Zaledwie przed świtem Hinata Hyuuga powróciła do Wioski i zamknęła się w swoim pokoju, wychodząc z niego na godzinę przed rozpoczęciem swojego pierwszego dnia pracy w Akademii. Płynnym ruchem wyminęła jednego z kapłanów Ognia, który niósł tacę z jej śniadaniem.
- H-hinata-sama, dzień dobry. – mężczyzna wrósł w ziemię, stając oko w oko ze swoją Arcykapłanką. W odpowiedzi kiwnęła lekko głową i wyminęła go z takim wdziękiem, że ledwie utrzymał w rękach nadmienioną tacę. – Wychodzisz bez śniadania, Pani?
- Nie jestem głodna. – usłyszał beznamiętny głos za swoimi plecami, a gdyby nie on, nawet nie pomyślałby, że właśnie schodziła po schodach. – Czy przygotowaliście wszystkie dokumenty?
- O-o-oczywiście, Hinata-sama. Wszystko już na Ciebie czeka, podobnie jak wiele kapłanek i kapłanów ze Świątyń. – powiedział pośpiesznie mężczyzna w obawie, ze zaraz zniknie mu z oczu, po czym dodał na jednym wydechu. – Oczekują spotkania z Tobą, Wasza Arcykapłańska Wysokość. – z pokorą spojrzał na głowę okrytą pięknymi czarnymi gładkimi włosami.
- Jeśli tak, gdzie teraz są? – zapytała, ale nie została, by poczekać na odpowiedź.
Słońce padło już na pozostałe dwa budynki w kompleksie klanu Uchiha, ale Hinata Hyuuga nie zaszczyciła ich spojrzeniem. Krokiem wolnym ale nienaturalnie wdzięcznym wyszła na budzące się ulice Wioski Ukrytego Liścia. Mieszkańcy otwierający swoje sklepy stawali jak wryci, gdy ich mijała.
Trudno zignorować kobietę tak piękną i tak rzadko widywaną. Dla jasności, był to pierwszy dzień, kiedy Hinata Hyuuga pokazała twarz wiosce po powrocie, tym pierwszym. Poranna cisza wkrótce zmieniła się w pomruk rozmów przeprowadzanych przyciszonym głosem, a nieco później w otwarte dyskusje, będące tematem głównym najbliższego miesiąca.
Mniej więcej w tym samym czasie zwierzęco wyczulone zmysły, w tym przypadku słuchu, Kiby Inuzuki wyrwały go ze snu. Zaledwie kilka godzin wcześniej wrócił do Wioski nie mogąc ustać dłużej na nogach, a teraz jego uszy wychwyciły jej imię na ustach setek. Osiemnastolatek zerwał się z łóżka, ubrał się możliwie przyzwoicie i czmychnął z własnych czterech ścian, nieusłyszany nawet przez czujne psy klanu Inuzuka.
Pęd poczochrał mu włosy na nowo, a gdy ją znalazł, przyczaił się na jednym z dachów niczym drapieżnik i obserwował.
Los z niego zakpił, a ironia go wygwizdała. Hinata Hyuuga, nieuchwytna dla jego rąk kobieta, którą próbował złapać przez ostatnie dwa lata, ze szczególnym nasileniem skali niepowodzenia w jej odnajdywaniu spacerowała sobie po ulicy wioski, wprawiając jej mieszkańców w szok.
Z radością popadał w ten szok i w ten zachwyt gdy tylko na nią patrzał. Jej widok był jego jawą i snem przez cały ten czas, gdy jej nie widział. Była jaka senne marzenie, prześladujące go całą wieczną, a w rzeczywistości wymykające mu się niczym woda przez palce lub mgła z jego zachłannych objęć. Podczas jej nieobecności, nawet nie śnił, że mogłaby przyćmić wszystkie wizje jej osoby. A teraz szła tym pełnym majestatu i wdzięku wodnej nimfy przez ulice, ignorując cały ten zamęt jaki wprowadzała.
Kiba przeskoczył na następny budynek, by lepiej ją widzieć. Swoje cudowne czarne włosy, które zwykle nosiła związane białymi tasiemkami, teraz puściła wolno i związała je w warkocz zaczynając go na wysokości łopatek. Wróciła także do grzywki, aby przykryć zwykle odkryty kryształ na jej czole. Nosiła tunikę w stylizacji kimona, wyjątkowo krótkiego, sięgającego połowy jej uda. Była czarna odznaczona białą lamówką. Pod spodem nosiła standardowy podkoszulek z siateczki z kwadratowym dekoltem i obcisłe gentry w kolorze granatowego atramentu. Nawet jego nadwrażliwy słuch nie był w stanie wychwycić stukotu jej wysokich obcasów sięgających kolan kozaków. Tunikę przewiązała cienkim obi, którego końce zawiązała sobie na plecach, a pozostałe kawałki materiału opadały ku ziemi. W tym niezwykłym, ale obcym dla dawnej Hinaty stylu (nie, żeby miał zgłaszać jakiekolwiek zażalenia odnośnie jej wyglądu), był jeden znajomy, nostalgiczny wręcz akcent. Na szyi, wysoko nad obfitym dekoltem widniała biała opaska shinobi z symbolem Liścia.