XXVI

7K 320 55
                                    


Harry był w Ridle's Manore już caaałyy jeden dzień. Tego dnia miał zabrać z Hogwartu dwójkę przyjaciół.
- Wychodzę! – krzyknął ulatniając się z domu. Zebrał magię i poleciał w stronę zamku. Bez problemu przeszedł przez barierę ochronną. Malfoy'a i Granger znalazł w Pokoju Wspólnym. Odrabiali lekcję razem z Zabinim, Teodorem, Pansy i Crabb'em.

 – Hejka – rzucił wchodząc do środka. W pomieszczeniu momentalnie zrobiło się przeraźliwie cicho.

- Hej, stary! – przywitał się Draco. Po jego słowach w pokoju zapanował harmider. Każdy członek domu węża cieszył się, że ich Srebrny Książę Slytherinu wrócił.
- Hej, prozę o ciszę – zaśmiał się Potter. Wrzawa wygasła. – Wróciłem tylko na chwilę. Nie będzie mnie w szkole do poniedziałku. Draco, Hermiona, mogę was na chwilkę prosić? – zapytał. Ci szybciutko się zebrali i wyszli za czarnowłosym.
- Co jest? Oddałeś Kamień? – zapytał blondyn.
- Nie, nie oddałem. Zanim mi przerwiecie, dajcie wyjaśnić. Zabezpieczymy się tak, żeby na wakacje Kamień wracał do nas – oznajmił. – Złożymy wieczystą przysięgę. Umiecie ją rzucać?
- Nie... - odrzekli zgodnie.
- No dobra, to ja będę gwarantem, a Przysięgę będzie składać Draco – oświadczył.
- Dobra. Kiedy idziemy?
- Teraz, Hermi. Draco, weź swoją miotłę. Spotykamy się przed szkołą za piętnaście minut, dobra? – pokiwali głowami. Szarooki pognał po środek transportu, a dziewczyna patrzyła z wyczekiwaniem na Potter'a. Chłopak. – Idziemy?
- Ta... - zgodziła się. Ruszyli w stronę błoni. Brunet usiadł przy jeziorze bawiąc się swoją różdżką. Brązowooka przycupnęła tuż obok niego.
- Ćwiczymy animagię? – zaproponował chłopak. Wokoło nich nie było zupełnie nikogo. Granger skinęła głową siadając po turecku. Zielonooki zrobił dokładnie to samo. Tak, jak za każdym razem zdyscyplinowali moc pozwalając na uwolnienie magii. Zaczęła pojawiać się sierść i inne zwierzęce dodatki. Harry jednak poczuł coś jeszcze. Nie mógł już siedzieć. Spróbował wstać. Coś ciągnęło go do ziemi. Nie mógł za nic ustać na dwóch nogach. Zauważył też, że jego całe ciało jest porośnięte wyjątkowo długim i gęstym, białym futrem, a szczęki tak silne, że bez problemu mógłby nimi zgnieść człowieka. Widział także z innej perspektywy. Był odrobinę większy. Spojrzał na przyjaciółkę pytającym wzrokiem. Ona również nie wyglądała tak, jak zwykle. Wokoło oczu miała ciemne obwódki, stała na czterech łapach zakończonych ostrymi pazurami, a twarz wyjątkowo kocią. Dodatkowo całe ciało miała pokryte drobną sierścią. Nie miała włosów, ale za to wyrosła jej para uszu i ogon. Mimo wszystko nie była w pełni przemieniona. Wpatrywała się w Harry'ego jak w obrazek.
- Harry... - zdołała w końcu wydusić.
- Co jest, Hermiona? – spytał. I spotkała go kolejna niespodzianka. Miał dziwnie zniekształconą twarz. Niewiele czasu zajęło mu poskładanie faktów. Dokonał pełnej transformacji...
- Wow! Harry! – zawołała.
- No co? Jak wyglądam? – zapytał podskakując i ustawiając się w przezabawnej pozycji, jak pies chcący zabawy. Wyszczerzył wielkie kły.
- Super! Jesteś najmłodszym animagiem, Harry.
- Serio? – mruknął Potter. Wrócił do swojej postaci. Brązowooka zrobiła to samo.
- Gdzie ten Draco? – westchnęła.
- Właśnie, Hermi?
- Tak?
- Wy jesteście razem? Bo się pogubiłem.
- Wiesz... Chyba tak, chociaż w sumie, to nie wiem. To na pewno nie jest miłość, ale może... Ja wiem? Zauroczenie?
- Już jestem! – wrzasnął blondyn podchodząc do przyjaciół. – Pusto tu dzisiaj – mruknął rozglądając się dookoła.
- Widzimy – odrzekł brunet. – Lecimy. Draco, weźmiesz Hermionę, a ja lecę sam, ok.?
- Dobra! – zgodzili się. Cała trójka opuściła szkołę, odeszła spory kawałek i wzbiła się w powietrze. Miotły były znacznie wolniejsze od Potter'a, więc kruczowłosy ciągną patyk za sobą, dzięki czemu znacznie przyśpieszyli. Po jakiejś godzinie wylądowali w Malfoy's Manor. W milczeniu przeszli przez holl kierując swe kroki do salonu. W pomieszczeniu znajdowali się: Lucjusz, Narcyza, Tom, Nagini, Dark i Shadow. Kobieta patrzyła się z dziwnym wyrazem twarzy na wężyce znajdującą się na ramionach swojego pana. Dark, gdy tylko zobaczył kumpli rzucił się Potter'owi na ręce. Przywitali się ze wszystkimi.
- Ok., teraz może wyjaśnicie nam, co to ma znaczyć? – zapytał pan Malfoy.
- Już, tato... No więc, w Hogwarcie jest taki korytarz na trzecim piętrze, do którego nikt nie ma wstępu...
- Oczywiście wszyscy doskonale nas znacie, więc dobrze wiecie, iż nie mogliśmy usiąść na miejscu, wiedząc, że w zamku jest coś, co nie zostało zbadane. Taki troszeczkę Gryfoński odruch – przejął pałeczkę Harry. Na słowo „Gryfoński" dorośli lekko się skrzywili.
- Więc postanowiliśmy to zbadać. Okazało się, że za drzwiami jest wieeeelki, trójgłowy pies. Harry użył na nim jakiegoś zaklęcia, tak, że natychmiast nas przepuścił... - kontynuowała Granger.
- Dziwnego zaklęcia, czyli Imperiusa – wtrącił zielonooki. Narcyza rozszerzyła oczy, a reszta wyczekiwała dalszej części.
- Potem były diabelskie sidła, które już nie istnieją. Spaliłem je – wyszczerzył się brunet. – Tak, czy inaczej następnie trzeba było złapać klucz do kolejnego pomieszczenia. Nie podziałało zwyczajne Alohomora. Rozwaliłem je zwykłą Avadą – sprostował. Pani Malfoy przyjrzała mu się ze strachem i szacunkiem jednocześnie.
- Kolejną, najtrudniejszą przeszkodą były szachy – dopowiadał Draco. – W przejściu dalej niewątpliwie pomógł Lucas – spojrzał na opiekuna przyjaciela, a Lucjusz lekko zbladł. Voldemort jedynie się uśmiechnął i skinął głową.
- Następnie była zagadka logiczna. Nie wiem, czy państwo wiedzą, co to jest. Draco nie wiedział – przerwała mu Hermiona. – Jest to rozwiązywanie problemu, lub zagadki poprzez łączenie faktów, czasem nawet obliczenia. Wielu wielkich czarodziei nie ma zielonego pojęcia, co to logika. Na całe szczęście ja i ten tutaj – wskazała na Pottera. – Wychowaliśmy się u mugoli i dobrze wiemy, jak korzystać ze swojego umysłu. No więc, rozwiązaliśmy zagadkę. Aha, zadanie polegało na wybraniu właściwych eliksirów. Było ich siedem: jeden, żeby przejść dalej, jeden, żeby się cofnąć, trzy miały truciznę, a dwa, to wspaniałe wino pokrzywowe – wyjaśniła.
- I tutaj znowu pomógł nam Lucas na prośbę Harry'ego robiąc zapasik właściwych eliksirów – wtrącił szarooki.
- Była to ostatnia przeszkoda, ale nie mogliśmy być tego pewni – zakończył Potter. – Za tymi chorymi zabezpieczeniami znajdowała się maleńka paczuszka ze skrytki numer siedemset trzynaście.
- Tą, którą prawie że okradziono? – zdziwił się Lucjusz.
- Tak, właśnie tą – potwierdził młody animag. – W środku leżał Kamień Filozoficzny... - skończył. W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza.
- Właśnie dlatego tu jesteśmy – oświadczyła Granger po minucie milczenia. – Nie możemy zatrzymać go w szkole, a na pewno kiedyś się przyda.
- Dlatego wpadliśmy na pomysł, żeby Kamień zostawić wam – odezwał się milczący dotąd Dark.
- Niech będzie, ale po co wszyscy w trójkę? – zdziwiła się pani Malfoy.
- Złożycie nam Przysięgę Wieczystą, że podczas roku szkolnego będziecie korzystać z niego WSZYSCY – podkreślił czarnowłosy. – A na każde wolne trafi z powrotem w nasze ręce. Zgadzacie się?
- Ja się zgadzam – oznajmił natychmiast Czarny Pan. Lucjusz spojrzał przelotnie na swojego pana.
- A więc ja także.
- No, skoro Lucjusz zamierza się czymś dzielić, to stał się cud – mruknęła Narcyza. – Też się zgadzam.
- Super! – wykrzyknął Potter. – Jestem gwarantem, Przysięgę składacie Draco i Hermionie – oznajmił. Najpierw przysięgę złożyli Lucas i Draco, potem ojciec z synem, a następnie matka. To samo z Hermioną. Zaklęcie działało tylko i wyłącznie do ukończenia przez nastolatków Hogwartu.
- Ok., a teraz jak to cudeńko działa? – zapytał Malfoy senior, gdy wszyscy siedzieli dookoła stołu, na którym to leżał Kamień.
- O tak – powiedział Harry przywołując starą zbroję stojącą na korytarzu i dotykając nią kryształu. Stal w sekundzie zrobiła się złota.
- Wow – mrukną Lucjusz. – od teraz kupują rzeczy tylko ze stali – trójka Hogwartczyków spadła ze śmiechu na podłogę.
- Obawiam się, że jednak nie będzie tak kolorowo – stwierdził Harry. – Kamień produkuje tylko żółte złoto. Jeżeli pani Malfoy będzie żądać białego złota, to co wtedy?
- Wtedy kupię złoto – powiedział Lucjusz.
- My to gadu-gadu, a patrzcie która godzina! – wykrzykną Draco.
- Dracuś, Dracuś... - westchnął Potter. – Jest sobota.
- Tylko dziwnie by było, gdybyśmy wszyscy we trójkę tak nagle wyparowali – stwierdził szaarooki.
- Do końca dnia nikt nie powinien się zorientować – wtrącił Voldemort. – Znając Harry'ego, to już jesteście władcami całego Slytherinu, mam rację?
- No... Tak – mrukną szarooki.
- A czy władca musi się komuś spowiadać z tego, co robi? – kontynuował Riddle. – Oczywiście, że nie.
- W całej szkole jesteśmy dość znani – stwierdziła brązowowłosa. – Ja i Harry jesteśmy najlepsi w klasie. Draco jest zaraz za nami. Ze wszystkiego wychodzi mu Powyżej Oczekiwań. Za wyjątkiem Eliksirów i OPCM. W sumie nie mam pojęcia skąd ten idiota tyle wie – mruknęła wskazując na bruneta.
- Jak dobrze chociaż raz wiedzieć więcej od panny Granger – mruknął Lucjusz tak cicho, że nikt nie usłyszał.
- No to jak, zostajemy tu do końca dnia? – zapytał zadowolony brunet.
- Jasne!
Była już szesnasta. Razem z brązowooką i blondynem ćwiczyli po raz wtóry sztukę przemiany w zwierzęta. Potter prawi to opanował. Jego przemiana była całkowita, lecz za wolna. Draco odnalazł swoje powołanie w kolejnej dziedzinie. Był prawdziwym mistrzem animagii. Coś, co jego przyjaciele osiągnęli w dwie godziny zrobił za pierwszym podejściem. Skończyło się na tym, że po trzech godzinach morderczego wręcz treningu Hermiona prawie przemieniła się w lwice, a Malfoy... No cóż... Był gdzieś pośrodku. Wszystko wskazywało na to, że jeszcze tego roku szkolnego bez problemu to opanują. Byłby to zdecydowanie rekord. Najmłodszy zapisany animag, gdy to opanował, miał bowiem czterdzieści sześć lat. Wszystko było super, lecz musieli wracać do szkoły. Marvolo, chcąc zapewnić im dodatkową godzinkę zgodził się przetransportować Draco do szkoły razem z Potter'em, a że był znaaacznie szybszy od mioteł na miejscu wylądowali po zaledwie pięciu minutach.
- To do poniedziałku! – pożegnał się Harry i Dark ( który też poleciał ). Dwójka czarnoksiężników ponownie odbiła się od ziemi zostawiając za sobą czarny ogon. W locie Czarny Pan chwycił swojego podopiecznego i położył na swoich rękach. Ostatecznie mężczyzna nadal znacznie przewyższał chłopaka umiejętnościami. Gdy zielonooki diabeł już leżał spokojnie w jego ramionach przyśpieszył tak, że w Riddle's Manore byli minutę później.
- A więc zostajesz na cały tydzień? – zapytał Tom siadając na czarnej kanapie.
- Ta.
- Zagrasz mi coś? – zapytał Marvolo z błaganiem w oczach. Sam nie chciał wychodzić do ludzi, gdy tego nie potrzebował, więc nie kupił sobie nowego fortepianu.
- Jasne, ale uprzedzam, że wyszedłem z wprawy – zaśmiał się przywołując instrument. Wybrał pierwsze-lepsze nuty i wygrał całą melodię. Mimo prawie półrocznej przerwy nadal był genialny w te klocki.
- Ech... - westchnęła Nagini, która właśnie wlazła do pokoju. – Wy to nie potraficie się czegoś oduczyć.
- To chyba dobrze, prawda? – roześmiał się Potter.
Na cudownym odpoczynku spędził całe trzy dni, aż w końcu Marvolo stwierdził, że to koniec jego obijania się. Wznowili lekcję odporności na ból. Tym razem Tom rzucał je na Harry'ego w najmniej oczekiwanych momentach. Czasami z jego gardła wydarł się cichy jęk, ale nigdy nic więcej. Wytrzymywał wszystko na stojąco, co niezmiernie dziwiło Voldemorta. Po regularnym zażywaniu Eliksiry Życia odzyskiwał powoli moc, więc jego Cruciatusy były naturalnie coraz silniejsze. Większość wiłaby się u jego stóp błagając o pomoc, ale nie Potter. Żeby tego było mało! Obaj odkryli, że mogą rozpoznawać swoje emocje, a nawet porozumiewać się w myślach. Nie były to jakieś dokładne zdania, ale ogólny zarys sytuacji. Obaj nie mieli nic przeciwko takiej więzi. Ułatwiała im życie. Wystarczyło, że Tom chciałby, aby Potter pomógł mu w eliksirze, a chłopak natychmiast o tym wiedział. W odwrotną stronę działo się to samo. Gdy Harry nie rozumiał jakiegoś zaklęcia, Marvolo pojawiał się tu przy nim, aby mu je wyjaśnić. Chłopak podczas całego pobytu nie zdradził, że jest prawie animagiem. Tom stwierdził też, że odporność na ból ma opanowaną w stopniu bardzo dobrym, więc mogą to przerwać ( ani Nagini, ani Dark nie mieli zielonego pojęcia o owych dodatkowych lekcjach ). Potter rozpoczął lekcje teleportacji, której to miał się uczyć dopiero w wakacje. Musiał przyznać Riddle'owi rację. Szczerze miał dość tej przeklętej zasady CWN. Za Chiny nie mógł przenieść się na drugi koniec pokoju. Łatwiej przyszła mu animagia. Choćby niewiadomo, jak się starał nie dawał rady. Riddle miał wieeelką cierpliwość. Wyjaśniał mu, co i jak, a jak wciąż nie mógł dokonać teleportacji, po prostu kozał mu zrobić sobie przerwę i szli na jakąś przekąskę, albo pograć w Quidditcha. Tom był w stosunku do Potter'a wyjątkowo wyrozumiały. Chłopak już umiał naprawdę wiele. Jeżeli nie opanuje tej jednej dziedziny, to nic się i tak nie stanie.
- Hej, Tom – ziewnął brunet wchodząc do kuchni. Nie usłyszał powitania, tylko torturujące zaklęcie. Spojrzał zdziwiony na Marvola i przetrzymał klątwę, lekko przygryzając wargę. Po dziesięciu sekundach krwistooki cofnął czar.
- Wybacz, ale musiałem to sprawdzić – uśmiechnął się czarnoksiężnik.
- Jasne. Wiesz co, Tom?
- Hmm?
- Wpadłem na pomysł odnośnie tej teleportacji.
- Tak? – zainteresował się Czarny Pan.
- Może raz teleportuję się z tobą, żeby wiedzieć, jakie to wrażenie?
- Świetny pomysł! – zachwycił się czarnoksiężnik. – Że też sam na to nie wpadłem – dodał już ciszej.
- Teraz? – spytał czarnowłosy.
- Jak chcesz.
- Czyli teraz.
- Dobra, złap mnie za ramię – polecił Voldemort. Zielonooki natychmiast spełnił rozkaz. Poczuł, jakby przeciskano go przez wyjątkowo cienką rureczkę. Zabrakło mu powietrza. Jak szybko to uczucie się pojawiło, tak szybko minęło. – To właśnie to – oznajmił. Znajdowali się w ogrodzie.

Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ KiminariOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz