- Potter Harry...
Na sali zapanowała cisza, lecz po chwili rozległy się szmery. Wyczytany chłopak podszedł do krzesła i pewny siebie pozwolił nałożyć sobie stary kapelusz.
- A więc to jest Harry Potter? – zdziwił się najmłodszy zdrajca krwi. Tymczasem Harry toczył właśnie mentalną rozmowę.
- Ach... Jesteś bardzo dziwnym czarodziejem, Potter. Od razu trafiłbyś do Slytherinu. Masz ogromną wiedzę czarnomagiczną i właściwe pochodzenie, jednakże James i Lily Potter trafili do domu lwa...
- Proszę, Gryffindor, proszę, Gryffindor...
- Po co się upierasz, Harry... Oboje wiemy, że wolałbyś Slytherin, do którego zresztą pasujesz...
- Ale ja muszę być w Gyffindorze...
- Nie chcesz tego, Potter. Wyczuwam jednak blokadę do poniektórych wspomnień. Spokojnie, nie mogę zdradzać tego, czego się tu dowiaduje.
- Dobrze, niech ci będzie... Rzeczywiście, chcę być w Slytherinie... - wiedział, na co się godzi. Na pewno nie odsunie go to od jakiś skojarzeń.
- Dobrze, że w końcu to załapałeś. A więc, jak już wszystko sobie wyjaśniliśmy... SLYTHERIN! – Harry z uśmiechem zdjął kapelusz oddając go nauczycielce i pobiegł w stronę stołu węża. Tam przybili sobie z Draco piątki i oglądali dalszą ceremonię. Lavender Brown została przydzielona do lwów, Pany Parkinson do węży, Susan Bones do Huffelpufu, Terry Boot i Turpin Lisa do Ravenclavu, Nott otrzymał przydział do Slytherinu, tak samo jak Moon i Bustrode. Dean Thomas i Seamus Finnigan trafili do Gryfonów. Hermiona Granger, tak samo jak Harry i Draco, dostała przydział do Slytherinu. To całkowicie przypieczętowało opinię bruneta o tej dziewczynie. Jest w domu węża, czyli pochodzenie jej krwi przestało się liczyć. Spojrzał na stół nauczycielski. Jeden profesor z tłustymi, czarnymi włosami miał taki wyraz twarzy, jakby ktoś zdzieli go brudną ścierą. Sala dopiero teraz wyszła z otępienia po przydziale młodego Potter'a. Dyrektor wstał i rozpoczął swoją mowę, jednak nie spuszczał z Harry'ego oczu. Po posiłku prefekt podał im hasło do pokoju wspólnego. Brzmiało ono „Błękitne żyły"*1. Chłopaki poszli do swojego dormitorium i rozpakowali się. W końcu ich kufry zostały tutaj przeniesione. Czarnowłosy przed ucztą zamknął Darka w przegrodzie. Teraz wyciągnął dla niego terrarium i wypuścił pytona. Całe szczęście w dormitorium mieszkali dwójkami. Pokoje wszystkich chłopaków połączone były drzwiami, jednak w jednym pomieszczeniu znajdowały się dwa łóżka. Harry z Draco wzięli sobie lokum po prawej stronie.
- Fajnie, że sobie o mnie przypomniałeś – syknął gad z sarkazmem.
- Oj tam, oj tam... Jak ci to wynagrodzić?
- Pięcioma mugolami, ale to chyba niewykonalne.
- Dostaniesz w wakacje – obiecał dzieciak.
- Stoi. A teraz mi nie przerywaj, idę spać...
- Hej, co robimy? – przerwał im Draco.
- Idziemy zwiedzać zamek?
- A jak ktoś nas złapie?
- Rzucę zaklęcie kameleona. Chcę wiedzieć co znajduje się na trzecim piętrze.
- Nie sądzę, żeby to był mądry pomysł – oznajmił arystokrata. – Ale dobra, możemy iść.
- A więc idziemy – brunet wyciągnął różdżkę rzucił właściwe zaklęcie. Poszli na trzecie piętro. Na samym końcu korytarza znajdowały się drzwi.
- Kurde, zamknięte – warknął Malfoy.
- Weź nie rób sobie żartów... Nie umiesz otwierać drzwi zaklęciem? – zdziwił się Potter.
- Umiem, ale niestety zostawiłem różdżkę w dormitorium...
- Suń się – skierował magiczny patyk na zamek – Alohomora – w zamku strzeliło i otworzyły się drzwi. Za nimi znajdował się wielki, trójgłowy pies. Potter nie zamierzał jednak tak łatwo się poddać. Wyciągnął drugi patyk. – Imperio! – bestia natychmiast złagodniała i usiadła posłusznie w kącie. Draco wciąż drżał lekko ze strachu, jednak natychmiast się opanował. Harry obejrzał pomieszczenie. – Hej, Draco, spójrz, to klapa! – wskazał na różniący się trochę kawałek podłogi.
- Ty, no rzeczywiście... Idziemy? – zaproponował.
- Jasne! – otworzyli przejście. – Dobra, ja idę pierwszy. Jak dam ci znak skacz – po tych słowach od razu wlazł do otworu. Postanowił polecieć magią. Wszędzie panowała ciemność. – Lumos Maxima - mruknął. Leciał na sam dół. Znajdowały się tam diabelskie sidła. Od samego początku był tym przejściem zaintrygowany, lecz teraz obiecał sobie, że dowie się, co tu się znajduje. Podpalił roślinę i poleciał na górę. – Wezmę cię na ręce – powiedział i nie czekając na zgodę zrobił, co planował. Zleciał z blondynem.
- Co to było? – dopytywał się.
- Nieistotne. Po prostu mogę latać bez miotły. Wielkie mi halo. Chodź... To dobre zabezpieczenia. Ciekawe co takiego się za tym kryje... - weszli do następnej komnaty. Była pełna kluczy! Podeszli do drzwi. Zamknięte. Nie pomogło Alohomora.
- Coś mi mówi, że trzeba złapać właściwy klucz...
- Och no weź... Po co się tak męczyć? Odsuniemy się tylko trochę... Avada Kedavra! – z jego różdżki wytrysnęło śmiercionośne zaklęcie i uderzyło w drzwi rozwalając je w drobny mak. – Idziemy – oznajmił słodkim głosikiem Potter. Następna sala była szachownicą z białymi i czarnymi figurami. Chłopak chciał je zniszczyć, ale Dumbledore obłożył je jakimiś dziwnymi czarami. Musieliby wygrać, a wolał nie ryzykować. – Co ty na to, żeby tu wrócić za jakiś czas? Na przykład z Hermioną? – podsunął.
- Ok, to niezłe miejsce.
- Nooo, ale teraz spadamy – powiedział Potter i rzucił zaklęcie kameleona. Chwycił blondyna za rękę i wyciągnął go do góry. Wrócili do pierwszej przeszkody. Zielonooki zdjął zaklęcie Imperiusa i rzucił się do drzwi. Malfoy również wypadł z pomieszczenia jak burza.
- Rany, widziałeś to? – zapytał się.
- No chyba...
- Co tam takiego może być?- zastanawiał się głośno Draco.
- Nie wiem... Niedługo tam wrócimy... - odpowiedział. Nagle doznał olśnienia. Krypta siedemset trzynaście, no przecież! Teraz musi wyciągnąć od McGonagal co to było. – Hmm, wiesz co? Jak byliśmy na Pokątnej, to McGonagal wyciągnęła coś ze skrytki. Ściśle tajne... Może to, to?
- Nie wiem... - mruknął arystokrata. - Spytamy się Hermiony. Tak właściwie, to co o niej myślisz?
- Jest w Slytherinie, wygląda na zdolną. Nie chciałbym jej jako wroga...
- Chyba masz rację. Może też dam jej szansę?
- Powinieneś, ale teraz błagam, chodźmy już spać, dobra?
- Ok, Ok. Ciekawe co tam było? Czemu ich nie rozwaliłeś, jak z tymi drzwiami?- zapytał blondyn.
- Próbowałem. Nie da się. Chodźmy już do dormitorium – ziewnął Potter. – Jutro pierwszy dzień w szkole. I nie czekając na odpowiedź poszedł do sypialni. Draco chcąc, nie chcąc, ale bardziej nie chcąc, poszedł za nim.Następnego dnia obudził ich Dark, oznajmiając, że jeszcze pięć minut i się spóźnią. Na tę groźbę oboje wyskoczyli z posłań. To zaskakujące, jak szybko można się umyć, ubrać i w miarę możliwości (czyt. krótkie włosy) uczesać. Po trzech minutach byli gotowi do wyjścia. Całe szczęście Harry umiał zaklęcie pakujące. Spojrzeli na zegarek. Dwie minuty do pierwszej lekcji – transmutacji.
- No dobra... To gdzie ta klasa? – spytał Malfoy po wyjściu z Pokoju Wspólnego. Potter przetłumaczył pytanie wężowi.
- Prefekt mówił, w zachodniej części drugiego piętra, tak? – odpowiedział Dark, którego brunet postanowił zabrać na pierwsze zajęcia. Pyton był oczywiście pomniejszony. Miał tylko 30 cm. długości.
- Ech... Dobra... Wskaż mi! – powiedział Potter kładąc różdżkę luźno na dłoni. Obróciła się trzy razy i wskazała północ. – Tędy! – oznajmił Harry wskazując na jakiś korytarz.
- Pospieszcie się. Macie minutę! – poganiał ich wąż. Chłopcy pobiegli pod salę transmutacji bardzo, bardzo, bardzo szybko. Zdążyli tuż przed dzwonkiem. Gad owinął się wokół ręki zielonookiego sycząc na każdego, kto przechodził obok. Brunet wymienił z szarookim rozbawione spojrzenia. Pospiesznie weszli do klasy i zajęli drugą ławkę od okna. Na końcu do klasy weszła profesorka. Gdy zobaczyła pytona na ręce swojego ucznia rozszerzyła oczy ze zdumienia, ale nie skomentowała tego. Podeszła do biurka i odwróciła się twarzą do dzieci.
- Witam na pierwszej lekcji transmutacji. Przez siedem lat będę uczyć was jak przemieniać różne rzeczy. Można transmutować przedmioty, zwierzęta, rośliny, a także ludzi. Istnieją przemiany całkowite i niecałkowite. Całkowite wyglądają tak... – zamieniła się w szarego kota i wróciła do własnej postaci, co spotkało się z głośnym „wow" większości klasy. Na Potterze i Malfoy'u nie zrobiło to większego wrażenia. – Natomiast niecałkowita...- jej głowa zmieniła się na kocią. – tak – dokończyła przywracając się do pierwotnego stanu. Klasa zaklaskała. – Dobrze, dzisiaj będziecie uczyć się jak zmienić zapałkę w igłę. Zaklęcie to „Feuvif. Do roboty! – krzyknęła. Harry prychnął wyciągając różdżkę i rzucając zaklęcie. Oczywiście wyszło poprawnie. Byłoby wykonane idealnie nawet, gdyby nie wyciągał patyka. Uroki tego poziomu bezróżdżkowo wykonywał już trzy lata temu.
- No, no, no... – powiedziała McGonagal, gdy zobaczyła, że brunetowi wyszło zaklęcie za pierwszym podejściem. – Panu Potter'owi już się udało. Wiesz jakie jest przeciw zaklęcie? – chłopak pokiwał głową. Skierował koniec drewna na igłę.
- Rondfeu – ostry przedmiot na nowo stał się zapałką. Brunet chcąc, by było to jeszcze lepsze machnął ponownie różdżką. – Incendio – zapałka zapłonęła delikatnym, żółto-pomarańczowym płomieniem. Profesor McGonagal stanęła jak wryta. Uczeń pierwszego roku na pierwszej lekcji, przy pierwszej próbie, nie mający jakiegokolwiek wcześniejszego spotkania z magią przemienił zapałkę w igłę i z powrotem. Mało tego! Podpalił ją zaklęciem, nauczanym dopiero na trzecim roku. Reszta klasy była równie zdziwiona, co McGonagal. Oczywiście Malfoy'a nie ruszył ten występ. W nocy był świadkiem, że jego nowy kolego potrafi więcej, niż niejeden Ślizgon czwartego roku.
- Bardzo dobrze, panie Potter – powiedziała McGonagal, gdy już poradziła sobie z szokiem. W tym momencie Dark zszedł z ramienia chłopca i podpełzł do nauczycielki. Ta cofnęła się o krok. Harry w jednej chwili zerwał się z krzesła i pochwycił podopiecznego.
- Odbiło ci, czy jak? – szepnął w mowie węży, by tylko gad go usłyszał.
- Oj, no weź. Chciałem ją tylko nastraszyć – odpowiedział równie cicho. Brunet pozostawił to bez komentarza. Do końca transmutacji nie wydarzyło się nic ciekawego. Tylko Weasley i Finnigan podpalili swoje szaty. Po transmutacji ustalili, że lepiej będzie, jak Dark wróci do dormitorium, bo wzbudza wśród ludzi sensację, Całe szczęście jest to mądry wąż i zrozumiał powód dla którego nie mógł zostać ze swoim panem.Następną lekcją były eliksiry. Potter był ciekawy jaki jest ten czarnowłosy mężczyzna –Snape bodajże.
- Hej, o czym tak myślisz? – spytała Hermiona, z którą chłopaki postanowili się zaprzyjaźnić. Co prawda nie miała czystej krwi i była przemądrzała, ale mimo to okazała się być całkiem fajna. Jako jedyna z całej szkoły nie licząc paru starszych uczniów, nauczycieli, Draco i Harry'ego nie bała się Dark'a. Unikali go nawet nauczyciele. Właśnie otworzyły się drzwi do lochów, w których stanął Severus. Gestem zaprosił ich do środka, co pospiesznie wykonali.
- 5*Jesteście tutaj, aby nauczyć się subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów – zaczął. Mówił szeptem, ale słyszeli każde słowo; Snape, podobnie jak McGonagall, potrafił utrzymać w klasie ciszę bez podnoszenia głosu. – Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełną przez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać.*5 – po przemowie zapadła cisza, jednak Harry i Draco opowiadali Hermionie o ich nocnym wypadzie. Cała trójka oczywiście słuchała wypowiedzi Snape'a. – Pewne osoby przyszły jednak do Hogwartu na tyle pewne siebie, że WOLĄ MNIE NIE SŁUCHAĆ! – ostatnie wyrazy wręcz wykrzyczał. Trójka uczniów natychmiast przestała gadać i spojrzała na nauczyciela wyczekującym wzrokiem. – Potter! Co mi wyjdzie, jak dodam sproszkowany korzeń asfodelusa do nalewki z piołunu? – zapytał. Potter dla niepoznaki chwilę się zastanowił, jednak po chwili odpowiedział bez zająknienia.
- Eliksir nasenny o takiej mocy, że bardziej znany jest, jako Wywar Żywej Śmierci.
- Dobrze... Gdzie będziesz szukać, jeżeli każę ci znaleźć bezoar? – zadał kolejne pytanie. Potter mrugnął powieką i podał właściwą odpowiedź.
- Bezoar jest kamieniem tworzącym się w żołądku kozy. To antidotum na wiele trucizn, jednak nie zawsze znajduje się pod ręką, dlatego warto wiedzieć jak odpowiednio uwarzyć właściwy eliksir.
-Tak, właśnie...Podaj różnicę między mordownikiem, a tojadem żółtym... – syknął patrząc mu w oczy. Potter nie zamierzał się poddać.
- To jedna i ta sama roślina, panie profesorze.
- Inaczej zwana? – dopytywał się.
- Akonitem.
- Co powoduje sproszkowany pazur smoka? – ciągnął Snape.
- Pomaga w przyswajaniu wiedzy. Jedynym minusem tego składniku jest, że po ukończeniu jego działania nie pamiętamy ani jednej z informacji, których się nauczyliśmy i przez kolejne trzy dni nie możemy niczego zapamiętać – odpowiedział Potter, choć był pewien, że nie był to materiał z pierwszej klasy.
- Właściwa odpowiedź... Co mówi trzecie prawo Golpalotta? – zapytał nauczyciel. Harry wytrzeszczył oczy. Znał odpowiedź, ale na pewno nie było tego w książce na pierwszy rok nauki. Czegoś takiego powinien się uczyć za jakieś 4 lata...
- Trzecie prawo Golpalotta... – nawet Hermiona nie miała pojęcia, jaka jest właściwa odpowiedź, bo nie podniosła ręki. To tylko potwierdziło go w przekonaniu, że nauczyciel albo chce zdobyć dla domu mnóstwo punktów, albo chce, żeby Harry wreszcie nie znał na nie odpowiedzi. – Trzecie prawo Golpalotta mówi, że antidotum dla wieloskładnikowej trucizny równa się sumie antidotów dla każdego ze składników z osobna – podał rozwiązanie patrząc się z dumą w czarne oczy.
- Dobrze... Co będzie najtrudniejszym do zdobycia składnikiem w Eliksirze Wielosokowym i dlaczego?
- Najtrudniejszym składnikiem do zdobycia będzie Ślaz, ponieważ trzeba go zrywać w pełni księżyca, co ogranicza nas czasem? – zapytał niepewnie. Trudne do zdobycia były też skórka boomslanga i sproszkowany róg dwurożca..
- Podaj jeszcze dwa eliksiry, w których go użyjemy... – polecił tłustowłosy.
- Hmm... Eliksir ogłupiający, Eliksir uspakajający i antidotum na Eliksir Wielosokowy.
- Doskonale. Widzę jednak, że jest pan dobrze przygotowany, panie Potter. Wspaniale. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale trzy z moich pytań nie znajdowały się w podręczniku do pierwszego roku. Prawa Golpalotta będziecie poznawać w piątej klasie, natomiast lekcje o Eliksirze Wielosokowy będziemy mieć lekcje pod koniec drugiego roku. Nie będziecie go ważyć. Nie podam wam składników. Będziemy poznawać teorię tego, co robi. Warzenie go, byłoby dla waszych w większości tępych mózgów zbyt trudne. Mówię tutaj w szczególności do was, Weasley, Longbottom. Odbiegłem od tematu. Za niesamowitą wiedzę pana Pottera wybiegającą do przodu aż o pięć lat Slytherin otrzyma sto punktów, jeżeli odpowiesz mi na jeszcze jedno pytanie – zażądał czarnooki. Jedenastolatek z rozczochraną czupryną skinął głową.
- Powiedz mi co to Feliks Felicis, przez jak długo się go waży, co mogłoby się stać, jeżeli zamiast jedenastu razy zamieszasz go dwanaście w fazie drugiej oraz wymień przynajmniej pięć składników – znowu nikt nie wiedział o co może chodzić. Wywar ten mieli przerabiać dopiero w szóstej klasie. Oczywiście Snape zamierzał omawiać tylko teorię. Potter wziął głęboki wdech. To ciężkie pytanie. Rzadko rozmawiał z Marvolem o Feliksie.
- No więc. Feliks Felicis bardziej jest znany jako Eliksir Szczęścia. Powoduje, że wszystko, co robisz jest płynne i doskonałe. Wywar ten został zabroniony do spożywania podczas wyborów, mistrzostw świata itp. Warzy się go około sześciu miesięcy. W jego skład wchodzi... Serce smoka... Suszona figa Arabska... Krew jednorożca...Róg błotoryja i ...eee... i chyba woda... – profesor kiwnął głową. Ten dzieciak i tak umiał naprawdę wiele, a podobno nigdy nie miał styczności z magią. Interesujące. – Za to błąd w mieszaniu mógł spowodować zmianą właściwości eliksiru, lub skróceniem jego działania – to ostatnie wymyślił na poczekaniu, gdyż nie miał zielonego pojęcia co by się stało. Całe szczęście Severus kiwnął głową.
- Bardzo dobrze... Nie mam pojęcia skąd wziąłeś te informacje. Książka z tak szczegółowymi informacjami na temat Feliks Felicis znajduje się w dziale zakazanym... W każdym razie, podałeś właściwe rozwiązania. Tak jak powiedziałem. Slytherin właśnie zyskał sto punktów – każdy obecny na sali wytrzeszczył oczy. Wcześniej uznali to za żart, chociaż wiadomo, że NPH nigdy nie żartuje. Chwilę później Ślizgońska część wyrzuciła z siebie głośne „Tak!"
- Byłeś genialny, Harry – powiedzieli jednocześnie Hermiona i Draco.
- Skąd znałeś odpowiedzi? – zapytał dziewczyna.
- Czytałem dużo książek, ale to mieszanie to strzelałem... – przyznał się z uśmiechem.
- Spokój! – warknął profesor. – Wiem, że nie codziennie zyskuje się naraz sto punktów, jednak jestem pewien, że nikt oprócz Pottera nie wie nawet co to Veritaserum...
- Ja wiem... – powiedziała cicho Hermiona.
- A więc proszę mi powiedzieć – rozkazał Stary Nietoperz.
- To Eliksir Prawdy. Ten, kto go wypije zmuszony jest do mówienia prawdy, i tylko prawdy.
- Znakomicie... To również nie jest poziom pierwszej klasy. Może wasza dwójka nie jest takimi bałwanami, jak większość moich uczniów. Trzydzieści punktów dla Slytherinu, za wiedzę wyprzedzającą aż trzy lata. Wspaniale... – nagle zmarszczył brwi. – Czemu tego nie notujecie?! – nagle wszyscy, włącznie z Harry'm i Hermioną zaczęli notować wszystko, co zdołali zapamiętać.
- Ta lekcja miała upłynąć na teorię eliksiru leczącego z czyraków, jednak większość zabrał mi pan Potter i panna Granger. Zostało pięć minut, więc może pan Weasley powie mi jakie są składniki owego napoju.
- Eee... – zająknął się rudowłosy. – Nie wiem...
- Jesteś idiotą, Weasley. Dziesięć punktów od Gryffindoru. Muchy siatkoskrzydłe, suszona pokrzywa, kolec jeżozwierza, ślimaki rogate i sproszkowane kły węża – zadzwonił dzwonek obwieszczając koniec zajęć. W tym dniu mieli jednak dwie lekcje w lochach pod rząd. Ich zadaniem było uwarzyć napój pracując w parach lub trójkach. Oczywiście Potter, Malfoy i Granger razem, tak samo jak Weasley i Longbottom. Napój pierwszej grupki był skończony po dwudziestu minutach.
- Panie profesorze – zaczął zielonooki. Nauczyciel spojrzał na niego zza książki, którą właśnie czytał.
- Tak?
- Czy możemy już iść? – dokończył szarooki.
- Skończyliśmy już – dodała Hermiona.
- Niech będzie. Jesteście zwolnieni – wrócił do lektury. Dzieciaki wyszły z lochów i skierowały się do dormitorium, gdzie czekał na nich Dark.
- Mamy godzinę i dwadzieścia minut wolnego – powiedział Draco. – Co wy na to, żeby iść na trzecie piętro?
- Jestem za.
- Ja też.
- To idziemy – powiedziała Hermiona.
- Dark, idziesz z nami na trzecie piętro? – spytał w wężomowie Harry.
- Lepiej, żebym wiedział dokąd łazisz. Idę – zgodził się pyton.
- Idzie – przetłumaczył Potter.
- Fajnie, spadamy – rzuciła Hermiona wychodząc z dormitorium, a potem z Pokoju Wspólnego.Na trzecim piętrze byli już po pięciu minutach biegu.
- Ok, otwieram na trzy – powiedział brunet. – Raz... – blondyn i brązowooka wyciągnęli różdżki. – dwa... TRZY! – Potter otworzył drzwi i szybko rzucił na bestię w środku zaklęcie Imperius. Oczywiście używał zastępczego patyka. Ten, z którego korzystał na lekcjach (tego z piórem feniksa) leżał bezpiecznie w dormitorium.Pies grzecznie usiadł trzy metry od nich patrząc się zamglonym wzrokiem. Kruczowłosy podszedł do klapy i otworzył ją jednym kopniakiem. Wiedział, że po diabelskich sidłach, które podpalił wczoraj w nocy, nic już nie zostało.
- Draco – zwrócił się do towarzysza. – Będziemy musieli znowu polecieć. Najpierw wezmę Hermionę, OK.?
- Ale jak to polecieć? – zdziwiła się dziewczyna.
- Zaraz zobaczysz – odparł zielonooki biorąc ją na ręce. Podszedł do otworu i skoczył. Przez trzy sekundy spadali w dół. W końcu chłopakowi udało się zdyscyplinować magię i mogli polecić zostawiając za sobą czarny ogon. Postawił koleżankę na ziemi i wzbił się w górę po Malfoy'a i Darka. – No, to teraz wy – oznajmił, gdy już dotarł na górę. Pyton wszedł mu na ramiona. Chłopak złapał blondyna za nadgarstek i pociągnął za sobą w przepaść. Chwilę później już stali bezpiecznie na ziemi.
- Niesamowite! – powiedziała Granger. – Jak ty to robisz?
- Trenowałem te loty od paru lat. Mogę w powietrzu wytrzymać około pięćdziesięciu minut.
- Nauczysz nas? – jęknął Draco i zrobił proszącą minkę.
- Może... Jednak na pewno nie w zamku, bo to czarna magia. Gdybym używał jasnej, to miałbym białe światło.
- Aha... – mruknął szarooki. – Idziemy?
- Jasne... – odpowiedziała razem dwójka najlepszych uczniów w klasie. Harry wyciągną rękę w stronę węża, na którą ten szybko wszedł, trafnie odczytując żądanie właściciela. Do komnaty z szachownicą udało im się dojść bez żadnego trudu.
- Mogę się założyć, że jeżeli chcemy iść dalej, to musimy wygrać grę – oznajmił jasnowłosy.
- Tak, masz rację – zgodziła się Hermiona.
- A więc próbujemy, czy nie?
- Oczywiście, że próbujemy! – krzyknął Dracuś. Potter podszedł do króla czarnych figur.
- Aby iść dalej musimy pomóc wam wygrać? – zapytał. Król pokiwał twierdząco głową. – Też musimy być figurami, czy możemy sterować z boku? Jeżeli nie musimy pokiwaj głową – skinął głową. – Wspaniale – mruknął i zszedł z szachownicy.
- No i? – zapytali równocześnie.
- Musimy pokierować grą. Białe robią pierwszy ruch – jak na potwierdzenie jego słów do przodu wysunął się jasny pionek.
- Wieża na A5 – krzyknął Draco. Czarna figura przesunęła się na wskazane pole. Zaraz po niej ruszyła królowa przeciwnych figur zatrzymała się na B4.
- Skoczek z A1 na B3 – tą komendę wydał Harry. I znowu ruch miały białe. Tak potoczyła się rozgrywka. Obie strony traciły tyle samo figur, jednak sala zaczęła przechylać się w stronę białych pionów. Nagle czarnego króla otoczyły białe figury. Gra była przerąbana.
- Ech... No cóż – westchnął Harry. – Przynajmniej próbowaliśmy...
- Przegraliście? – syknął wąż spoczywający na jego ramionach.
- Niestety – odsyknął mu chłopak. – Tak właściwie, to która godzina?
- Za... O rany... – wyszeptała Hermiona.
- Co jest?
- Za osiem minut mamy zaklęcia!
- Szlag by to... – mruknął Potter. – Nie mamy czasu na wyciąganie was pojedynczo... Biegiem wrócili do poprzedniej komnaty. Nagle brunet doznał olśnienia.
- Draco, wylecisz na miotle – wskazał na trzy środki transportu stojące w kącie.
- Dobra, a ty weź Hermionę...
- Wiem.-Po wzięciu miotły chłopaki ( Harry z Hermioną na rękach i Darkiem na ramionach) odbili się od ziemi i już szybowali w górę. Blondyn na miotle, a brunet z drobną pomocą magii.Byli na zewnątrz. Trójgłowy pies pozostał pod Imperiusem Pottera.
- Cztery minuty! – krzyknęła zrozpaczona Hermiona.
- Zdążymy – warknął chłopak. - Biegniemy. Sala zaklęć jest piętro niżej – po tych słowach ruszyli sprintem. Wpadli do klasy z minutowym spóźnieniem, ale profesora Flitficka (nie wiem, czy dobrze napisałam. Jeżeli nie, to bardzo proszę o zwrócenie uwagi) na szczęście nie było jeszcze w klasie. Spojrzeli na siebie z ulgą dopiero teraz dostrzegając, że są strasznie zakurzeni.
- Chłoszczyść – mruknął czarnowłosy wskazując różdżką na ubrania zarówno swoje jak i przyjaciół. Szybko zajęli miejsca. Niestety, były wolne tylko trzy krzesła KOŁO ZDRAJCY KRWI i LONGBOTTOMA! Z cichym jękiem wdrapali się na meble. Hermiona najbliżej rudego, Harry w środku, a Draco po prawej stronie bruneta. Właśnie tą chwilę wybrał sobie nauczyciel zaklęć, aby wejść do klasy.
- Witam. Jestem profesor Flitfick i przez najbliższe siedem lat nauki w Hogwarcie będę was uczył zaklęć. Daruję sobie wstęp. Zaczniemy naszą lekcje od zaklęcia Wingarium Leviosa...
CZYTASZ
Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ Kiminari
FanfictionCóż, historia będzie mówić o Harry'm Jamesie Potter'rze, którego wychował sam Lord Voldemort. W każdym razie będzie go wychowywał od siódmego roku życia. Jak to się stanie, przekonajcie się sami! ♥♥♥ Autor: Kiminari .