XXIX

6.3K 271 20
                                    


Minął miesiąc od zakończenia roku szkolnego. Draco i Hermi uczyli się Mrocznych Sztuk. Dark rzadko się pokazywał chcąc spędzić trochę czasu ze swoją dziewczyną. Shadow również często znikał. Państwo Malfoy wciąż czuli się nieswojo, ale powoli zaczęli przyzwyczajać się do obecności Toma i Nagini. Dzieciaki praktycznie nie widywały Lorda. Harry jednak za bardzo lubił swojego opiekuna, żeby czasem nie zajrzeć do jego pokoju i nie upewnić się, czy wciąż żyje. Właśnie nadeszły urodziny zielonookiego diabła. Był 30 lipiec, więc wszyscy mieszkańcy dworu z wyjątkiem wyżej wspomnianego zebrali się w salonie, by zaplanować przyjęcie.
- A więc trzeba wymyślić coś ciekawego – mruknął szarooki krążąc po pokoju.
- A jaki mu dać prezent. Praktycznie nie znamy tego chłopaka – jęknęła Narcyza.
- Znamy! Spędziłem z nim cały rok w jednym dormitorium! – zaperzył się blondyn siadając na kanapie.
- Ale dobrze wiemy, że ma... troszeczkę inne upodobania – stwierdził Lucjusz.
- Nie... - przerwała brunetka. – Wyraźnie dał nam do zrozumienia, że pokazał nam prawdziwego siebie. Zataił tylko fakt, kto się nim opiekuje – oświadczyła. Ten moment wybrał sobie Marvolo, by wkroczyć do pokoju.
- Problem z urodzinami – domyślił się. – Na prezent wystarczy mu jakaś księga o możliwie najczarniejszej magii albo o Quiddichu – stwierdził siadając na kanapie
- Jesteś pewien, Panie? – zapytała pani Malfoy.
- Oczywiście, Narcyzo – potwierdził Tom.
- Czyli idziemy na Nokturn? – zapytał Draco. Rodzice posłali mu karcące spojrzenia.
- Owszem, Draco – potwierdził Czarny Pan. Wstając z mebla i znikając z obrotem.
- Draco, nie igraj z ogniem – ostrzegła syna kobieta.
- Nie igram, mamo. Czarny Pan sobie na to pozwala – posłał im olśniewający uśmiech.
- Obyś się nie przeliczył... - westchnął Lucjusz wstając i opuszczając pomieszczenie. Dzieciaki wzruszyli ramionami wybiegając na korytarz.- Harry – szepnął jakiś głos nad uchem chłopaka
- Czego – warknął niezadowolony, że go obudzono.
- Sto lat! – wykrzyknęli zgromadzeni w sypialni.
- To ja mam dzisiaj urodziny? – zdziwił się.
- Nie, za pół roku – warknął Dark siedzący najbliżej. Potter rozejrzał się po pokoju. Był tu każdy oprócz Marvolo'a. Lekko posmutniał. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że przy śmierciożercach nie może się zachowywać... Jak zwyczajny człowiek.
- Dobra. Nie, że was wyganiam, ale sio! Chcę się przebrać – mruknął zielonooki wstając z łóżka. Jego goście wyszli na zewnątrz, a chłopak rzucił zaklęcie wyciszające i cicho westchnął. Naprawdę chciał, aby Riddle tam był. Mężczyzna był dla niego ważniejszy od całej reszty, no, może nie wliczając Nagini i Darka, razem wziętej. Nie, że był gejem! Co to, to nie! Nie chciał przyznawać przed samym sobą, że w głowie zamieszała mu rudowłosa piękność – Ginny Weasley. Pokręcił głową podchodząc do szafy z ubraniami.
- Wszystkiego najlepszego, Harry – rozległ się cichy głos gdzieś z kąta pokoju. Brunet natychmiast obrócił się w tamtą stronę. Dostrzegł błysk czyichś czerwonych oczu.
- Tom!
- No chyba nie myślałeś, że zapomniałem o twoich urodzinach – mruknął zirytowany.
- No tak! Jak ja głupi mogłem tak myśleć.
- Dziękuję a wiarę we mnie. A teraz sio do mycia – powiedział otwierając drzwi ruchem ręki. W środku czekała już wanna wypełniona cieplutką wodą. Zielonooki szybko wziął kąpiel, ubrał się w jakieś w miarę normalne ciuchy i wyszedł razem z Lordem na korytarz, gdzie siedzieli jego wywaleni wcześniej goście. Rodzice Draco wytrzeszczyli oczy, widząc kolegę swojego syna z ręką Voldemorta na ramieniu. Na jedenastolatkach nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia. No cóż, byli świadkami sytuacji, gdzie Riddle czochrał mu kłaki.
- Prezenty masz w salonie – powiedział szarooki. – No to wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, stu lat, genialnej dziewczyny, emm... dobrych wyników na... SUMY-ach!
- Dzięki, Dracuś – zaśmiał się Potter. Malfoy tylko zdzielił go w łeb.
- Ech, ty nie umiesz składać życzeń, Draco – westchnęła Granger. – No więc mój drogi Harry. Wielu przyjaciół, szczęścia, pomyślności, dobrego życia w miłości i wspaniałych ocen życzę ci z okazji urodzin – powiedziała i zamknęła go w lekkim uścisku.
- To dużo znaczy, Hermi – szepnął jej do ucha. Dziewczyna posłała mu uśmieszek i zrobiła miejsce Malfoy'om.
- A więc życzymy ci dokładnie tego samo, co nasi poprzednicy i spełnienia marzeń – rzekła kobieta. Dark i Nagini złożyli mu podobne życzenia. Potter nie spodziewał się w tamtym momencie czegokolwiek od Marvolo'a, więc ruszył w stronę schodów, by zejść do salonu.
- A ty gdzie? – zatrzymał go czarnoksiężnik. Potter obrócił się spoglądając na niego pytającym wzrokiem. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Harry – powiedział Riddle z lekkim uśmiechem. Wszystkim zebranym opadły szczęki.
- Dzięki, Tom – powiedział chłopak szczerząc się do całego świata. Zeszli na parter i udali się do salonu. Tam, na kanapie, malował się stos prezentów.
- Rozpakuj! – wykrzyknęli jednocześnie Draco i Miona. Harry chcąc nie chcąc usiadł i zaczął rozrywać papier. Na pierwszy ogień poszła wspólna paczka od Ginny, Freda i Georga. Dali mu podstawowe wyposażenie z Zonka. Od państwa Malfoy otrzymał starą księgę o Czarnej Magii i artefakt pozwalający na poznanie uczuć osoby znajdującej się wystarczająco blisko. Hermiona podarowała mu książkę ( cóżby innego ) o Quidditchu. Draco jako jedyny się nad nim zlitował i załatwił sporą paczkę słodyczy, razem z podręcznym zestawem miotlarstwa. Za to Tom zaszalał. Od swojego opiekuna dostał zestaw do pielęgnacji mioteł dla zaawansowanych, model Nimbusa 2001, który dopiero co wszedł na rynek, dwie księgi czarnomagiczne, a także pewną rozrywkę znajdującą się w piwnicy.
- A co jest w tej piwnicy, co, Harry? – zapytał Draco, gdy tylko to usłyszeli i zauważyli, jak na twarzy chłopaka momentalnie pojawia się olbrzymi uśmiech.
- Mugole? – mruknął patrząc na Voldemorta. Ten z kolei posłał mu wzrok pełny aprobaty i skinął głową.
- A co zamierzasz z nimi zrobić? – zapytała Granger.
- Pobawić się.
- Wolę nie wiedzieć? – westchnęła.
- Bingo...
- Ok., dzieciaki. Wy idźcie się pakować, bo przenosimy się do Malfoy'ów za cztery godziny – rozkazał Riddle władczym tonem. Nikt nie śmiał zakwestionować bezpośredniego polecenia. – Harry, zostań.
- Co jest? – spytał, gdy zostali sami.
- Chcesz się bawić? – zaproponował Lord.
- A mogę?
- Oczywiście...W podziemiach dworu było zimno i nieprzyjemnie. Tom poprowadził go do właściwej celi. Potter wszedł do środka rozglądając się za ofiarą. Dostrzegł coś na podłodze. Był to chłopak mniej-więcej w jego wieku. Potter znał nawet jego imię – Piers. Jeden z bandy jego kuzyna świętej pamięci.
- Harry, uwolnij mnie! – krzyknął rozpoznając „kolegę", którego nie widział od ponad czterech lat.
- Nic z tego – zaśpiewał wyciągając ostrokrzew i rzucając Cruciatusa. Torturował dwunastolatka długo i powoli ignorując jego wrzaski. Gdy ofiara osłabła i straciła przytomność podał mu właściwy eliksir. Dzięki niemu chłopak cały czas był przytomny i odczuwał ból. – Hej, nie chcemy, żebyś nas tak szybko opuścił – zadrwił rzucając kolejno Sectumsemprę, Depulso, Crucio, Posse Mind i Enfilade. Tom stanął sobie z boku oglądając scenę. Jego podopieczny bez skrupułów kaleczył drugiego bruneta. Nic go nie obchodziło, że kiedyś się znali. Liczyła się tylko zemsta. – Tissutear* – mięśnie chłopaka odrywały się ukazując mnóstwo krwi i białych kości. Potter machnął jeszcze raz swoją różdżką. Z jego oczu wypłynęła krew, a potem wypadła gałka. Harry podniósł ją i uważnie się jej przyjrzał. Lekko przechylił głowę i zgniótł ją w ręku. Spojrzał na Piersa. Chłopak prawie się wykrwawił, a on chciał się jeszcze bawić. Przywołał Eliksir Uzupełniający Krew i spróbował nowego zaklęcia, o którym niedawno czytał. – Acidumsiva *2 – zaczął wypalać najpierw mało ważne narządy chłopaka, takie, jak np. wyrostek, czy trzustkę. Potem postanowił usunąć mu struny głosowe. Na sam koniec użył Legilimencji umieszczając ich w strasznych wizjach z demonami i masą zwłok. Tak więc, Piers nie widział, nie mógł mówić, a na dodatek nie posiadał paru mięśni i -narządów wewnętrznych. Jego oprawca właśnie rzucał klątwę łamiącą wszystkie kości w ciele. Dwunastolatek żył tylko dzięki magii. Jego ręce wykręciły się pod nienaturalnym kątem. Nogi tak samo. Ułożył usta do krzyku, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Avadowooki uśmiechnął się iście diabelnie i ruchem ręki wypalił mu żywym ogniem prawą nogę. Nagle Harry poczuł na głowie czyjąś chłodną dłoń. Odwrócił się i dostrzegł zadowolonego Czarnego Pana.
- Za chwilę wyjeżdżamy. Kończ to – polecił. Umazany krwią brunet wskazał na swoją ofiarę różdżką mówiąc:
- Za chwilkę rzucę zaklęcie zabijające. Spójrz tu – rozkazał. Polecenie zostało spełnione, gdyż chłopak był tak przerażony i poraniony, że nie śmiał się sprzeciwić. – Wspaniale... Będę widział sekundę, w której życie z ciebie uleci... Avada Kedavra – zielony promień pobiegł od magicznego patyka, do podłogi, zabijając swój cel. Oczy więźnia stały się puste, pozbawione jakiegokolwiek światła i emocji. – I jak?
- Jak zwykle, wspaniale – powiedział Marvolo wyciągając swój cis i oczyszczając zarówno dwunastolatka przed sobą, jak i samego siebie, gdyż karmazynowa ciecz Piersa „odrobinę" ich popryskała. Obydwoje w dobrym humorze opuścili lochy.
- Harry! – zawołała Hermiona. – Gdzieś ty był?
- Eee... Nieważne – wyjąkał. Jakoś mu się nie spieszyło do powiedzenia prawdy Ślizgonom.
- Możemy ruszać? – cierpliwość nigdy nie była mocną stroną Riddle'a.
- Oczywiście, Panie – powiedział Malfoy senior, pochylając lekko głowę.
- Do Malfoy's Manore? – upewniła się brunetka spoglądając po kolei na każdego w pomieszczeniu.
- Nie – zaprzeczył Harry. – Ja lecę jeszcze po Freda, George'a i Gin.
- A my to co?! – wykrzyknęli razem Miona i Draco.
- A wy idziecie razem z resztą do dworu – odrzekł z diabelskim uśmiechem.
- Harry – zaczął Marvolo. – Jak ich tu przeniesiesz? To będzie zbyt podejrzane, jeśli się teleportujesz.
- Czemu? – zdziwił się avadowooki.
- Bo od razu zaczną się pytania co za nieodpowiedzialny człowiek pozwala na to dwunastolatkowi – zaśmiał się. Już nikogo to nie zdziwiło. Przyzwyczaili się.
- Czyli mnie przeniesiesz? – zapytał brunet.
- Chyba muszę – sarknął Lord, łapiąc go za rękę i deportując się pod Norę. Tam czekała już cała trójka z bagażami. Harry pomachał im z oddali.
- Cześć, stary! – przywitali się rudzielce.
- Siema, jak tam?
- Nawet, nawet, ale gdy matka dowiedziała się, że wyjeżdżamy na cały miesiąc zrobiła masakryczną awanturę – wyjaśniła Gin.
- Współczuję – mruknął Potter.
- Porozmawiacie sobie na miejscu, dzieciaki – zadecydował Tom. - Niech każdy złapie się za ręce. Teleportuję nas – jak powiedział, tak zrobił. Gdy wszyscy mocno się trzymali aportował się przed dwór Malfoy'ów. Bliźniacy byli miejscem zafascynowani. Co jakiś czas padały takie komentarze, jak „O rany, ale fajne" i „Hej, to jest genialne, skąd Draco to wytrzasnął?". Weszli do środka. Potter razem z rudzielcami ruszyli na górę do przyjaciół, a Marvolo skierował się do salonu.
- Hejka! – przywitał się każdy z każdym, gdy otwarły się drzwi. W pokoju siedzieli Draco, Hermiona i Shadow, bo Dark i Nagini... Znów byli zajęci sobą gdzieś w odległych zakamarkach domu.
- Jak tam wakacje? – rzucił feniks. – O, a my się z panią jeszcze nie znamy? – zażartował. – Shadow jestem.
- Ginny – odrzekła z uśmiechem.
- Wakacje spoko...
- Ale trochę nam się nudziło – dokończył wypowiedź brata George.
- Nasze były... Pełne niespodzianek – stwierdziła Granger. Ci, co wiedzieli, o co biega roześmiali się na cały głos, a rudzielce siedzieli i przeszywali ich złym wzrokiem.
- Ginny w tym roku idzie z nami do szkoły, tak? – zapytał Potter.
- Noo – potwierdziła dziewczyna. – Ciekawe, gdzie trafię... - zamyśliła się.
- Oby Slytherin – powiedział zielonooki diabeł wpatrując się w przyjaciółkę. Na razie przyjaciółkę – pomyślał.
- Hej wy, węże, nie zabierajcie nam siostry! – krzyknął Fred.
- Tiara zdecyduje – powiedział Draco z przekonaniem.
- Taa, na pewno – zgodził się brunet.
- Hej, zagramy w Quidditcha? – zaproponowała Weasley.
- Jasne!Wyszli na dwór i wzięli miotły ze schowka. Shadow gdzieś się ulotnił. Bliźniaki podziwiali sprzęt.
- Dobra, to ja jestem za tym, żeby zastosować te karteczki. Pamiętasz, Gin? – spytał brunet.
- Te, co wymyślił Lucas? – dopytała. Potter przez chwilę nie mógł sobie przypomnieć, o czym brązowooka mówi, ale szybko się pozbierał.
-Tak, właśnie to miałem na myśli.
- To ok. – zgodziła się. Harry wyczarował kawałki pergaminu, na których zapisał numerki. Pierwsza ciągnęła Ginny. Wylosowała jedynkę. Kolejny był Fred, który miał 2. Jego brat znalazł się w przeciwnej drużynie. Przyszła pora na Hermionę, która trafiła na dwójkę. Brunet zanurzył dłoń w kartkach i wyciągnął jeden skrawek. Widniała na nim wielka jedynka. Draco oczywiście dostał 2. Rozpoczęcie gry było nieco dziwne, ale w końcu stwierdzili, że po prostu jedna z drużyn będzie zaczynać. Padło na grupę numer 2. Znicz wypuszczono jeszcze przed rozpoczęciem. Gra się zaczęła. Pierwsze dziesięć punktów należało do Hermiony. Ginny porwała kafla i z zawrotną prędkością pomknęła ku bramkom, omijając zawodników pięknym szlaczkiem. Tuż przed bramkami zablokował ją jednak Draco, więc oddała piłkę bratu. Ten, jako, że nie umiał strzelać z powrotem podał do siostry. Ginny fuknęła cicho, ale rzuciła i zremisowała. Potter omiatał wzrokiem boisko. Dostrzegł złotą plamkę przy swojej bramce. Używając pełnej prędkości pomknął w tamtą stronę. Okazało się, że miał rację. Nie minęło nawet parę sekund, a już trzymał w dłoni drobną piłeczkę. Nikt nie miał szans pokonać go, jako szukającego. Cała ekipa wylądowała i gratulowała sobie dobrej gry. Ostatecznie wynik wynosił sto siedemdziesiąt do dwudziestu. Mecz trwał około dwudziestu minut. Cała szóstka z wyjątkowo dobrymi humorami wróciła do dworu. Poszli do kuchni, żeby coś zjeść.
- Placki – rzucił Draco od progu.
- Nóżki z kurczaka – tym razem był to Potter.
- Krokiet, surówka z marchewki i jabłka – Hermiona. – A wy coś bierzecie? – zapytała.
- Hmm... Pudding – zdecydowała Ginny.
- To my...
- Weźmiemy...
- Frytki – postanowili bliźniaki. Od razu podbiegły do nich dwa skrzaty podając wszystkie dania.
- Super – rzucił Harry i przeszli do jadalni. Tam odstawili talerze i sami wdrapali się na siedzenia, zaczynając jeść. Posiłek przerwały im sowy, które przyszły ze szkoły. Do Ginny z książkami i ogólnymi sprawami, a do całej reszty z wynikami egzaminów. Zielonooki rozpakował swój.HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA

Dyrektor:Albus Dumbledore
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag, Najwyższa szycha, Międzynarodowa Konf. Czarodziejów)Wyniki egzaminu końcowego z klasy pierwszej Harry'ego Jamesa Pottera.Eliksiry – W
Transmutacja – W
Obrona Przed Ciemnymi Mocami – W
Astronomia – W
Historia Magii – W
Zaklęcia – W
Zielarstwo – PGratulujemy wspaniałych wyników!Z wyrazami szacunku
Minerwa McGonagal
Zastępca dyrektora- Hej, jakie wyniki? – zapytał Potter, całkiem ze swoich zadowolony.
- Nieźle – przyznał Draco. – Tylko z Historii, Astronomii i Zielarstwa P.
- Ja tak samo. Mam tylko W z Zielarstwa – przyznała brunetka. – A wy? – zwróciła się do Freda, George'a i Harry'ego.
- Jedno P, a reszta W – przyznał Harry.
- Same Z. Mamy tylko P z transmutacji i Eliksirów – powiedział któryś z bliźniaków.
- Ale zdaliście – ucieszył się czarnowłosy.
- Nie wiem, jak wy, ,ale ja jestem z wyników zadowolony – zaśmiał się blondyn. 

Zapowiadał się wspaniały miesiąc.


* Tissutear - z łacińskiego dosł. rozrywać tkanki no cóż, powoduje coś podobnego. Zrywa skórę i mięśnie. Użyte poprawnie, może nawet zabić.

*2 Acidumsiva - również z łacińskiego. Powoduje wyciekanie z różdżki kwasu żrącego, zdolnego rozpuścić nawet kość, sprawiając przy tym olbrzymi ból. Zaklęcie to nie jest możliwe do wykożystania podczas walki, ponieważ aby rzucić prawidłowo tę klątwę, należy skupić się tylko i wyłącznie na niej.  

Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ KiminariOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz