2. II

3.1K 195 6
                                    


  Tom podbiegł do miejsca gdzie zniknął jego uczeń. Rozbłysło jasne światło i chłopak znów się tam pojawił, jednak był nieco zdezorientowany.
- No tak, rytuał wymiana umysłów - mruknął Lord. - Imię i nazwisko - zapytał krótko.
- Harry James Potter - szepnął nastolatek. - Co ja tu robię i kim ty jesteś?!
- Uspokój się - syknął Marvolo. Nienawidził gdy ktoś na niego krzyczał zwłaszcza, kiedy był nieproszonym gościem. - Znalazłeś się tutaj, ponieważ mój uczeń postanowił pobawić się wymiarami. To znaczy, że wylądowałeś w alternatywnej rzeczywistości, która znacząco różni się od twojej choć na pierwszy rzut oka jest taka sama. Nie wiem jak żyłeś w tamtym świecie, jednak tutaj jesteś moją prawą ręką i uczniem. Rozumiesz?
- Mniej-więcej - mruknął chłopak, najwyraźniej wciąż pozostając w szoku. - Kim jesteś?
- Do tego dojdziemy. Co ostatniego pamiętasz?
- Kładłem się spać w moim łóżku na Grimmlaud Place 12... Wyjechaliśmy tam wcześniej, ponieważ pan Weasley został zaatakowany i trzeba było uciekać przed Umbridge. Pan Weasley został uratowany, zaczęły się ferie - opowiedział, nie bardzo wiedząc co robić. Tom westchnął głośno i spojrzał na Hermionę, stojącą z boku. Harry chyba też ją zauważył. - Hermiona!? Wiesz, co się tutaj dzieje?
- Wyślij sowę do Malfoy'ów, niech wiedzą, co się stało - polecił dziewczynie Riddle, a Granger szybko wstała, aby polecenie wykonać.
- Co jest, co tu się dzieje!?
- Powiedziałem, spokój! - warknął znów Voldemort. - Są tutaj wszyscy, którzy znasz. Jedynie ich charaktery mogły zostać zmienione. Wyglądają i nazywają się tak samo. Ja mam na imię Tom Marvolo Riddle i prawdopodobnie lepiej mnie znasz pod nazwą Lord Voldemort, sądząc po twoim jasnym rdzeniu, jednak mogę się mylić.
- Co ty gadasz?! - zdziwił się nastolatek, odsuwając się o krok. - Jesteś podobny do Riddle'a kiedy był jeszcze w szkole, ale obecny Voldemort wygląda jak wąż, nie ma włosów i ogólnie bardziej przypomina zwierzę!
Tom delikatnie wykrzywił wargi na opis chłopaka. Gdyby użył rytuału zmartwychwstania zamiast zaklęcia prawdopodobnie właśnie tak by wyglądał.
- To możliwe, jednakże mój wygląd jest spowodowany tym w jaki sposób się odrodziłem, a nie cechami genetycznymi - wyjaśnił. - Sądząc po twojej reakcji W twoim świecie nie mamy za dobrych kontaktów, a fakt, że interesujesz się losem Weasley'ów świadczy, iż jesteś Gryfonem. Mylę się?
- N- Nie - szepnął Harry, cofając się jeszcze kilka kroków, nim natrafił na ścianę.
- Nie bój się mnie, nie ma po co. W związku z tym nie masz wyjścia. Musisz zostać tutaj. Najpewniej za chwilę... - nie zdążył skończyć, gdyż światło znów zabłysło, przysyłając do biblioteki Draco i Ginny
- Tak, teraz jeszcze oni. Z łaski swojej, wytłumacz im sytuację - poprosił. - Jak dowiecie się o co chodzi, stawcie się w salonie. Na lewo patrząc od schodów - rozkazał, odchodząc. Kiedy zamknął za sobą drzwi, pozwolił sobie na okazanie emocji. Cholerny... Jak tylko wróci do swojego ciała, tak przetrzepie dzieciakowi skórę, aby nigdy więcej nie przyszła mu tak głupota do głowy. Wezwał Barty'ego. Trzeba wymyślić jak zatuszować nieobecność trójki Ślizgonów.

Tymczasem Harry z innego wymiaru tłumaczył siostrze najlepszego przyjaciela i nawiększemu wrogowi co się stało, a raczej powtarzał to, co sam usłyszał.
- Jesteśmy tu uziemieni?! - przeraziła się Weasley, łapiąc za włosy. - Ale jak to!?
- Potter, nie wiem, co ty pierdolisz, ale to wcale nie jest zabawne - syknął blondyn i wymaszerował z pomieszczenia. Trafił bez problemu do salonu. Najpierw rzucił mu się woczy fortepian, który Tom raczył sobie w końcu zakupić. Stuknął kilka razy w klawisze i usiadł na kanapie.
Marvolo wszedł do pomieszczenia po paru minutach.
- Wyjaśnili ci wszystko? - zapytał na wstępie, siadając przy instrumencie.
- To jakiś żart - stwierdził z pewnością.
- Żart? Nie. Spójrz na lewe przedramię - rozkazał chłodno, przyglądając się szarookiemu. Chłopak utkwił spojrzenie w swojej skórze, na której widniał symbol Czarnego Pana.
- Jak, przecież... Przecież to n-niemożliwe - wyjąkał, nie mogąc zrozumieć o co w tym wszystkim w ogóle chodzi.
- To jest możliwe, Draco. Trafiłeś do nie swojego ciała, ale nie martw się. To tylko tatuaż, nie łączy się z twoim umysłem, chociaż chciałbym coś wypróbować. Mogę cię prosić? - zapytał, wyciągając dłoń.
Blondyn ze strachem podał mu drżącą rękę. Tom wyciągnął różdżkę i przyłożył jej koniec do Znaku. Malfoy syknął z bólu, jednak Voldemort nie zwrócił na to uwagi, oczekując Lucjusza.
Mężczyzna przybył chwilkę później.
- Panie - przywitał się, klękając.
- Wstań. Pojawił się problem - oświadczył, zakładając ręce na piersi.
- Coś znowu zrobił, Draco? - zwrócił się do niego ojciec.
- Moglibyście skończyć wreszcie te żarty? - zaproponował, wstając i najwyraźniej chcąc wyjść, ale pokój go nie wypuścił.
- Udowodniłem ci już dwa razy, że to nie są żarty, panie Malfoy - wyszeptał Marvolo, wstając. Podszedł do chłopaka i powoli pociągnął go na ścianę. Jego oczy błyszczały czerwienią. Co za głupi smarkacz! - Na skutek głupoty Harry'ego Potter'a zostałeś wysłany do alternatywnej rzeczywistości, czyli do tego świata. Twoja sytuacja przedstawia się w następujący sposób: tydzień temu Harry nadał ci ten znak - zakleszczył palce na przedramieniu chłopaka, podnosząc je wyżej. - A więc mu podlegasz bezpośrednio. Teraz jednak nie ma go tutaj, a raczej nie ma jego świadomości, więc jesteś zobowiązany wykonywać moje rozkazy. Czy chcesz, czy nie. Moim życzeniem jest, abyś po prostu siedział w dworze i nie wychylał nigdzie nosa. Przekaż to reszcie dzieciaków. Macie pozwolenie na korzystanie z biblioteki, posiłki będą wam przynoszone.
Ślizgon nie mógł się ze strachu odezwać, jednak już po chwili go nie było.
- Więc... To nie jest mój syn, Panie? - zapytał długowłosy.
- Można powiedzieć, że nie jest - westchnął Riddle, sfrustrowany. - Nie przedstawia się to ciekawie...

- To było strasznie nieodpowiedzialne! - ryknęła na Harry'ego Ginny. Wrócili z Zachodu i dziewczyna robiła mu awanturę. - Cholera, a gdyby poznał, że to ty, co być, mm? No, panie ja wiem wszystko!?
- Wtedy bym uciekł zanim wydałby rozkaz do rozstawienia barier antydeporacyjnych - odparł spokojnie. - Ale wszystko jest dobrze, nie martw się, kochana - pocałował ją delikatnie.
- Wkurzasz mnie, Potter.
- Też cię kocham, Wiewiórko.

Ferie minęły spokojnie... A skąd! Harry'ego aż skręcało żeby walnąć Weasley'a Cruciatusem, a może nawet Avadą, tak dla przestrogi, aby inni trzymali się od niego z daleka. Odgradzał się od niech, tłumacząc się, że przecież może być opętany. Tylko Ginny była upoważniona do rozmowy z nim. Wszystko go denerwowało, nawet ojciec chrzestny, który chciał go pocieszyć. A zapowiadałą się taka fajna przygoda! No i klapa.
Ale był jeden plus, w nocy wymknął się i kupił telefony dla Gin i Draco, więc mogli łatwo się kontaktować.
Blondyn też nie miał lekko, ale akurat jego zostawiano samego w domu i nie oglądał zupełnie nikogo. To ten wielki plus bycia arystokratą.

Jednakże wracali do Hogwartu, gdzie musieli nienawidzić osób, z którymi do tej pory mieszkali w jednym domu i przyjaźnić się z tymi, których nienawidzą. Malfoy, wydawałoby się, że miał najlepiej, ale to w jego domu przez cały czas gościł Voldemort. Blondyn unikał go jak ognia, albo zarazy. Do Toma ze swojego wymiaru już się przyzwyczaił, lecz osobnik z tego go przerażał.
W pociągu musiał siedzieć w ciasnym przedziale, z Parkinsson która tuliła się do jego ramienia jak to pluszaka.
- No, Dracuś, jak spędziłeś ferie? - zapytała, patrząc w jego stronę maślanymi oczami.
- Źle - warknął, wyrywając ramię z jej dłoni.
- Draco!
- Daj mi spokój Pansy - syknął stalowooki, podnosząc się i wychodząc.

- Hej, stary, spójrz! - krzyknął do niego Weasley. Oczy Harry'ego zaczęły wyrażać zirytowanie, kiedy zamknął książkę i opanował mimikę twarzy.
- Tak, Ron? - zapytał z uśmiechem. - "Udław się, ruda wiewiórko"
- Patrz, ta pleniona fretka znowu... - zaczął lamentować, a Ginny, siedząca koło niego chciała przewrócić oczami, kiedy używał zwrotów podobnych do: "duża kupa cuchnącego łajna Puszka"
Harry bębnił palcami w kanapę, zwracając na siebie wzrok Hermiony, która zezowała na niego znad książki. Chłopak szczerze zazdrościł jej nie zmąconego przez rudzielca spokoju.
- Co czytasz? - zapytał nagle. Granger rozpromieniła się i zaczęła robić wykład o Transmutacji.
- ...Wiesz, wtedy właśnie można zmienić... Harry, słuchasz mnie?
- Myślę, czy dałbym radę udoskonalić przemianę gatunkową. Bo wiesz, skoro to wymaga silnej woli, a ja oparłem się zaklęciu Imperius...
- To wymaga dużej ilości Numerologicznych obliczeń, Harry. Transmutacja, Starożytne Runy oraz Numerologia są ze sobą często powiązane, ponieważ zamienianie jednej rzeczy w drugą jest bardzo ciężkie, wypracowano całkiem ciekawe sposoby na uproszczenie tego procesu - wyklepała.
- Jednakże, gdybym użył obliczenia Homera, wyznaczając idealną ilość magicznej mocy, w połączeniu z właściwym odczytaniem magicznej sygnatury ptaka, to kto wie - mruknął pod nosem. Transmutacja była fascynującym przedmiotem, więc czemu by nie wykorzystać czasu jaki dostał.
- Harry, skąd ty znasz takie obliczenia!? Przecież nawet w siódmej klasie przerabiamy je tylko teoretycznie. To są fragmenty Wiedzy Zakazanej, tylko dla wtajemniczonych.
- Och, nie wiem - zmarszczył brwi jak idiota. - Jakoś tak wpadło mi do głowy, ale pewnie masz rację, to zbyt trudne.
Wrocił do słuchania Weasley'a, który wzruszył ramionami, aby z tematu blondwłosego Ślizgona przeskoczyć na Quiddich. Potter go nie słuchał, tylko zastanawiał się, czy mogłoby mu się udać. Jeżeli tak, to byłby duży plus do osiągnięcia bezpiecznej krzyżówki potężnych stworzeń, gdyż nawet czarodzieje nie byli w stanie zrobić czegoś takiego. A to z kolei prowadziło prosto do zwycięstwa Czarnego Pana. Ta sprawa wymagała głębszego zastanowienia się...  

Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ KiminariOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz