XLV

4.4K 219 7
                                    


Harry i Black ruszyli do Wrzeszczącej Chaty. Trzynastolatek zdobył dla ojca chrzestnego różdżkę, by poradził sobie z animagiem. Weszli tunelem i przedostali się do domu. Pettigrew wciąż próbował znaleźć wyjście z klatki. Potter machnięciem ręki opuścił jedną ściankę klatki, a szczur natychmiast próbował się ulotnić. Jednak ucieczka nie była mu dana. Kolejne machnięcie dłonią i zamienił się w człowieka. Syriusz spojrzał na chłopaka z podziwem, kiedy wyszarpnął z kieszeni różdżkę i od razu rzucił zaklęcie torturujące. Peter wrzasnął. Nastolatek posłał go pod ścianę, związując wyczarowanymmi łańcuchami pod ścianą.

- Witaj, Glizdogonie – zaczął zimnym, spokojnym, przesączonym jadem głosem.
- Ha-Harry... - wyjąkał. – Co ty...
- Zamknij się – syknął, rzucając Cruciatusa. Wrzask. – Powiedziałem, żebyś się zamknął. Culter! – na ramieniu byłego Huncwota pojawiła się krwawa pręga. Kolejny krzyk. – Nie rozumiesz tak prostych poleceń, jak siedzenie cicho? – wyszeptał, chowając drewno. Zaczął używać połączenia Mrocznego Znaku, powodując koszmarne pieczenie w lewej ręce ofiary. Syriusz patrzył ze zdziwieniem i swego rodzaju szacunkiem. – Pokazać ci fragment Czarnej Magii? – zwrócił się do Blacka.
- A to nie była Czarna Magia? – zdziwił się. Potter zimno się zaśmiał.
- Czarna Magia? W życiu chyba jej nie widziałeś, Syriuszu. Sectumsempra, Posse Mind, Virus Dente – syknął.

Na ciele Pettigrew'a pokazały się czerwone plamy, pełne żółtej cieczy w postaci trucizny. Wdarcie się do jego umysłu i potęgowanie wrażeń też przyniosło mu dodatkowego cierpienia.
- Co teraz zrobić? – zapytał mężczyznę za nim. – Wypalić przełyk? Wydłubać oczy? Pociąć? Wykastrować? – mruknął z zadowoleniem przyjmując przerażenie Glizdogona.
- Ja... Co uważasz za słuszne. Nie znam się na torturach.
- Jak chcesz – machnął ostrokrzewem, a przed nim pojawił się zestaw noży, skalpeli, zapalniczek i różnego rodzaju świństwa. Sięgnął po tępe kawałki szkła. Rozwiązał mężczyznę przed sobą. – Imperio... - zdobył jego wolę. Bez słowa wskazał na przedmioty trzymane w ręce. Peter wziął jeden kawałek i zaczął ciąć nimi swoje ciało. Chora satysfakcja błysnęła w zielonych tęczówkach. Buchnęła krew. Cofnął zaklęcie, a animag wrzasnął z bólu.
- Nie, proszę, zabij mnie... Błagam zabij... - wyjęczał.
- Nic z tego – zaśpiewał chłopak nad nim. – Chcesz coś zrobić? – zapytał chrzestnego.
- Wiesz, chyba nie.
- Jak sobie życzysz... - mruknął, uleczając krwawą masę znajdującą się przy jego stopach.
- Czemu?
- Żebyśmy mogli oczyścić cię ze wszelkich zarzutów. Spokojnie, potrafię tak nagiąć prawdę, by nikt się nie domyślił, jak ma się rzeczywistość – zapewnił z diabelnym uśmiechem. Połowę twarzy miał we krwi. Podobnie, jak lewą rękę i żebra. Wyczyścił się, związując nieprzytomnego szczura. – Zamień się w psa – polecił.

Black przyjął żądaną formę, krocząc tuż obok jego boku. Pettigrewa zmniejszyli i wpakowali z powrotem do klatki, którą Harry wziął w rękę. Udali się do dyrektora.

Czarnowłosy nastolatek otworzył drzwi do gabinetu Dumbledore'a.
- Dzień dobry, panie profesorze – przywitał się słodkim głosikiem. Czarny pies, przypominający ponuraka kroczył przy jego prawej nodze. Była godzina druga trzydzieści, długo po ciszy nocnej.
- Harry! Co robisz o tej godzinie?! – krzyknął starzec, wstając.
- Wyjaśnić sprawę mojego ojca chrzestnego.
- Skąd...
- Po prostu.
- Wiesz, gdzie jest Black?
- Wiem.
- A więc...
- Ale to nieistotne – przerwał mu.
- Jak to nieistotne, Harry!? To jest seryjny morderca, który chce cię zabić.
- To wersja Ministerstwa – odrzekł spokojnie
- ...
- Nieprawidłowa. Black wcale nie był Strażnikiem Tajemnicy Potter'ów.
- Oczywiście, że był...
- Nie. To bzdura. Strażnikiem Tajemnicy został Peter Pettigrew.
- Harry, to jakiś absurd! – wykrzyknął Albus.
- A więc jak mi pan wytłumaczy to, iż Pettigrew żyje? – zapytał.
- On nie...
- Jest pan pewien – postawił klatkę z oszołomionym szczurem na biurku. Wyjął go, a czarny brytan przybliżył się. Wycelował w małe zwierzę różdżką i po chwili był tam całkiem przytomny, gruby czarodziej. Spojrzał z przerażeniem na Potter'a, który wszedł do jego umysłu i ostrzegł, iż to, co mu zrobił to pikuś, w porównaniu z tym, do czego będzie zdolne, jeżeli facet się do tego przyzna.
- Peter Pettigrew – mruknął oszołomiony czarownik, opadając ciężko na krzesło.
- A więc mój ojciec chrzestny zostanie uniewinniony? – zapytał brunet.
- Tak, tak... Za chwilę wezwę Ministra. Zaczekaj, proszę – wyjął proszek Fiuu spod biurka, wrzucił garść w kominek, po czym zniknął w zielonych płomieniach. Syriusz odzyskał swą formę i stanął koło niego. Harry uśmiechnął się do niego zadziwiająco przyjacielsko.
- Ale w tym się z Ministrem nie spotkasz – zachichotał, zmieniając jego szatę na bordową ze złotymi zdobieniami.
- Dzięki, szczeniaku – poczochrał mu włosy.
- Nie ma za co – mruknął. Wyczarował im wygodne fotele, za to Pettigrew'a związał i zakneblował. – Jak ci się wydaje, czy pan Minister da nam go zabić? – zapytał spokojnie.
- Być może... Jednak wątpię. Miejmy nadzieję, że nie przyprowadzi ze sobą dementora...
- Dumbledore prędzej zrezygnuje ze stanowiska, niż na to pozwoli – zapewnił go trzynastolatek.
- Racja.
- A nawet jeżeli, to od czego jest Patronus?
- Umiesz wyczarować?
- Jasne – parsknął.
- To wysokie umiejętności...
- Gdy tylko Voldemort dowiedział się o dementorach, postanowił mnie nauczyć – wzruszył ramionami.
- Chcesz nauczyć się animagii? – zaproponował Black.
- Już umiem.
- W tym wieku?!
- No widzisz...
- Pokażesz? – poprosił.
- W wakacje. Tutaj wolę nie ryzykować – oświadczył.
- Jak chcesz, Harry.
- Byłeś kiedyś w Egipcie? – zapytał.
- W Egipcie? Nie, chyba nie...
- Pojedziemy w te wakacje? – zaproponował nastolatek.
- Czemu nie, a dlaczego?
- Chcę zdobyć składnik do eliksiru. Nie dość, że jest drogi, to jeszcze trudno dostępny. No i mało legalny.
- Eliksiry?
- Nom. Niektóre są bardzo przydatne. Oczywiście nie jestem Snape'em, który zawsze nosi przy sobie buteleczkę Veritaserum, ale... - urwał, a przez kominek wszedł wściekły dyrektor, zdenerwowany Knot i dementor. Ochłodziło się, a zielonooki wycelował w stwora magicznym patykiem. Black przełknął ślinę, zagłębiając się w fotelu.
- Pan Black... Hmm... i pan Pettigrew...
- Wydaje mi się, że należy się jakieś wynagrodzenie dla mojego ojca chrzestnego za dwanaście marnowanych lat, czyż nie – wtrącił chłodno zielonooki.
- Och, tak... No cóż... pana Pettigrew jeszcze dziś skażemy na Pocałunek Dementora, za to pan, panie Black, może czuć się uniewinniony. Ministerstwo wypłaci panu trzydzieści dziewięć milionów galeonów za zatrzymanie w Azkabanie...
- A co z opinią publiczną – upierał się trzynastolatek. – Syriusz został oczerniony w gazetach i na różnego rodzaju przemowach. Niech rekompensata będzie w takiej samej formie. Gazety i PAN, panie Ministrze powinien ogłosić publicznie, iż było to tragiczne w skutkach nieporozumienie. Nie wspomnę o pisaniu artykułów bez zgody mojego chrzestnego.
- Tak, tak... Otrzyma pan też rekompensatę w postaci dwóch milionów galeonów od Proroka Codziennego, tyle samu od tygodnika czarownica i spełnimy żądania pana Potter'a.
- Cudownie – warknął czarnowłosy. – Mam nadzieję, że nigdy więcej nie popełni pan tego błędu.
- Ależ oczywiście, panie Potter. Wszystko zostało dobrze zatuszowane, jednak Ministerstwo wciąż będzie się starać jak najlepiej może. W szczególności Biuro Aurorów.
- Cieszę się, panie Ministrze.
- Mam tylko pytanie do uniewinnionego...
- Słucham? – powiedział uprzejmie Syriusz.
- Jak udało się panu uciec z naszego więzienia?
- Cóż, to niech pozostanie moją tajemnicą. Ale zapewniam, iż nikt inny tego nie zrobi – mrugnął.
- Jednak gdyby...
- Gdyby jeszcze ktoś uciekł, wyjawię mój sekret. Lecz i tak nic z tym nie zrobicie, gdyż dementorzy nie widzą, tak więc... Nie będzie to możliwe.
- No, no dobrze. Ma pan jakieś mieszkanie?
- Oczywiście. JA sobie poradzę – zapewnił Łapa.
- Cieszę się. Tak więc, do zobaczenia – zabrał Pettigrew'a i zniknął w kominku.
- Chociaż raz spędzisz wakacje pod czyimś okiem, Harry – westchnął Dumbledore. – Mam nadzieję, iż odpowiednio się nim zajmiesz, Syriuszu.
- Proszę się nie martwić. Poradzę sobie. Skoro z James'em dawałem radę, to z tym szczeniakiem sobie nie poradzę?
- Jesteś animagiem, prawda?
- Zgadza się.
- Niezwykłe, doprawdy niezwykłe...
- Mógłbym zostać z Harry'm do zakończenia tego roku?
- Jak najbardziej. Harry?
- Byłoby super – przyznał chłopak.
- A więc nie będzie problemu. Możecie iść do lochów. Aha i Harry – spojrzał na bruneta znad okularów połówek. – Poinformuj Ślizgonów, że jutro lekcje zostały odwołane.
- Oczywiście, sir – zgodził się, pchając drzwi. Syriusz przybrał formę psa. Wyszli, a dyrektor mógł odetchnąć.


Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ KiminariOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz