XXXVI

4K 230 9
                                    


Śniadanie minęło przyjemnie. Całe szczęście była sobota, więc cała paczka miała wolne. Po posiłku poszli do prywatnych komnat Marvolo'a. Zapukali i czekali na jakąkolwiek odpowiedź. Drzwi otworzyły się niemalże natychmiast. Lord siedział przy biurku, sprawdzając wypracowania. Wystarczył rzut oka, by wiedzieć, że klasa, która owe prace pisała jest beznadziejna. Obok mężczyzny piętrzyły się wieże z pergaminami. Na co drugim pisało „T" lub „O". Dzieciaki weszły do środka.
- O co chodzi? – warknął czarnoksiężnik.
- No bo my mamy taką małą prośbę... - zaczął Harry.
- Ech... Miejmy to już za sobą – mruknął. – O co chodzi?
- Chcemy perfidnie wykorzystać twój trud, który sobie zadałeś, by odnaleźć Komnatę oraz bazyliszka, aby napuścić go na uczniów – oświadczył czarnowłosy z wielkim uśmiechem.
- Jak chcesz. Będzie chociaż ciekawie. Tylko pilnujcie, żeby nikt was nie złapał – zgodził się.
- Super, dzięki! – ucieszył się Potter.
- Tak, dziękujemy – poparła go Hermiona.
- Nie ma za co. A teraz spadać. Cała szóstka. Nie ma was tu! – zwiali. Zeszli do podziemi. Harry przywołał węża.
- Witaj, Harry. Co cię do mnie sprowadza? – wysyczał.
- Mam prośbę – oświadczył.
- Tak?
- Mógłbyś kogoś zabić? – zapytał.
- Kogo?
- Hej, mogę zabić wam brata? – zapytał się Weasley'ów.
- Jeśli chcesz... - wzruszyli ramionami.
- Rona Weasley'a. Gryffindor i zdrajca krwi.
- Jak sobie życzysz... - wysyczał. Zszedł pod wodę. Przyjaciele wrócili na powierzchnię i pobiegli zapewnić sobie alibi do profesor McGonagall i profesora Flitwicka.
- Pani profesor! – krzyczeli Ślizgoni. Nauczycielka otworzyła drzwi.
- Potter, Weasley, Granger, Malfoy! Co wy tu wyrabiacie!?
- Bo my chcieliśmy powiedzieć pani, że udało nam się przemienić! – wykrzyczała Miona.
- Naprawdę? – wpuściła ich.
- To znaczy mnie nie, ale nie miałam co robić i chciałam zobaczyć, jak to się robi – przyznała rudowłosa.
- A pan Malfoy?
- A ja przyszedłem się pochwalić, bo ta dwójka mnie nauczyła – wyszczerzył się. Nauczycielka spojrzała zdziwiona na uczniów.
- No dobrze. Proszę, pokażcie – otrząsnęła się. Harry momentalnie stał się białym, olbrzymim wilkiem, Hermionie zajęło to nieco dłużej, lecz też idealnie. Draco także się zmienił. Wrócili do swoich ludzkich postaci. – Niesamowite – stwierdziła.
- Prawda? – przytaknęła Gin.
- Prawda, prawda, panno Weasley. Daje Slytherinowi po sto punktów za każde z was. To naprawdę niezwykłe. Wspomnę o tym waszym rodzicom, znaczy... Wybacz Potter.
- Nic się nie stało, pani profesor.
- Więc jak już mówiłam. Jeszcze ministrowi magii, dyrektorowi i naturalnie profesorowi Snape'owi. Trójka uczniów opanowała animagię w krócej, niż rok! Chodźcie, trzeba poinformować Dumbledore'a – rozentuzjazmowała się. Dzieciaki posłały sobie znaczące spojrzenia.
- Też mogę iść, pani profesor – poprosiła Gin. – Boję się sama – szepnęła, spuszczając głowę.
- Ależ oczywiście. Chodźmy, panno Weasley – zgodziła się. I całą piątką poszli do gabinetu dyrektora. McGonagall podała hasło. Weszli do środka. Potter zapukał do drzwi. Odpowiedziało mu ciche „proszę". Pchnął drewno i wszedł do środka.
- Dzień dobry, panie dyrektorze – przywitał się.
- Harry, profesor McGonagall, panna Granger, pan Malfoy i panna Weasley... O co chodzi?
- Widzisz, Albusie, pan Potter, Malfoy i panna Granger nauczyli się animagii w nie więcej niż rok – oznajmiła.
- Animagii? – upewnił się.
- Tak – przytaknęła nauczycielka.
- To niemożliwe – stwierdził dyrektor.
- Ale prawdziwe. Możecie pokazać?
- Oczywiście, pani profesor – przytaknął czarnowłosy, zmieniając formę. Wrócił do ludzkiego wyglądu. Zaraz po nim to samo zrobili Draco i Hermiona.
- W tym roku Puchar Domów chyba znów zdobędzie Slytherin.
- Tak. Już my się o to postaramy – stwierdził blondyn.
- Trzeba będzie was zarejestrować – mruknął dyrektor.
- CO?! Nie! – krzyknęła Genialna Trójka.
- Dlaczego nie?
- Będą czuć się skrępowani, panie dyrektorze – wyjaśniła Ginny.
- Ja się nigdzie nie rejestruje przed skończeniem szkoły – oświadczył Potter. Chciał wyjść, ale... drzwi same się przed nim otworzyły. Za nimi stali: Snape, Sprout, Sinistra, Hagrid, Voldemort i Flitwick.
- A tym razem co za sprawa? – zapytał uprzejmie Drops z tym jego dobrotliwym uśmieszkiem.
- Zaatakowano ucznia – oświadczył Tom. – Ron Weasley.
- I?
- Znowu spetryfikowany – westchnął czarnoksiężnik, jakby rzeczywiście go to obchodziło.
- Jeżeli dalej tak pójdzie, to możemy się już pakować – stwierdził dyrektor.
- Moi drodzy, proszę wracajcie do dormitorium – zwrócił się do Ślizgonów. Oni szybko wyszli i puścili się biegiem. Dopadli pierwszej-lepszej sali. Harry rzucił na biega zaklęcia wyciszające i... Wybuchli śmiechem. Draco i Hermiona aż się popłakali.
- Wi... Widzieliście ich minę... - wydukała przez salwy śmiechu Hermi.
- Taa... Tylko Marvolo był spokojny – zgodził się Potter.
- A Trzmiel! Jakby dostał w twarz! – wykrzyknął Draco, co wywołało jeszcze większy śmiech.
- Widzę, że to jednak wasza sprawka – oświadczył dość chłodny głos. Spojrzeli w tamtą stronę. Riddle popatrzył na nic. – Dobrze, że nałożyliście te zaklęcia. Inaczej pół zamku by was słyszało.
- Po prostu się cieszymy. Co w tym złego? – zdziwił się zielonooki, wstając.
- Po prostu musicie bardziej uważać. I po co przyznawaliście się, że umiecie animagię?
- Alibi – wyjaśniła Granger. – Dzięki temu nie jesteśmy podejrzani.
- Mądrze – stwierdził. – Przekładam wam zajęcia na jutro, zamiast na czwartek – oznajmił i wyszedł. Nastolatkowie też się pozbierali i wrócili do PW. A tam...

- To wasza sprawka! – wrzasnął cały Slytherin.
- Hę? O co wam chodzi? – spytał Potter.
- Wy petryfikujecie ludzi – stwierdziła Pansy.
- Em... To nie jest tak, że któreś z nas jest dziedzicem – zaczął Malfoy. – Ale rzeczywiście. Za Weasley'em stoimy my.
- Jak to robimy niestety nie możemy powiedzieć. Jeszcze nie teraz – dopowiedział Potter. – Dowiecie się za dwa, góra trzy lata.
- Czemu? – zdziwił się Flint.
- Marcus... Nie pytaj. Dostałem takie, a nie inne rozkazy i muszę się ich trzymać. Im mniej osób wie o moim małym sekrecie, tym lepiej. Nie to, że wam nie ufam... Po prostu mam polecenia, a ktoś, kto umie legilimencje mógłby z was wyciągnąć informacje – zakończył tyradę kruczowłosy. – A teraz bardzo was przepraszam. Jestem strasznie zmęczony. I przyrzekam, że kiedyś się dowiecie – wszedł po schodach, przebrał się i położył do łóżka. Odszukał umysł Toma i nawiązał połączenie.
- O co chodzi, Harry?
- Ślizgoni się domyslili, że Weasley to moja sprawka. Pytają, jak to zrobiłem. Co mam robić, Marvolo? – zapytał, podchodząc do czarnoksiężnika. Ten machnął ręką, a biała przestrzeń, w której się znajdowali zamieniła się na salon w Riddle's Manore.
- Na razie nic im o mnie nie mów. Ale czym jest potwór z Komnaty... To jak najbardziej. To nam nie zniszczy planów.
- Dzięki, Tom.
- Nie ma sprawy.
- Cześć – zakończył i rozłączył się z umysłem czarodzieja. – Powiem im jutro – pomyślał jeszcze zanim usnął.  

Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ KiminariOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz