Ciche kliknięcie zaanonsowało schowanie broni do poszwy. Białe delikatne światło zniknęło z widoku, a właściciel kryształowej katany, w której to światło było zamknięte, wyprostował się i spojrzał prosto w oczy swojego starszego brata.
Itachi Uchiha bez ostrzeżenia został powiadomiony, że jego młodszy brat opuszcza Świątynię Ognia, polityczny azyl Uchiha. Wiedział, że nie ma prawa go zatrzymywać, zwłaszcza, że sam wkrótce planował wybrać się na małą wycieczkę, mimo to wyszedł, by właściwie pożegnać swoją jedyną rodzinę.
- Uważaj na siebie, Sasuke.
- Nie jestem już dzieckiem, nii-san, ale dzięki. Nie wiem ile mnie nie będzie.
- Rozumiem. Kiedy wrócisz, może mnie nie być, ale wreszcie i tak tu wrócę.
- Nie śpiesz się. – skwitował szesnastolatek, a jego starszy brat posłał mu uśmiech. Itachi przeniósł onyksowe spojrzenie na dwóch pozostałych towarzyszy swojego brata. Kiba Inuzuka wyglądał na śmiertelnie znudzonego, chociaż jego oczy zdawały się obejmować wszystko. Naruto zaś odbierał dwa zwoje, w których Zastępczy Arcykapłan zapieczętował mu to, czego potrzebował.
Wymieniwszy wzajemne życzenia bezpieczeństwa trzej shinobi opuścili Świątynię Ognia i bez zwłoki wyruszyli w drogę, obierając kierunek południowy. Większość czasu spędzili milcząc lub wymieniając krótkie uwagi dotyczące otoczenia.
Ale ten stan zmienił się, kiedy nagle Kiba się zatrzymał zakrywając usta i nos dłonią, a jego twarz skręcił wstręt.
- Zbliżamy się do granicy. – wymamrotał zza zasłoniętych ust. – Za każdym razem chce mi się wymiotować...
- Rzygaj, póki to jeszcze bezpieczne. – powiedział mu Sasuke, zaskarbiając sobie jadowite brązowe spojrzenie. Nic sobie z tego nie robiąc, zwrócił się do blondyna: – Naruto, gdzie wyznaczono tę bezpieczną trasę?
- Nie jestem pewien czy najbliższy Port jest już w obsłudze, to za wcześnie. – powiedział Naruto. – Idziemy przed siebie.
- Wyjaśnij jeszcze raz, gdzie idziemy? – wymamrotał Kiba, nigdy nie odsłaniając ust.
- Kraj Wiru. – niebieskooki zmierzył spojrzeniem swoich towarzyszy. – Wiem, że to już nie funkcjonuje, ale potrzebuję tam być. Zostańcie tu, dam sobie radę.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci, byśmy zostawili cię w spokoju, co? – spytał Kiba. Naruto wziął głęboki oddech i spojrzał w niebo.
- Szukam moich korzeni. Tam gdzie idę, kiedyś żył klan Uzumaki. – wyznał.
- Panujesz nad tym całym Katon, wszyscy kłaniają ci się w pół jakbyś był co najmniej lordem feudalnym, do tej pory byłeś jedynym, który mógł bronić ludzi przed Ganozue, a teraz mi mówisz, że szukasz korzeni? – brew Sasuke wyskoczyła w czoło.
- Wiedziałem, że coś tu śmierdzi. – dorzucił Kiba, odsłaniając na chwilę twarz, by zaraz potem zakryć ją z powrotem. Fetor rozkładu był nie do zniesienia.
- Idziemy za tobą, Naruto. – skwitował Sasuke, wyciągając wdzięcznie długą kryształową katanę.
Brunet zatrzymał swoje spojrzenie na kryształowej klindze mieniącej się białym delikatnym światłem gwiazdy. W sobie nie potrafił przestać zachwycać się ostrzem. Było dokładnie takie jak ona: piękna i jasna. Onyksowe spojrzenie zwróciło się w przestrzeń przed siebie, gdzie miały czekać hordy Ganozue i ich śmiercionośna mgła. Najmłodszy Uchiha był ciekawy, czy ostrze od Hinaty Hyuuga jest tak samo potężne jak ona.
- Czas to sprawdzić. – szepnął do siebie, nieświadomy, że Kiba usłyszał każde jedno jego słowo.
Nastoletni shinobi udali się w stronę granicy Kraju Ognia z ostrożnością. Naruto z narastającym niepokojem obserwował tę druzgocącą różnicę między ziemią w barierze i poza nią. Zieleń i czerń. Życie i śmierć. I to jeszcze jaka paskudna śmierć. Przed nimi wisiała czarna ściana mgły, która była dość przerzedzona. Widać było to, czego nie chcieli widzieć. Kibę dopadł odruch wymiotny, Akamaru zatoczył niespokojnie koło w miejscu, Sasuke nie potrafił utrzymać neutralnej twarzy, która wykrzywiła się w obrzydzeniu, a Naruto zacisnął zęby równie mocno co pięści.