Harry obudził się o dziewiątej rano. Wstał, umył się i zaczął czesać. Za każdym razem, gdy jego wzrok padał na świeżo wypalony Mroczny Znak na jego twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Ubrał się w zielono-srebrne szaty z delikatną domieszką czerni. Do kieszeni spakował komórkę i poszedł obudzić Marvola. Dark'a już nie było w jego pokoju. Delikatnie zapukał do sypialni opiekuna. Kiedy nie usłyszał pozwolenia na wejście otworzył drzwi z kopniaka. Voldemort spał spokojnie na posłaniu do połowy owinięty kołdrą. Potter wpadł na wspaniały pomysł. Wyciągnął różdżkę i szepnął, celując ją na twarz Toma.
- Aquamenti – z patyka wystrzelił strumyk wody. Mina czerwonookiego była nie do zapomnienia. Cały mokry, zdezorientowany, a na dodatek, nie do końca obudzony.
- Harry, nie strasz mnie tak... – wydusił.
- Sorry, nie mogłem się powstrzymać.
- Dobra, a chciałeś czegoś ode mnie?
- Tak, wstawaj! Nie mamy całego dnia. Zakupy, pamiętasz?
- O, a dajże ty mi spokój. Możemy iść wieczorem... – jęknął Tom.
- Możesz sobie co najwyżej pomarzyć. Wstawaj w tej chwili, albo miotnę w ciebie jakąś klątwą – zagroził Potter.
- Wiesz, ja tak się zastanawiam, czy nie nadawałbyś się na Czarnego Pana lepiej niż ja – mruknął.
- Nie, o to się nie martw. Ale ja cię bardzo proszę, wstawaj, albo naprawdę oberwiesz jakimś małym Crucio.
- Dobra, dobra... Już wstaję – Marvolo wolał nie ryzykować. Co prawda na pewno nie byłby to jakiś większy ból, tylko drobny dyskomfort. Zwlekł się z posłania. Poczłapał do łazienki. Po dziesięciu minutach wyszedł ubrany, umyty i ze zmienionym kolorem oczu. Używał mugolskich soczewek. Lepiej nie ryzykować. Miał na sobie granatową szatę z zielonym paskiem na samym dole. No cóż, w końcu wychodził do ludzi. Nie mógł włożyć, jak zwykle, koszulki i spodni.
- No nareszcie – jęknął Potter.
- Szybciej się nie dało. A gdzie Nagini i Dark?
- A żebym to ja jeszcze wiedział.
- Ech... Schodzimy – i wyszli z sypialni. Okazało się, że węże są na dole.
- Hej, idziemy na Pokątną! – rzucił od progu czarnowłosy.
- Wiem, gotowi? – zapytała wężyca.
- Tak. Możemy ruszać – odpowiedział Voldemort. Wzięli trochę galeonów z mini skrytki w piwnicach Riddle's Manor i Marvolo teleportował się do Dziurawego Kotła. Nie odzyskał mocy, ale tyle, ile miał, wystarczało do aportacji. Przeszli na ulicę. – O rany, kiedy ja tu ostatnio byłem – mruknął czerwonooki. Potter zaśmiał się pod nosem.
- No chodź, trzeba tym idiotom coś znaleźć.
- Dobra, już idę. Czym interesuje się panna Granger? – zapytał.
- Hermiona... Lubi się uczyć, dostawać dobre oceny, zależy jej na przyjaciołach... – powiedział Harry.
- Hmm... A więc może książki o oklumencji, legilimencji i numerologii? – zaproponował Tom. – No, i może jeszcze jakąś biżuterię. Nie znam się na dziewczynach, ale chyba im na takich rzeczach zależy, nie?
- No... Niezły pomysł. A dla Draco, to znajdziemy coś na Nokturnie – stwierdził Potter.
- Dobra. To chodźcie – uśmiechnął się do reszty grupy i ruszył do przodu. Oblecieli księgarnie i wybrali parę lektur. O transmutacji, numerologi i magii umysłowej.
- No, to chyba tyle podręczników Hermionie wystarczy – stwierdził zielonooki.
- Też tak sądzę – wtrącił swoje trzy grosze Dark.
- Teraz Śmiertelny? – spytał Czarny Pan. Potter przytaknął. Weszli w Mroczną Uliczkę. Oboje znali ją jak własną kieszeń. – Najpierw do Borgina i Burkesa.
- Dobra – Harry uwielbiał ten sklep. Nagini i Dark też lubili tam chodzić. W środku jak zwykle panował półmrok. Czaszki, ręce topielców i parę czarno-magicznych przedmiotów. Raj dla tej czwórki. – Dzień dobry, panie Borgin!
- Och... Dzień dobry, panie Potter – przywitał się czarodziej. – Czego pan potrzebuje?
- Prezentu dla kolegi, który interesuje się Czarną Magią – powiedział za niego Riddle. Borgin, gdy go zobaczył, lekko zbladł. W końcu Marvolo, gdy był młody, pracował w sklepie. Kiedy Voldemort to zauważył, uśmiechnął się ironicznie.
- Lucas, to było pytanie do mnie! – oburzył się jedenastolatek.
- Pomogłem w odpowiedzi. W czym problem? – zapytał z wrednym wyrazem twarzy. Potter prychnął. Borgin najwyraźniej stwierdził, że coś mu się pomyliło.
- No więc, jeżeli szukasz prezentu... Powiedz mi, jak ma ten kolega na nazwisko.
- Draco Malfoy – odrzekł.
- Ach! Draco. Często tu przychodzi razem ojcem. Hmm... Pamiętam, że prosił kiedyś Lucjusza... – Tom zmarszczył brwi. - ...o rękę glorii, ale pan Malfoy powiedział, że nie zamierza zagracać domu.
- To byłby chyba całkiem niezły pomysł, nie, Lucas? – spytał chłopak.
- Hmm... Osobiście wybrałbym jakąś książkę, ale z drugiej strony... Draco to jeszcze dzieciak, który ma sporo przed sobą... Jeżeli uważasz, że mu się spodoba, to możesz wziąć – oznajmił. Dark i Nagini też pokiwali łbami. Kruczowłosy spojrzał na sprzedawcę.
- Więc biorę – uśmiechnął się. – Ale do rady Lucasa też się zastosuję. Prosiłbym pana jeszcze o jakąś książkę dla początkujących. Może nie jakieś całkowite podstawy, coś niewymagającego.
- Dobrze, już patrzę, już patrzę... – powiedział zadowolony Borgin znikając w drzwiach za ladą. Tom i Harry rozejrzeli się po pokoju. Wzrok Czarnego Pana przyciągnął fioletowo-złoty naszyjnik. Kosztował tysiąc galeonów. Podobnież został obłożony jakąś silną klątwą. Tomowi wydawało się to nad wyraz zabawne. W jego obecności takie coś jak „silna klątwa" wydawało się grą słów. Uśmiechnął się lekko. Harry natomiast oglądał czaszki.
- Co patrzysz? – spytał Riddle'a i spojrzał mu nad ramieniem. – No weź... Przecież to czysta głupota.
- Zgadzam się – mruknął Voldemort. – Silna klątwa. Ciekawe, czy lepsza od mojej Avady.
- Harry, panie Lucas, proszę na chwilkę tutaj! – dobiegł ich głos sprzedawcy. Cała czwórka weszła do pomieszczenia obok. Ich oczom ukazały się sterty książek, przedmiotów i pojedynczych kartek.
- O co chodzi, panie Borgin? – zapytał Dark. Mężczyzna rozdziawił usta w wyrazie wielkiego zdziwienia. Po piętnastu sekundach się opanował.
- No... Harry powinien wybrać te książki... – powiedział w końcu. Nagle zadzwonił dzwonek przy drzwiach. – Och, proszę sobie wybrać właściwe rzeczy. Ja muszę iść obsłużyć kolejnych klientów – wyszedł.
- I co wybierasz, Harry? – spytała Nagini.
- Co powiesz na to? – pokazał jej „Nie taka Czarna Magia".
- Mogę? – poprosił Tom. Czarodziej podał mu egzemplarz. – Jak kupujesz Czarną Magię, to weź czarną. Na przykład to – wyciągnął inną lekturę. „Czarna Magia dla początkujących"
- Dobra, może być – zgodził się chłopak i włożył książkę do wyczarowanej torby. Wziął jeszcze dwa podręczniki „Różnice Czarnej i Jasnej Magii" oraz „Jak ukryć magię". Zadowolony spakował wszystko do siatki i razem z resztą wyszedł z pomieszczenia. Ledwo powstrzymał się przed walnięciem się otwartą dłonią w czoło. Przed ladą stał Draco z ojcem. Chłopaki mierzyli się spojrzeniami mówiącymi „Co ty tu robisz?!" Potter miał szczęście, że jego torba jest ciemnozielona i nie widać, co jest w środku. Tom za to wyglądał na niezadowolonego. Chciał zabić pana Malfoy'a samym wzrokiem, jak ojciec nowego chłopaka jego córki. Nie minęło dziesięć sekund, aż Harry i Draco się do siebie odezwali.
- Hej, Draco! – przywitał się zielonooki.
- Cześć stary, co tu robisz? – spytał zaskoczony blondyn.
- Na oczy ci się rzuciło? Robię zakupy. A ty?
- Dokładnie to samo – odpowiedział. – A ten, to kto? – wskazał podbródkiem na VOLDEMORTA! Czarny Pan, gdyby nie to, że Malfoy jest przyjacielem Harry'ego, walnąłby go jak nic Cruciatusem albo Avadą. W celach wychowawczych, oczywiście.
- A, to właśnie mój opiekun – w oczach Toma pojawiła się niema groźba, którą brunet jednak całkowicie zignorował. – Lucas Valéry.
- Umiem się przedstawić, Harry – warknął Riddle.
- Miło poznać – powiedział szarooki. Lucjusz patrzył się na to z niemałym zdziwieniem. To był ten sam chłopak, co w lecie. Na dodatek razem z nim był jeszcze jeden mężczyzna i drugi wąż. – Wiesz co? Jeżeli już się spotykamy, to może od razu pojedziesz do mnie? – zaproponował. Harry spojrzał na Marvola. Czarnoksiężnik odwzajemnił spojrzenie. Zielonooki nie chciał tak szybko wyjeżdżać, ale też chciał już być u Dracona.
- Mogę? – spytał.
- Ech... Jeżeli bardzo chcesz, to pewnie, ale przy takim układzie zabierasz ze sobą jajo i Darka. Ja z dwoma nie wyrobię – powiedział i uśmiechnął się. Tom dobrze wiedział, że jego wychowanek potrzebuje kontaktu z rówieśnikami. Martwił się tylko jedną rzeczą. Lucjuszem. Teraz nie może chłopakowi tego nijak przekazać bez wzbudzania podejrzeń.
- Dzięki! – wykrzyknął i uśmiechnął się do blondyna.
- Czy ktoś mi wyjaśni co tu się dzieje? – wtrącił się Malfoy senior.
- No, to jest właśnie Harry. Wyprzedzając twoje pytanie, ojcze, tak, jest w Slytherinie, a na dodatek interesuje się Czarną Magią.
- No proszę... Wybraniec i Mroczne Sztuki, kto by pomyślał...
- Pan Malfoy. Wysokiej rangi urzędnik Ministerstwa... Na Nokturnie. Ustalmy sobie jeden fakt. Panu nie opłaca się mieć wroga we mnie, a mnie w panu. Nie widzę najmniejszego powodu, by ciągnąć tą rozmowę do końca – powiedział bez zająknięcia. Lekcje aktorstwa i kultury z Marvolem robiły swoje. Chłopak mógł bez problemu mierzyć się z arystokracją. Znał się mniej-więcej na modzie, potrafił właściwie się wysłowić, a także obrócić czyjeś argumenty przeciwko niemu samemu.
- Hmm... Masz rację, panie Potter. Nie opłaca nam się bezsensowna walka – stwierdził. Pozostali patrzyli się na to z ciekawością.
- Harry – zaczął Tom. – Chodź, musisz się spakować.
- Już, już. Draco, za ile wracasz do domu?
- Pół godziny – powiedział.
- Ok. Teraz się odwróć, bo kupuję dla ciebie prezent – polecił. Blondyn posłał mu wielki uśmiech i spełnił prośbę. Harry zapłacił za zakupy ( Borgin oczywiście spakował też rękę, ale tak, by nie dostrzegł tego pan Malfoy ).
- To za pół godziny w Dziurawym Kotle – zadecydował Draco.
- Dobra – zgodził się zielonooki.
- To lecimy – mruknął mu nad uchem Marvolo i teleportował się do Riddle's Manore, a dokładniej do pokoju Pottera. – Pakuj! – machnął ręką, a kufer Harry'ego był gotowy do drogi. Chłopak zabrał też laptopa razem z kilkudziesięcioma akumulatorami (tak na wszelki wypadek). Wziął też mobilny internet.
- Harry, posłuchaj mnie – zaczął poważnym głosem Tom. – Ojciec Draco, Lucjusz, jest Śmierciożercą. Na ramieniu ma Mroczny Znak. Uważaj. Jeżeli coś zauważy, naucz go oklumencji do perfekcji. Używaj klątw tak długo, aż zmobilizuje go to do opanowania tej sztuki. Nikt nie może się dowiedzieć, co masz na ręce.
- Dobrze.
- Jeżeli coś się stanie, od razu do mnie pisz, czy to jasne? I jeszcze raz cię proszę, uważaj na siebie. A teraz idziemy – zdecydował i po raz trzeci tego dnia deportował całą czwórkę. Byli w gospodzie. Przy jednym stoliku stała cała rodzina Malfoy'ów. Harry podszedł szybkim krokiem do przyjaciela.
- Cześć, Lucas! – pożegnał się z Marvolem. - Do zobaczenia, Nagini
- Do widzenia, Harry. Opiekuj się tym idiotom – wskazała na Darka.
- Do lata, kochanie – westchnął pyton. Państwo Malfoy wyglądali, jakby ich piorun walnął.
- To jak, idziemy? – rzucił Draco.
- Tak – odpowiedział mu ojciec i teleportował grupkę przed bramę. Weszli do ogrodów. Były niezłe. Wyglądały trochę podobnie do tych, które znajdowały się dookoła Riddle's Manore. Pośrodku stała willa z białego marmuru. Prezentowała się... Normalnie. Wnętrze urządzone oczywiście na zielono, srebrno, czarno i biało. Tylko w łazienkach było odrobinę niebieskiego.
- Chodź, pokażę ci pokój! – młody Malfoy pociągnął przyjaciela na górę. Przeszli dwa korytarze, aż do drzwi z napisem Draco Malfoy, a obok z pustą tabliczką. – No przecież nie powiedziałem starym jak macie na imię. Nie zgodziliby się. A teraz patrz i podziwiaj. Tadaaa... – otworzył drzwi. Pokój był bardzo podobny do tego, który miał w Riddle's Manore. Może trochę mniejszy.
- Nieźle – stwierdził.
- Wiem. Dark, a tobie się podoba? – zapytał pytona na ramionach chłopaka.
- Nie najgorzej, ale widziałem lepsze.
- Ech... Nie dogodzisz każdemu. Harry, co ty na to, żeby odwiedzić Hermionę, co? – zapytał.
- Dobra, a masz jej adres? – spytał.
- Jasne. Little Sparkle ulica Flame Ardor 19.
- No to jasne, że ją odwiedzamy – powiedział rzucając kufer na łóżko, jakie miał w pokoju. – Dawaj rękę. Polecimy.Pięć minut potem wylądowali przed właściwym domem ( Draco znał drogę tam na pamięć, bo specjalnie sprawdzał gdzie ich przyjaciółka mieszka ). Zapukali do drzwi. Otworzyła im brązowowłosa.
- Harry, Draco, co wy tu robicie? No dobra, nie ważne, właźcie – zdziwiła się.
- Odwiedzamy cię, Hermiona – powiedział blondyn.
- Właśnie. A tak właściwie, to może też już przyjedziesz do jego dworu? – zaproponował pyton.
- Hmm... Jasne, tylko powiem rodzicom, ale... Chłopaki, ja wam jeszcze nic nie kupiłam – jęknęła.
- Eee... Nie szkodzi – stwierdzili wszyscy trzej. Czarownica posłała im prześliczny uśmiech.
- No dobra, stawiam wam w kawiarni porcję lodów, ciasta i czego tam jeszcze będziecie chcieli, dobra?
- Ok! – zgodzili się.
- Zaczekajcie tu – poleciła i zniknęła na parę minut. Przebrała się w szaty czarownicy, wytłumaczyła rodzicom sytuację, wzięła pieniądze, spakowała się i wyszła z chłopkami.
- Hermiona, może zmniejszyć ci kufer? – zaproponował brunet.
- O, fajnie by było – zgodziła się. Jej bagaż został pomniejszony do wielkości pudełka po zapałkach. Schowała go do kieszeni. Poszli do kawiarni, gdzie chłopaki zjedli tyle, ile tylko mogli. Po całej akcji strasznie bolały ich brzuchy, natomiast Hermiona i Dark mieli niezły ubaw.
- Accio Eliksir Przeciwbólowy – mruknął Potter i machając różdżką. Jego zaklęcie było na tyle dobre, żeby przywołać miksturę z jego kufra. Wypił dawkę i dał Malfoy'owi. Czuli się dobrze.
- To jak, teraz do dworu? – zapytała Granger.
- Noo...
CZYTASZ
Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ Kiminari
FanfictionCóż, historia będzie mówić o Harry'm Jamesie Potter'rze, którego wychował sam Lord Voldemort. W każdym razie będzie go wychowywał od siódmego roku życia. Jak to się stanie, przekonajcie się sami! ♥♥♥ Autor: Kiminari .