- Avada Kedavra! – zielony promień pobiegł w stronę mugoli. Uderzył mężczyznę w pierś. Młody Potter patrzył na to bez większego żalu. Gdy ofiara osunęła się na ziemię na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. – Teraz ty.
- No dobra... Raz kozie śmierć – mruknął. Skupił całą magię. Przypomniał sobie wszystkie sytuacje z domu Dursley'ów. Wewnątrz niego pojawił się gniew, który po chwili przerodził się w nienawiść. – Avada Kedavra... - z jego magicznego patyka wyleciał gruby promień. Ugodził w dziewczynę. Brunet padł na kolana dysząc ciężko. Kobieta również upadła, jednak jej oczy były martwe. Tak samo, jak reszta ciała.
- Dobrze, bardzo dobrze – pochwalił jego wyczyn Riddle. – Widzę, że bardzo cię to męczy, ale dajesz sobie radę. Chcesz odpocząć?
- Tylko chwilę... - Harry skierował swój wzrok na nauczyciela.
- Dobrze. Odetchnij i pokażę ci jak zrobić ten eliksir – zrobili jak to wymyślił Marvolo. Receptura na Wywar Regenerujący była niesamowicie pogięta. Rzeczywiście, były do niego potrzebne milimetry serca jednorożca. Kolejnym trudnym do zdobycia składnikiem był jad Nagini. Potter miał go pod ręką, ale każdy inny człowiek musiałby nieźle się nabiegać, żeby zdobyć tą ingrediencje.
- Trudne – stwierdził Harry.
- Im cięższe, tym skuteczniejsze – wyjaśnił Marvolo. Mimo wszystko zielonooki dał radę zrobić wywar. Potem przewertowali wszystkie książki. Tom znalazł dla niego zestaw zaklęć z każdej dziedziny. Kazał mu nauczyć się paru pozycji z historii magii.Tak zlatywał mu praktycznie każdy dzień. Ledwo starczało im czasu na jedzenie. Przy kolejnej wycieczce do świata czarodziei, chłopak uzupełnił swoje ingrediencje, dokupił książek i wziął też poradnik do Quidditcha. Wiele zaklęć wykonywał praktycznie za trzecim podejściem. Zdarzały się co prawda takie, nad którymi siedział nawet tydzień, ale nie były one częste. Najczęściej rzucał poprawnie czar po piętnastu-siedemnastu próbach. Najbardziej polubił transmutację, zaklęcia i czarną magię. Tom okazał się wspaniałym nauczycielem. Oprócz magii Harry ćwiczył fizycznie. Voldemort stwierdził, że chłopak wygląda jak siedem nieszczęść, i że musi wyrobić sobie sylwetkę. Zaczął też szkolić się w grze na miotle. Był urodzonym szukającym. Często wpadał na Nokturn. Odwiedzał te same sklepy. Kiedyś przez zupełny przypadek wszedł do „Borgina i Burkesa". Wystawa bardzo mu się spodobała i tam też bywał częstym gościem. Sprzedawczyni ze sklepu z eliksirami tak polubiła tego czarnowłosego chłopca oraz jego węże ( zazwyczaj zabierał i Darka, i Nagini ), że bardzo często dawała gadom myszy lub płazy, natomiast brunet zawsze dostawał 15% zniżki. Prowadził życie na pełnych obrotach. W planie dnia raz na tydzień upychał spotkania z Alex'em. Po roku takiego życia, Riddle stwierdził, że może mu dołożyć jeszcze numerologię i starożytne runy. Naturalnie, Harry musiał zdobyć do tych dwóch przedmiotów książki. Potter był naprawdę zdolny. Zdołał wcisnąć do głowy podstawy latania za pomocą magii. Potrafił zawisnąć w powietrzu przez minutę. Przez ten czas mógł swobodnie poruszać się ponad ziemią, jednak po upłynięciu czasu od razu kończyła mu się magiczna moc i zaczynał spadać. Umiał cały materiał szkolny z pierwszego i drugiego roku. Oczywiście czarną magię miał niesamowicie rozwiniętą. Voldemort kładł nacisk głównie na tą dziedzinę.
Trzy i pół lat później
- Harry – zaczął Marvolo.
- Tak? – spytał dziesięciolatek.
- Za niecałe pół roku jedziesz do Hogwartu. Myślę, że na ten czas dam ci spokój z nauką, co ty na to?
- Super! – ucieszył się zielonooki. – Jednak mógłbyś mi pomóc jeszcze z tym lataniem? Pięć minut mnie nie satysfakcjonuje – mruknął.
- Dobrze. Możesz trenować loty, ale nie będę ci dokładał nic nowego – zakończył Marvolo. Ostrzegam cię jednak, że już po pierwszym roku szkolnym zabieramy się za teleportacje.
- Ekstra! – wykrzyknął Potter.
- Nie ciesz się tak. To nie jest proste – zastrzegł go Riddle. – Aha, jeszcze jedno... Na trzy tygodnie przed pójściem do szkoły będziesz musiał wrócić do tych... - skrzywił się. – mugoli.
- Czemu? – zdziwił się dzieciak.
- Bo jest pewien problem... List, który przyjdzie... Widzisz, to magia, czysta magia wskazuje gdzie mieszka czarodziej godny studiowania magii w Hogwarcie... Dyrektor, ani ministerstwo nie może dowiedzieć się gdzie się znajdujesz. To miejsce to Riddle's Manor. Mój dom rodzinny. Dumbledore dobrze zna moje prawdziwe nazwisko. Skojarzy fakty. Magia musi pokazać Privet Drive.
- Dobrze. Niech będzie, ale czasem będę pisał – ostrzegł.
- No pewnie, że MUSISZ pisać. Weźmiesz ze sobą Darka – poinformował go Voldemort. – Różdżkę schowaj. Ktoś przyjdzie, aby ci wszystko wyjaśnić, bo w ich mniemaniu nie masz pojęcia o tym, że świat czarodziei w ogóle istnieje. Nie mogą wiedzieć, że zdajesz sobie sprawę z obecności magii.
- Wiem.
- Dobrze. A na razie co chcesz robić? – spytał Marvolo.
- Hmm... Może obejrzymy film? – zaproponował. Riddle nienawidził mugolskiego sprzętu, ale czasami zgadzał się obejrzeć z chłopakiem jakiś horror albo akcje.
- No dobra... Dzisiaj oficjalnie skończyliśmy wstępne szkolenie. Możemy się zrelaksować – zgodził się Czarny Pan.
- Mogę wybrać?
- To ma być przyjemność dla ciebie, więc tak.
- Hej, co robicie? – do salonu wparowali Nagini i Dark. Obecnie oficjalnie ze sobą chodzili. Nie ważne, że Nagini była o wiele starsza. U gadów coś takiego w ogóle nie miało znaczenia.
- Właśnie decydujemy się co robimy przez prawie pół roku. Uznałem, że on wie już za dużo. Koniec z nauką do wakacji – oznajmił Voldemort.
- Aha. I wymyśliliście coś? – zapytał Dark.
- Teraz będziemy oglądać film – odpowiedział Harry.
- Zamawiamy pizze? – zapytał wąż. On też się zmienił. Teraz jego długość dochodziła do pięciu metrów ( magiczne wydłużanie ).
- Ja zamawiam – oznajmił zielonooki. Chwycił po kupiony niedawno smartfon i wybrał numer do niedalekiej pizzeri. Zamówił dwie duże peperoni. Po godzinie już siedzieli i oglądali Głupiego i Głupszego. Potter namówił niedawno Riddle'a na kupno wielkiej, sześćdziesięcio calowej plazmy. Wkrótce przyjechała pizza. Atmosfera była bardzo przyjemna. Marvolo rzucił zaklęcie na oka, żeby było ciemno, więc pomieszczenie wyglądało, jakby właśnie panowała noc. Po skończonym seansie Harry postanowił przejść się po mieście. Zaciekawił go sklep muzyczny. Na samym środku pomieszczenia znajdował się fortepian. Podszedł bliżej.
- Siedemdziesiąt tysięcy funtów... - przeczytał cenę. Wyszedł ze sklepu wracając do domu. Chyba znalazł sobie zajęcie na ostatnie miesiące przed szkołą. – Marvolo! – krzyknął od progu.
- Tak?!
- Umiesz grać na pianinie albo fortepianie? – zapytał.
- Kiedyś umiałem na fortepianie, ale nie wiem po co ci to wiedzieć – odpowiedział.
- Nauczyłbyś mnie? – poprosił.
- A skąd weźmiesz instrument? – spytał.
- W sklepie niedaleko jest jeden. Za siedemdziesiąt tysięcy – oznajmił dziesięciolatek.
- No dobrze... - westchnął. – Nie mam pojęcia co cię napadło na ten fortepian, ale niech ci będzie.
- To ja idę wypłacić pieniądze – i wybiegł z domu. Harry miał górę pieniędzy, więc mógł sobie kupować wszystko co tylko dusza zapragnie. Szedł już do właściwego budynku.
- Poproszę ten fortepian – powiedział prosto z mostu do sprzedawczyni. Przez tyle lat z Czarnym Panem odziedziczył trochę z jego zachowań. Voldemort nigdy się nie witał, tylko mówił w czym jest sprawa.
- To będzie siedemdziesiąt tysięcy... płaci pan na miejscu, czy ratami? – dowiadywała się sprzedawczyni.
- Na miejscu – odpowiedział zielonooki i podał jej walizkę, do której włożył wypłacone pieniądze. Walizka, to tak naprawdę transmutowany kamień. Sprzedawczyni przeliczyła banknoty i schowała wszystko pod biurko.
- Proszę podać adres. Ekipa przywiezie instrument prosto do domu.
- Riddle's Manor – tyle wystarczy, żeby każdy wiedział o co chodzi. Kobieta trochę się zdziwiła, ale nic nie powiedziała.
- Towar będzie na miejscu za pół godziny.
- Do widzenia – Harry wyszedł z budynku. Szybkim krokiem, prawie biegiem dotarł na wzgórze. Ogrodu doglądał przez cały czas stary zrzęda Frank Bryce. Wszedł do budynku i skierował swoje kroki na piętro, gdzie miał pokój. Było to jedne z największych pomieszczeni w posiadłości. Większe było tylko laboratorium, salon i sala treningowa. Tom nie lubił dużych przestrzeni, więc jego pokój miał wymiary ok. 6 X 4 metry. Podłoga u Potter'a była prawie dwukrotnie większa. Pokój wyglądał dokładnie tak, jak salon w hotelu w Albanii. Różnił się jedynie tym, że w rogu znajdował się mały barek. Jednak kolekcja Potte'a składała się bardziej z soków i wód, niż alkoholu. Nie było tam telewizora. Na jego miejsce wstawiono eleganckie biurko. Od niego były trzy pary drzwi: do gabinetu, łazienki i sypialni. Gabinet utrzymywany w odcieniach zieleni, fioletu i bieli. Łazienka oczywiście ubarwiona została na błękit i biel. Był tam prysznic, jaccuzi ( które kupił Potter ) i wanna. Czyli podstawy. W rogu pomieszczenia umieszczona została szafa z ręcznikami, czepkami, okularami do pływania itp., itd. W sypialni znajdowało się dwuosobowe łóżko, komoda, maleńka szafka nocna i szafa z ubraniami. Zarówno mugolskimi, jak i szatami czarodziei. Były one jednak podzielone, z czego brunet bardzo się cieszył. W sypialni zbudowano także balkon z widokiem na ogród. Harry rzucił się na sofę. Przywołał szklankę i sok z dyni. Napił się małego łyczka. Sięgnął po laptopa, który leżał na stoliku przed nim. Zamierzał znaleźć sobie jakieś nuty i zacząć się uczyć. Zielonooki nie był jakimś pracoholikiem, o nie... Po prostu kierował się powiedzeniem „Im szybciej zaczniesz, tym szybciej skończysz", a Voldemort wyznawał zasadę „Najpierw obowiązki, potem przyjemności, więc chcąc nie chcąc brunet siadał do wszelkich zadań zaraz po ich zadaniu (jakże gramatyczne zdanie XD). Potem miał czas wolny.
- Harry..! – dziesięciolatek usłyszał wołanie z dołu.
- Tak?!
- Jakiś samochód stoi przed wejściem. Wiesz o co chodzi? – spytał głos z dołu. Dzieciak szybko zbiegł po schodach.
- To fortepian – wyjaśnił. – Możemy go postawić w salonie? – upewnił się.
- Jasne – zgodził się Riddle. Właśnie w tym momencie weszła ekipa z instrumentem na rękach.
- Gdzie to postawić? – wystękał jeden z nich.
- Gdziekolwiek – odrzekł Marvolo wchodząc szybko po schodach. Normalnie nie pokazywał się wśród ludzi, a jeżeli to robił, to zakładał soczewki zmieniające kolor siatkówki. Słysząc to mężczyźni zostawili fortepian w przedpokoju.
- Do widzenia – pożegnał ich zielonooki. Używając zaklęcia swobodnego zwisu, przetransportował instrument do salonu. Tam postawił go przy oknie. Dodatkowo wyczarował pod niego puszysty, biały dywan. Ściany pokoju były koloru białego, szarego i czarnego. Podłogę tworzyły czarne, błyszczące, podłużne panele, który idealnie współgrał z otoczeniem. Całe szczęście nowy zakup chłopaka również był czarny. Posiadał tylko biały napis na wierzchu. Napisany prawdopodobnie po francusku.
- Możesz już zejść – krzyknął zielonooki. – Pojechali.
- Dzięki... - mruknął Voldemort. – Niezły gust.
- Pasuje do otoczenia. To co? Możemy zacząć? – zapytał Harry.
- Sam muszę sobie przypomnieć – powiedział Tom. – Ostatnio grałem jedenaście lat temu...
- Ok, na wspominki będziemy mieć czas później.
- Już, już... Znajdź tylko jakieś nuty, dobrze?
- W porządku – zgodził się chłopak. Pognał na piętro i przyniósł laptopa. Otworzył go i ściągnął właściwą aplikacje. Marvolo patrzył się na to z wyraźną dezaprobatą. Gdy z urządzenia wydarł się dźwięk oznaczający poprawne zainstalowanie programu skrzywił się i przewrócił oczami. Harry „podłączył"* komputer do przenośnej ksero- drukarki, która stała w szafce na rogu pokoju. Była specjalnie zakryta, żeby Riddle nie musiał na nią patrzeć. Wydrukował pierwsze-lepsze piosenki oraz gamę. Kartki podał Tomowi, który siedział już przed instrumentem. Położył nuty przed czarodziejem i padł na wyczarowany przez siebie fotel.
- Zaczynamy od gamy – oświadczył Voldi. Pokazał mu co i jak. Między innymi Poter dowiedział się jak właściwie układać ręce, jakie ma znaczenie, jeżeli naciśnie biały klawisz zamiast czarnego.
- Tom zagrałbyś coś? – poprosił.
- Dobrze – zgodził się czarnoksiężnik i usiadł na miejscu zielonookiego ( podczas nauki zamienili się miejscami, żeby Harry'emu było wygodniej grać ). Marvolo przymknął powieki, wziął głębszy oddech i nacisnął pierwszy klawisz. Muzyka rozbrzmiewała w pokoju. Rytm był spokojny, ale miejscami bywał szybki i energiczny. Przypominało to letni dzień. Raz spokojny i powolny odpoczynek, a w następnej chwili burza z gradem i piorunami. Potter'owi bardzo spodobała się owa muzyka. Po sześciu minutach Tom zakończył koncert delikatną, wysoką nutą. – I? Podobało się?
- Przyjemne – mruknął. – Co to była za piosenka?
- Ehh... Nie znajdziesz tego w żadnej książce. Ułożyłem to tuż po ukończeniu Hogwartu. Dalej ta muzyka towarzyszyła mi przez wiele lat.
- Nauczysz mnie tego? – poprosił.
- Jasne, Harry – ten dzieciak nieświadomie owinął sobie Czarnego Pana wokół palca. Voldemort oczywiście zauważył to już dawno, ale za bardzo lubił tego chłopaka, żeby tak po prostu mu odmówić przyjemności. Zwłaszcza, że zwykle były to jakiś banalne rzeczy. – No to patrz... - pokazał mu wszystkie ruchy. Harry spisał sobie wszystko na kartkę. – A teraz spróbuj to zgrać – podsunął mu pod nos nuty piosenki „Dla Elizy" L. van Beethoven. Potter wygrał muzykę z drobnymi potknięciami. Ten chłopak naprawdę chłonął wiedzę jak gąbka. Większość ludzi uporałoby się z tym rytmem dopiero po jakimś miesiącu ćwiczeń.
- Wspaniale – pochwali bruneta czerwonooki.
- Dzięki – powiedział młody czarodziej.
- To ćwicz to – wskazał na ręcznie napisane nuty.
- A właśnie, Tom... - słysząc swoje imię czarnoksiężnik skrzywił się. – Jak nazwałeś tą piosenkę?
- Nie ma nazwy. Nie miałem pomysłu – przyznał się.
- Hmmm... - zastanowił się. – A co powiesz na... - zaczął grzebać w kompie. – Avant la Tempête.
- Skąd ci o przyszło do głowy? – zdziwił się Marvolo.
- Moje pierwsze skojarzenie, gdy usłyszałem tą melodię, to był letni, gorący dzień. Czekam na burzę, którą zwiastuje pozorny spokój... A po francusku „Przed burzą" to „Avant la Tempête".
- Dobra nazwa – zgodził się Tom.
- Kurde! Ale jestem głodny – jęknął zielonooki. – I gdzie są Nagini z Darkiem?
- Lepiej ich nie szukaj... Pewnie się miziają – roześmiali się.
- Też chcesz coś do jedzenia? – spytał się Potter, gdy już zdołał opanował śmiech.
A wiesz co? Nie pogardziłbym jakimś ciastem... To możliwe, żebym dostał babkę?
CZYTASZ
Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ Kiminari
FanfictionCóż, historia będzie mówić o Harry'm Jamesie Potter'rze, którego wychował sam Lord Voldemort. W każdym razie będzie go wychowywał od siódmego roku życia. Jak to się stanie, przekonajcie się sami! ♥♥♥ Autor: Kiminari .