2. X ~Cz.2

2.7K 153 5
                                    


  Harry ruszył za kasztanowowłosym dyrektorem Hogwartu prosto do sierocińca. Tam zobaczył wychowawcę, a właściwie wychowawczynię ośrodka.
Młody Dumbledore porozmawiał z nią przez moment, wyczarował alkohol i przekonał, aby poszli do zainteresowanego - Toma.
Chłopiec był idealną kopią starszego Voldemorta, chociaż oczywiście młodszą. Nie tyko z wyglądu przypominał swój starszy odpowiednik. Potter dobrze znał ten wyniosły, pretensjonalny i cyniczny głos od swojego opiekuna, ale jednak zobaczenie wspomnienia i usłyszanie zimnego tonu z ust małego dziecka było czymś zupełnie innym. Miał ochotę podejść i go przytulić do siebie, kiedy Albus wystraszył dziecko, podpalając jego szafę.
Ani zielonooki, ani stary Dumbledore nie odezwali się słowem, uważnie obserwując.
Tom z początku nie mógł uwierzyć, że jest czarodziejem, ale gdy czarodziej udowodnił mu iż wie o jego małych przestępstwach oraz kazał mu oddać skradzione rzeczy, chłopiec uwierzył. Potem czarnowłosy dowiedział się, że Albus właśnie wtedy zaczął mieć podejrzenia odnośnie młodego Czarnego Pana, który bardziej zainteresował się jego różdżką, niż skradzeniem cudzych rzeczy.
Harry mógł tylko kiwać głową, udając, że zgadza się z osądem dyrektora.
Wewnątrz aż go paliło aby urwać temu uśmiechniętemu, cholernemu starcowi jego siwą głowę! Widział, co działo się z Marvolo'em, widział podejście opiekunki, więc dlaczego nie zabrał go stamtąd, tylko skazał na dalsze życie w piekle!?

Wynurzyli się z myślodsiewni. Dyrektor kazał Harry'emu zwrócić szczególną uwagę na zamiłowanie Voldemorta - zbieranie trofeum, twierdząc, że to ważny element układanki. Chłopak pokiwał głową, uprzejmie się pożeganał i jak najprędzej opuścił pomieszczenie. Musiał przemyśleć parę rzeczy.

Udał się nad jezioro. Przesiedział tam kilka godzin, tak naprawdę nie robiąc kompletnie nic. Wiedział o okropnym dzieciństwie Czarnego Pana, ale kiedy przyszło mu zetknąć się z rzeczywistością, w jakiej musiał żyć, żal ściskał mu serce, a oczy błyszczały nienawiścią. Wiecznie upita opiekunka, nauczyciele, których nic nie obchodzi, co dzieje się z ich wychowankami. Był pewien, iż nic się nie zmieniło. Nic, ale to nic! Wiedział co jest obecnym celem Toma, ale jeszcze nigdy tak żarliwie i z całęgo serca nie popierał jego planów.
- Nie pozwolę więcej na krzywdę magicznych dzieci - wyszeptał do siebie, a w jego głosie pobrzmiewała niemożliwa do ukrycia furia. Wbił sobie paznokcie w dłonie, aż pociekła z niej karmazynowa posoka. - Na własną krew przysięgam, że zrobię wszystko, aby to się już nigdy nie powtórzyło... - obserwował, jak kropla wsiąka prędko w skałę i chociaż było ciemno, jego oczy wyłapywały najmniejsze źdźbło trawy.
Wstał powoli, podniósł się do pionu i spojrzał na wielki zamek. Warto byłoby wrócić do dormitorium, zanim przyjaciele zaczną go szukać.

W Pokoju Wspólnym nie było tłoczno, jak nieraz być potrafiło, ale z całą pewnością Harry wolałby mieć zapewnioną większą prywatność.
Dlatego zaprowadził Ginny do swojej sypialni i streścił jej całą historię. Hermiony i Draco nie mógł nigdzie znaleźć.
- Przekażę im, Harry - obiecała i pocałowała go w czoło. - Ale myślę, że Tom z chęcią by się dowiedział, co takiego widziałeś - zasugerowała delikatnie.
- Wiem. Po czterech spotkaniach wyślę mu raport - obiecał, przewracając się na bok. - Lub krócej, jeżeli dowiemy się czegoś, czego nie wie - wcale nie podobał mu się pomysł opowiadania Voldemortowi o jego odczuciach. Wolał nawet nie myśleć, na jak długo i jak dogłębnie obraziłby się Lord, kiedy tylko usłyszałby o współczuciu ze strony podopiecznego. A więc Harry zadecydował trzymać język za zębami tak długo, jak było to możliwe.

Każde ich spotkanie wyglądało dokładnie tak samo. Dumbledore pokazywał chłopakowi wspomnienie, potem je analizowali, Harry wychodził, z każdym następnym nienawidząc bardziej dyrektora i całej jasnej nacji czarodziejów. To, ze inni mieli inną magię i było ich mniej to wcale nie powód, aby ich odrzucać! Sam był ciemny, mroczny i nie wyobrażał sobie, aby ktoś mógłby go nienawidzić tylko z tego powodu.

- Harry, mój drogi chłopcze, spokojnie - powstrzymał go Slughorn, kiedy zadrżałą mu ręka podczas odmierzania składników.
- Przepraszam, profesorze - powiedział machinalnie i spojrzał na mężczyznę spod rzęs tak niewinnym i bezbronnym spojrzeniem, na jakie było go stać. - Nie jestem dziś sobą, czy mógłbym zaliczyć ten eliksir na następnej lekcji? - poprosił. Rzeczywiście, ręce okropnie mu się trzęsły, jak na tak opanowanego człowieka, jakim był. Magia aż rozsadzała go od wewnątrz, chcąc się uwolnić, ale delikatny uśmiech nauczyciela i jego chrapliwy, ale dobroduszny głos szybko uspokoił jego nerwy, kiedy zdał sobie sprawę, że ten jako jedyny martwi się o samopoczucie i zdrowie uczniów, niemal jak sama pielęgniarka. Zauważył jego rozkojarzenie jako jedyny z nauczycieli, a przecież miał dziś lekcję z czterema.
Hermiona dałą mu lekkiego kuksańca w bok, kiedy zamyślił się, ignorując otoczenie.
- Masz napisać do Voldemorta - kazała. Harry zmierzył ją zdziwionym spojrzeniem.
- Po co?
- Wyrzuć z siebie to, co cię gryzie. Powiedz mu, ze chcesz szybciej dokonać napadu na Hogwart, albo poproś go, by dał ci możliwość zabicia Dumbledore'a, ponieważ, cholera, już od jakiegoś czasu zachowujesz się jakbyś był w ciąży - wywarczała, ani na moment nie spuszczając wzroku z wywaru, wciąż dodając nowe składniki.
- Mm... Może i masz rację... - odparł równie cicho. Wyjął czysty pergamin i zaczął:

Hej, Tom,
Jeżeli nie jesteś bardzo zajęty, chciałbym się z tobą spotkać w Hogsmade, w przyszłą sobotę. Mam ci coś do powiedzenia.

Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ KiminariOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz