VII

8.2K 427 83
                                    


Młody Potter zjadł już śniadanie. Obecnie siedział w bawialni i odpoczywał. Poszedł już na wszystkie atrakcje. Jego humor był praktycznie nie do zepsucia. Zastanawiał się tylko gdzie może być jego kochany wąż. Wyszedł z pomieszczenia z spojrzał na zegarek powieszony w korytarzu, którym teraz przechodził. Była pierwsza dziesięć. Postanowił iść do pokoju, obejrzeć film i zaczekać z jakimikolwiek wyskokami na Darka. Jak pomyślał, tak zrobił. Przed seansem zakupił sobie przez telefon małą pizze z sosem czosnkowym i dużą butelkę schłodzonej pepsi. Specjalnie zamawiał niezdrowe specjały. Chciał coś wreszcie zrobić ze swoimi wystającymi kośćmi. Nie zamierzał zostać grubasem, jak Dudley, ale chciał wyglądać jak zdrowy człowiek. Po przeczytaniu tak wielu ulotek wiedział, że nieopodal, za rogiem jest mała siłownia, na którą zamierzał się zapisać. Wreszcie przyszło jego zamówienie. Włączył pierwszy-lepszy film. Padło na „Gdzie jest Nemo". Postanowił zaczekać jeszcze parę minut na gada. Dark wpełzł do pokoju po dwóch minutach. Gdy zobaczył swojego właściciela zasyczał cicho. Harry wyciągnął rękę. Wąż widząc to, szybko do niego dotarł i wszedł po jego kończynie, oplatając jego ramiona oraz szyję swoim wielkim cielskiem.

- Witaj, Dark – przywitał się brunet uśmiechając się lekko. – Jak było?
- Jak zwykle – syknął.
- A jak Tom i Nagini zareagowali na to, że wyjeżdżamy z Albanii? – spytał chłopak.
- Nad wyraz spokojnie. Jednak mogę wyjechać bez narażania naszej przyjaźni pod jednym warunkiem... - dramatyczna pauza. – Musisz... Osobiście się z nimi spotkać.
- Jak chciałem dzisiaj iść z tobą, to nie! – Harry chciał się fochnąć.
- Harry, najpierw nauczę cię paru zaklęć z którymi być może sobie baz różdżki. Marvolo nie odda mnie byle komu. Prawdopodobnie będzie chciał od ciebie małej prezentacji magicznych umiejętności.
- No dobra... - jęknął. – Czyli już jutro mogę do niego iść – dzieciak naprawdę chciał się spotkać z czarnoksiężnikiem.
- Nie! – wrzasnął gad. – Powiedziałem mu, że masz jutro wycieczkę do paru miejsc, więc sobie przygotuj jakąś bajkę o zwiedzaniu starego muzeum, czy coś w ten deseń. Trzeba cię nauczyć Alohomora, Accio i może jakoś wkujemy też Drętwote. Aha, no i jeszcze jest ważne Protego... No, czeka nas sporo roboty!- To od czego zaczynamy? – podekscytował się nastolatek.
- Od Accio – oznajmił Dark. – Rób wszystko, co ci każę. Wyciągnij rękę, uwolnij moc. Pozwól jej swobodnie przepływać przez twoje ciało. Następnie skup się na jakimś przedmiocie. Najlepiej na razie na poduszce. Odtwórz miejsce, w którym się znajduje. Opleć ją w wyobraźni magią. – Harry wykonywał każde polecenie. Jak na razie nie miał z żadnym większych problemów. – Teraz przedmiot ma do ciebie podlecieć... Jeżeli masz taki obraz skup się w jednej chwili tylko i wyłącznie na swojej magii i powiedz „Accio poduszka".
- - Accio poduszka! – po chwili w ręce chłopaka znalazł się przedmiot. Brunet uśmiechnął się triumfalnie. – To było proste. Jeżeli będę się wszystkiego uczył w takim tempie, to już jutro mogę iść do Voldemorta.
- No, nie powiem, ładnie. Teraz masz zrobić dokładnie to samo z tamtym wazonem, ale w dwie sekundy – powiedział wąż. Oczywiście co to było dla Harry'ego za wyzwanie? Odpowiedź jest prosta – żadne.
- To co dalej? – zapytał siedmiolatek trzymając w rękach niebieski wazon.
- Coś się za szybko uczysz, Potter. To wkurza... - mruknął Dark. – No, ale teraz czas na Protego...
- Co to jest?
- To tarcza stworzona z magicznej mocy. Podczas ataku magicznego wyjątkowo przydatna. Może jednak posłużyć jako obrana przeciw sile fizycznej. Wystarczy, że machniesz ręką przez swoje ciało, wyzwolisz trochę magii, pomyślisz, że chcesz być bezpieczny i skupisz się na tym wrażeniu. Potem musisz powiedzieć „Protego" i po sprawie. – poinstruował go. – Pamiętasz każdy krok? – Harry potwierdził. – To w porządku. Rzucę w ciebie tym wazonem. Masz się zasłonić magią.
- Ok – gdy tylko dzieciak to powiedział w jego stronę poleciała porcelana. W przeciągu paru sekund wykonał to, co mówiło jego zwierzątko. – Protego! – machnął ręką. Tarcza była dość słaba, ale bez problemu mogłaby ochronić przed atakiem wuja Vernona. Dzban rozbił się na drobne kawałeczki.
- No, no, no... Masz zadatki na świetnego czarodzieja, Harry – oświadczył Dark.
- Dzięki... - Potter też był zadowolony ze swoich umiejętności.
- No, ale skoro jesteś tak genialny, to nauczę cię jednego zaklęcia więcej. Może nam się jeszcze przydać. Formułka to „Reparo". Służy do naprawiania różnych rzeczy. Jest to pierwsza klasa w Hogwarcie. To, czego ja cię uczę, to klasa czwarta, może trzecia. Przy Reparo po prostu wyobraź sobie obiekt zanim został zniszczony. W tym przypadku wazon.
- Spoko... Reparo! – to było dla niego dziecinnie proste. Po trzech sekundach wazon stał z powrotem na stoliku. – Dalej – ten chłopak chłonął wiedzę jak gąbka.
- Dalej mamy Drętwotę. Chyba będę musiał się zastanowić jakie jeszcze znam zaklęcia, bo jak na razie, to wszystko robisz za pierwszym podejściem...
- Talent – mruknął siedmiolatek.
- I skromność – odgryzł mu gad. – To teraz Dętwota, mój mały geniuszu – zaśmiał się.
- Ok, ok, nie przynudzaj... Co mam robić? – zapytał Harry.
- Po prostu wyciągnij rękę, uwolnij magie, wyceluj i rzuć zaklęcie – polecił mu.
- Spoko – syknął Harry. Zrobił to, co kazał mu podopieczny, który oczywiście był jego celem. – Drętwota – powiedział spokojnie. Z jego ręki wyleciał cienki, czerwony promień. Wycelował idealnie. Zaklęcie poleciało prosto w Darka. Siła czaru odrzuciła zwierze na drugi koniec pokoju, lecz wciąż był on przytomny.
- Bardzo dobrze, Harry. Oby tak dalej - wysyczał słabym głosem.
- Dark, Dark! Nic ci nie jest!? – panikował Harry.
- W porządku... Dam sobie radę. Będziesz genialnym magiem, mój drogi. Drętwota to zaklęcie ogłuszające. Nie powinienem teraz być przytomny... Jednak zważywszy na twój wiek jestem zdziwiony, że bez różdżki w ogóle dałeś radę coś zrobić... Teraz spróbujesz Alohomorę. To bardzo pożyteczne zaklęcie. Tak samo, jak Reparo. Służy do otwierania zamków, kłódek itp.
- Ok, może się przydać... Szczegółowe informacje? – poprosił Potter.
- Specjalnie nie ma się nad czym rozpływać. Po prostu skieruj palec na dziurkę od klucza i wypowiedz zaklęcie.
- Ok. To będzie banalne – mruknął z przekonaniem.
- Zobaczymy – syknął Dark, któremu już wróciły siły. – Właśnie, mam dla ciebie nowe zaklęcie, jak już się z tym uporasz. Z Czarnej Magii.
- Ekstra! – wykrzyknął chłopak. Zaklęcie nie sprawiło chłopakowi najmniejszych trudności.
- Ok. Posłuchaj mnie, Harry – zaczął poważnie pyton. – Czarna Magia to negatywna siła. Głównie służy do zadawania przeciwnikowi bólu lub opętaniu go. W ostateczności Mroczne Sztuki służą do zabicia ofiary. Dzisiaj wprowadzę cię odrobinę do tego rejonu magii – Potter słuchał go z zapartym tchem. Nie wiedział czemu tak go pociągały czarno-magiczne zaklęcia. Po prostu go intrygowały. – Nie będzie to zaklęcie Niewybaczalne... O nie. Do tych nawet Tom potrzebował zawsze różdżki. Spróbujesz Sectumsempry. Lepiej jednak, żebyś najpierw dowiedział się jak ona działa... - urwał.
- No jak? – poganiał go Potter.
- Tworzy na ciele przeciwnika wiele głębokich ran. Tak jakby ktoś pociął ich skalpelem. Jeżeli zaklęcie jest rzucone z pełną mocą, to po dwóch minutach wykrwawisz się.
- Super – oczy młodego czarodzieja błyszczały. Uważał to za wspaniałe. Mieć władzę nad czyimś życiem.
- Czyli wciąż chcesz się uczyć? – bardziej stwierdził, niż zapytał Dark.
- A kto by nie chciał? – Harry nie rozumiał jak można by nie chcieć władać taką potęgą.
- To dobrze... - odpowiedział. – Zaczniesz trenować na tych myszach i żabach, co mi kupiłeś do jedzenia. Tylko ostrzegam cię, Harry... Teraz są to zwierzęta, ale później będą ludzie.
- Wiem, Dark. Właśnie na to czekam – wyszeptał brunet.
- Chodź do łazienki. W wannie będzie najłatwiej – oznajmił pyton i ruszył w kierunku właściwych drzwi. Czarodziej poszedł za nim. Po drodze wyjął klatkę z gryzoniami. Na miejscu wyjął jedno zwierzątko i wrzucił do małego baseniku. – Dobra. Wyciągnij rękę i myśl o zadaniu bólu. Wyzwól negatywne emocje. Nie muszą być skierowane prosto na tą mysz. Po prostu musisz poczuć całym sobą gniew, przypomnieć sobie najgorsze momenty w życiu... - wąż mówił jeszcze długo, ale Harry go nie słuchał. Przed oczami przelatywało mu całe życie. - ...a kiedy skończysz, to rzuć zaklęcie. Formułka to Sectumsempra – zakończył swój monolog.
- Dobrze – szepnął Potter. – Sectumsempra! – z jego ręki poleciał fioletowy promień, który natychmiast ugodził w nic niewinnego gryzonia. Na białym futerku pojawiły się wielkie, czerwone plamy. Nie minęło pięć sekund, gdy zwierzę padło martwe... Harry bez większych emocji wziął ją w dwa palce i podał Darkowi. Gad szybko pozbył się ciała. Brunet wyczyścił wannę po krwi i odwrócił się do węża. Na twarzy miał delikatny uśmiech. – Było dobrze? – spytał.
- Wręcz idealnie. Jesteś urodzonym czarnoksiężnikiem. Kiedyś być może przewyższysz nawet Marvola? Kto wie? – zaśmiał się. Mały czarownik delikatnie położył na łbie podopiecznego dwa palce i przeciągnął subtelnie po grzbiecie węża. Było widać czarno na białym, że Darkowi się to podoba. Postanowił go trochę potorturować. Oderwał swoje palce od ciała gada. Zwierzę syknęło z niezadowolenia. – Spróbujesz teraz z czymś większym – oznajmił.
- Mianowicie? – pochwycił wątek.
- Mianowicie na kotach i psach. Tuż potem będą ludzie. Zgadzasz się? – Dark wolał być pewny, że chłopak naprawdę tego chce. Harry pokiwał wolno głową. – Dobrze. Idź do sklepu zoologicznego i kup trzy koty.
- Ok, ale ty tu zostajesz – rozkazał Potter.
- Idź – ponagliła go bestyjka. I wyszedł.Wrócił po czterdziestu pięciu minutach. Na rękach trzymał trzy dorosłe koty. Brązowego, czarnego i szarego.
- Dobra, a teraz mów do czego ci aż trzy koty? Jeden w zupełności by wystarczył – burknął dzieciak.
- Po zadaniu ran musisz wiedzieć jak je leczyć. Jesteś nad wyraz zdolny, co już niejednokrotnie mi uświadomiłeś. Trzy podejścia na pewno ci wystarczą – wysyczał i odszedł trochę na bok, żeby obserwować poczynania swojego ucznia.
- Ok. Co mam robić?
- Rzuć Sectumsempre, a potem zaklęcie leczące. Przy tym drugim musisz myśleć tylko o tym, żeby zasklepić rany. Wyzwalasz magie. Formułka to Vulnera Sanantur*. Przeciągnij potem ręką nad raną.
- Stoi. Osobiście wolę jednak zadawać rany, niż je leczyć – mruknął z przekąsem Harry.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak uleczanie jest potrzebne. Tak niszczysz ludziom psychikę. Najpierw ich ranisz, potem uleczasz i od nowa... W końcu błagają cię o śmierć.
- A, no jeśli tak, to spoko – na twarzy Pottera pojawił się szeroki uśmiech. – Sectumsempra! – machną dłonią jak od niechcenia. Gdy zobaczył na czarnym futrze swojej ofiary karmazynowe rany był niesamowicie usatysfakcjonowany. – Ok, czas go leczyć – mruknął pod nosem – Vulnera Sanantur... - rany pomniejszyły się, ale nie zamknęły. Chłopak zmarszczył brwi. Teraz pierwszy raz od rana coś nie idzie po jego myśli. Spojrzał pytająco na węża.
- Musisz to wymawiać długo. Czarna Magia jest u ciebie silniejsza. Jednym zaklęciem nie powstrzymasz takich ran. Ten zwierzak już się wykrwawił. Próbuj jeszcze raz, ale wymów formułkę parę razy.
- Dobra – zgodził się „uczeń". Wrzucił do małego baseniku szarego kota i ponowił czynności. – Vulnera Sanantur, Vulnera Sanantur, Vulnera Sanantur... - mruczał i uleczał rany zwierzaka. Prawie mu się udało. Niebezpieczeństwo dla życia futrzaka zmniejszyło się do zera. Nadal miał drobne rany, z których sączyła się krew. – Vulnera Sanantur! – na ciele ssaka nie można było się dopatrzyć choćby najmniejszej blizny. Po tym zabiegu siedmiolatek usiadł wycieńczony na podłogę. Wyczerpał na dziś swoje magiczne zdolności.
- No! Wiedziałem, że ci wyśmienicie pójdzie. Prawie skończyliśmy na dziś...
- Jak to prawie!? Dark, czy ty masz oczy!? Ja tu jestem ledwo przytomny!
- A wiesz, że na takiego nie wyglądasz? – zaśmiała się gadzinka.
- Nienawidzę... cię! – warknął Potter.
- Też cię kocham, Harry, ale dość tej miłości. Ostatnie zaklęcie i skończę cię męczyć. Obiecuję...
- Ostatnie – syknął dzieciak.
- Ostatnie. Zaklęcie rozbrajające. Możesz coś komuś wytrącić z ręki. Nie wymaga wielkiego skupienia. Lekko spręż magię, wyceluj w obiekt i wypowiedz formułkę. Expelliarmous. Wyjdziemy na zewnątrz, to spróbujesz – jak zostało postanowione, tak zrobili. „No i nici z filmu i słodkiego lenistwa" – pomyślał Potter, jednak wcale tak nie myślał. Lubił magię. Szczególnie czarną magię. – Widzisz tamtego gościa z butelką wody? – spytał Dark. Dostał odpowiedź twierdzącą. – Wytrąć mu z ręki wodę.
- Powtórzysz formułkę? – poprosił chłopak.
- Expelliarmous – podpowiedział wąż. Harry, jak to Harry, znów pokazał całemu światu swój geniusz. Było tak, jak mówił pyton. Dla takiego czarodzieja, jakim był Harry, wytrącenie mugolowi czegoś z ręki, było bułką z masłem i herbatką.
- Zrobione – szepnął zadowolony z siebie.
- Wspaniale – wąż pokiwał łbem. - No, to jest koniec na dziś... - urwał.
- Harry! – ktoś wykrzyknął imię Pottera. Spojrzał w tamtą stronę. Zobaczył panią Agatę.
- Dzień dobry! – odkrzyknął jej.
- Harry... Odsuń się wolno i powoli. To jest pyton siatkowy. Wysoce niebezpieczny wąż, który...
- Spokojnie, proszę pani. To mój wąż – i jak na potwierdzenie tych słów zaczął delikatnie głaskać zwierzę.
- Jeżeli jest twój, to dlaczego nie trzymasz go w terrarium? Dlaczego w ogóle zabrałeś go na wycieczkę!? Nie zdajesz sobie sprawy z niebezpieczeństwa... - urwała.
- Zdaję sobie sprawę, proszę pani – uciął chłodno Harry i poszedł do hotelu. Dark powlókł się za nim.
- Wiesz, Harry, muszę ci przyznać, że nieźle ją załatwiłeś. Nie mam pojęcia, co jej powiedziałeś, ale to musiało być ostre.
- No i było – brunet się cicho zaśmiał.
- No dobra. Twoją nauczycielką mamy z głowy, więc teraz tylko magia, magia i jeszcze raz magia... - chłopak spojrzał się na węża pytająco. – No co? Chyba nie myślałeś, że na serio dam ci spokój? Jeszcze dzisiaj nauczysz się Wingardium Leviosa.
- Obiecałeś!
- Spoko, żartuję – roześmiał się Dark. – Wingardium nauczysz się jutro. Teraz chodź na jakiś film i pizze – i pobiegli do pokoju rzucając się na kanapę. Nareszcie mogli dowiedzieć się gdzie jest Nemo...

Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ KiminariOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz