknęła na chwilę oczy, modląc się, by to zadziałało. Zdziwiła się, kiedy odkryła przed oczami wszechobecną jasność. Było to dziwnie znajome światło. Światło, Kwintesencja Kyokuyi. A potem zobaczyła niezmierzone szeregi ametystowych sarkofagów. Widziała już podobne, kiedyś dawno. Wiedziała gdzie jest, kiedy zobaczyła dobrze znanego jej Sokoła. Była w Sercu Sayuri-hime. Nie było jej intencją tu trafić, a może było... Powoli dostrzegała różnorodność możliwości, jakie dawał Most.
Nie chciała się tym jednak teraz zajmować. Czekała, aż coś się stanie.
Albowiem darowała Kazehime swoją krew. Oczekiwała rezultatów.
Sokolica zdawała się jej nie dostrzegać. Możliwe, że było to spowodowane tym, że nagle postać sokoła zaczęła się zamieniać z jedną z ludzkich postaci, która trwała w głównym, zdawać by się mogło, sarkofagu.
Uśmiechnęła się i otworzyła oczy ku rzeczywistości, by zaraz potem je przymrużyć.
Białe ciało Sayuri buchnęło ograniczanym przez wieki wiatrem, zwiewając z jej ptasiego ciała choćby najmniejsze piórko. Nigdy jeszcze nie widziano tak pięknego spektaklu. Wiatr niósł we wszystkie możliwe kierunki wstęgi białych piór i piórek, mieniących się ametystowym połyskiem.
Kiedy majestatyczna zamieć ucichła, zielone pnącze otulały piękna kobietę. I ta kobieta płakała.
- Witaj, Sayuri-hime. – powiedziała Hinata, uśmiechając się do niej. – Cieszę się, że udało mi się Ci pomóc. Chcę, byś wiedziała, że boginie Żywiołów Ci wybaczyły i oddały Ci Twoją ludzką formę. Naprawdę się cieszę. – Hinata nie przestawała się uśmiechać. W jej Sercu panował niezwykły spokój, co musiało się wyrazić w odpowiedniej melodii. <Fill My Heart>
Shaorana ogarnął niepojęty szok. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, ani uszom. Czy to była prawda? Czy może tylko sen. Ale jakże piękny sen. Nawet nie wiedział, kiedy pnącza przestały utrzymywać Kazehime. Ta jednak była otulona przez wiatry. Jej skóra była jasna, okryta białą szatą, ujawniające wąskie ramiona i połowę pleców. Jej włosy były nieskazitelnie białe, proste i długie, choć niesione przez wiatry. Kosmyki przy jej twarzy były mocno horyzontalnie ścięte, jakby miał styczność z wietrznym ostrzem. A jej białe, zdumione oczy płakały, bo oto otrzymała dar, o którym nie śmiała nawet śnić – boskie przebaczenie.
Nie śmiała jednak, z przeświadczenia, zbezcześcić swoją osobą świętej wyspy. Nie czuła się godna, nie dawała wiary słowom. Ale wtedy zobaczyła naprawdę tą, która ją wybawiła z klątwy bogini światła. I jej włosy lewitowały w powietrzu, choć zdecydowanie niesione innym żywiołem, było to ewidentne. Przez łzy dostrzegła także zmienione oczy. Była gotowa przysiąść, że to we własnej osobie Midori, gdyby nie przyjazny uśmiech, pojedynczy kryształ na czole, ciepłe choć niezwykle wyraziste spojrzenie, krótka sukienka w znajomym kroju i kolorze, oraz bransoleta, która zdobiła wyciągniętą jasną, małą dłoń w jej kierunku.
Kolejny strumień łez uciekł z oczu Sayuri, rozumiejąc, że oto ma przed sobą tą, której szukała. Ale to ona do niej przyszła i to ona ją uratowała.
Hinata Hyuuga.
Pochwyciła jej dłoń obiema swoimi dłońmi, a ta poprowadziła ją na ziemię, dzięki potężnej sile bransolet. Ku jej zdumieniu czuła, że może przezwyciężyć jednak jej moce, a to za sprawą dziwnego pulsowania ciała dziewczyny, która zdawała się wpompowywać swoją własną energię, lub też w znanym tylko sobie rytmie kierowała jej własną. I kolejny strumień łez opuścił jej oczy, kiedy poczuła pod palcami gładką małą dłoń.
Kolana jej się trzęsły, gdy próbowała uświadomić sobie, że oto, po niezliczonych wiekach stoi stopami na ziemi. I wśród burzy uczuć i odczuć, to złamało ją najbardziej. Właśnie to czucie ziemi pod stopami sprawiło, że niezłomna i dumna Kazehime upadła na ziemię i schyliła głowę przed młodą Sukcesorką, a przez jej usta uciekły jedyne słowa, jakie czuła:
- ... dziękuję...!  

Choćby wody miało przybywać, a dna nie było widać...Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz