- Jak nikogo na świecie, kocham Cię.
Czy to sen? Czy umarła i trafiła do raju?Tyle lat... Tyle długich samotnych, niezauważonych lat, by wreszcie usłyszeć te słowa. Słowa, które wyobrażała sobie usłyszeć, odkąd tylko pamięta. I teraz jest tu i słyszy je, tak nagle. Tak znienacka. Takie były konsekwencje bycia zakochaną w najbardziej nieprzewidywalnym shinobi wszechczasów.
Patrzał tylko na nią, wreszcie patrzał na nią, wreszcie ją dostrzegał. Uśmiechał się do niej, tym uśmiechem, który tak bardzo kochała. Jego ramiona, ramiona, które przez cały ten czas były dla niej zakazane, teraz oplatały ją, dając poczucie bezpieczeństwa, jakiego nigdy jeszcze w swoim życiu nie czuła. Zupełnie jakby strumień rzeki zamknięty został w korycie i nie musiał się nigdy więcej obawiać o to gdzie płynąć. Sen się spełnił. Widziała go jak na dłoni, dopiero zmierzchało. Był jej zastępczym słońcem, a teraz to słońce ją obejmowało i wyznało miłości. Na całym swoim ciele i duszy czuła gorąco jego uczucia. Był tu dla niej, czuła go.
Więc dlaczego to wszystko tak koszmarnie bolało, tak bardzo, że z jej oczu płynęły łzy? W bezpiecznych ramionach Naruto czuła na ciele ucisk nie tylko jego, ale i ciężar Kluczy Świątyń Żywiołów.
- Naruto-kun... – szepnęła, sięgając wolną dłonią jego policzka. – Kocham Cię. Kocham Cię od dnia, kiedy Cię pierwszy raz zobaczyłam. Chciałam Cię wtedy przytulić, zatrzymać przy sobie, byś już nigdy więcej nie był smutny ani samotny. Cały czas żyłam tym, że gdzieś tam żyjesz na świecie i się nie poddajesz. Jesteś powodem dla którego żyję. Ale... z chwilą, w której opuściłam naszą wioskę nasza przyszłość zniknęła. – zamknęła oczy, bo czuła, że łzy zmiażdżą jej oczy.
- Hinata... – usłyszała głos pełen niedowierzania.
- Jestem Arcykapłanką, Naruto-kun! – jęknęła,nie przestając płakać. – Osoba służąca bóstwu nie może kochać! Tak mi przykro...!– wydusiwszy to, słowa ją zawiodły. Za wszelką cenę nie chciała ujrzeć tych pięknych błękitnych oczu pełnych bólu.
- Cii... – powiedział nagle czule prosto do jej ucha. – Posłuchaj mnie, Hinata. – powiedział spokojnie ale z mocą.Zadrżała pod jego głosem. Powoli otworzyła oczy. Głośno zassała powietrze.Wpatrywały się w nią oczy pełne determinacji, oczy dla których nie było granic.– Dziś nie jesteś Arcykapłanką. Dziś na ten jeden dzień, bądź po prostu Hinatą Hyuuga, kunoichi Wioski Ukrytego Liścia, którą pokochałem za tą anielską dobroć i oddanie na które nikt na świecie nie zasługuje łącznie ze mną. Ciii. –uciszył ją krótko, jako że chciała mu się wtrącić. – Hinata, bądź dziś tylko Hinatą, tą Hinatą, która jest dla mnie dostępna. A od jutra wrócisz na swoją dawną ścieżkę. Ale wiedz, że jutro też będę Cię kochał. – uśmiechnął się do niej szeroko, widząc co się z nią działo, wpatrując się w jej oczy. Takie anielskie oczy. – I pojutrze też będę Cię kochał. I każdego dnia w przyszłości.– przybliżył twarz bliżej, nie odrywając wzroku od jej własnych oczu. – Nie poddawaj się, Hinata. – i wtedy ją pocałował. Pierwszy raz naprawdę. Całował ją we śnie, całował ją w nierealnej rzeczywistości jej Serca, ale pierwszy raz całował ją naprawdę. Naprawdę czuł jej wargi pod swoimi, kiedy z czułością oddawała jego pełne uczucia pocałunki. Nie dbał o to, że miały smak goryczy łez. Dziś była tylko jego. I zawsze będzie jego, aż po kres wieczności, tylko,że od jutra nie będzie już mógł jej tak całować ani trzymać tak blisko przy sobie jak tej nocy.
Leżeli w swoich ramionach, spacerowali po Wyspie wtuleni w siebie, rozmawiali ze sobą i wyznawali sobie miłość jeszcze tyle razy, jakby jutro nigdy miało nie nadejść.
Ale czas ich nie oszczędził. Jutro nadeszło szybko.
Naruto przebudził się, nieco zdziwiony, że na środku polany. Ale wtedy przypomniał sobie zeszły dzień. W środku czuł rozdymany balon szczęścia, który był tępo kłuty igłami zwanymi niemocą wobec zamiarów boskich.