Nazajutrz jedli ostatnie śniadanie w domu Riddle'ów. U szczytu stołu siedział Voldemort, patrząc na każdego z góry. Po jego prawej stronie zasiadał Harry, zaś po lewej Bella. Reszta rozłożona była wzdłuż stołu według upodobania.
Nagle Czarny Pan zastukał łyżką w swoją filiżankę, a rozmowy natychmiast ucichły.
- Harry, Ginny, Draco, Hermiono, mam dla was misję do wykonania w Hogwarcie - orzekł, kiedy zyskał uwagę wszystkich domowników. Lestrange wyprostowała się, podejrzewając, iż chodzi o zagadkową sprawę Pokoju Życzeń. - W pewnym pomieszczeniu jest ukryty stary artefakt - ciągnął Tom, nie zwracając uwagi a zainteresowane spojrzenia innych Śmierciożerców.
Harry utrzymywał prostą postawę, kark miał napięty, a oczy dumnie i twardo wpatrzone w twarz opiekuna. Ginny także przybrała poważny wyraz twarzy, podobnie jak Malfoy i Granger.
- Mamy go znaleźć, Panie? - zapytał blondyn, na co Riddle skinął mu lekko głową.
- Jak go rozpoznamy? - dorzuciła rudowłosa, całkowicie ignorując cień na twarzach dorosłych, kiedy nie zwróciła się do Lorda pełnym uwielbienia, tylko rzeczowym głosem, jak do wspólnika.
- Został wykonany ze srebra i znajduje się w Pokoju Życzeń, który jest mi zaś niezbędny, aby dokonać najazdu na Hogwart, lecz póki ten przedmiot się w nim znajduje, nie mogę zrealizować tego planu - powiedział Voldemort. Oparł łokcie na stole, zaplótł palce i przyłożył do nosa. - Dalsze wskazówki wydam wam na osobności.
Uczniowie skinęli mu uprzejmie głowami i po kilku sekundach rozmowy znowu rozbrzmiały.
Tom uważnie przyglądał się bandzie Śmierciożerców, ale nie powiedział ani słowa.
Po posiłku wszyscy się rozeszli.
Harry odebrał od Voldemorta wszelkie instrukcje i przekazał przyjaciołom, którzy wysłali wiadomość do bliźniaków.
Młodzież spakowała bagaże i już po dwóch godzinach siedzieli w pociągu do Hogwartu.
Weasley zaczepił ich, ale zignorowali go. Wkrótce dołączyli do nich bliźniacy, z którymi omówili dokładniej sytuację i już w pełnej ekipie jechali do szkoły.
Jak zawsze udali się na kolację w Wielkiej Sali, gdzie zostali przywitani przez Dumbledore'a, witającego ich po przerwie.
Harry jednak skwapliwie ignorował mężczyznę, pogrążony we własnych myślach.
Marszczył brwi i je prostował, intensywnie myśląc nad powierzonym im zadaniem. Diadem Roweny Ravenclaw... Nie... Horkruks Marvolo'a. Powierzenie mu pieczęci nad tą misją świadczyło o zaufaniu, jakim darzył go Voldemort. Nie mógł tego zjebać, chociażby za cenę życia, jego powinnością jest dostarczenie Czarnemu Panu własności czarnoksiężnika. Nie zawiedzie, nie może zawieść.
Po kolacji jako pierwszy znalazł się w Pokoju Wspólnym, skwapliwie ignorując domowników, którzy najwyraźniej mieli chętkę sobie z nim porozmawiać. Wyminął ich wprawnie i szybko zniknął za drzwiami swojego dormitorium.
Chwilę później znalazł się tam Malfoy. I Ginny. I Hermiona. I bliźniaki. I Shadow.
- Musimy ustalić plan działania - powiedział chłodno. Poluzował sobie z roztargnieniem krawat, po czym zsunął go przez głowę, przy okazji mnąc koszulę.
Jego przyjaciele wpatrywali się w niego ze skrywanym niepokojem.
Misja, powierzona im przez Czarnego Pana była szczególna. Każdy z nich obawiał się, że nie dadzą rady, a nikt nie chciał zawieść Voldemorta. Ginny zacisnęła usta w wąską kreskę.
- Wiemy - odpowiedział Fred.
- I dlatego tutaj jesteśmy - dodał George.
- Dzięki, chłopaki - mruknął Potter. Zdjął wierzchnią szatę i sweter. Rozpiął gwałtownie guziki koszuli i ją także ściągnął, przez przypadek odsłaniając im swoje nagie plecy.
- Co to? - zainteresowali się Draco, Hermiona i Ginny. Bliźniacy także wpatrywali się w dwa symbole na jego łopatkach.
- Nie isssstotne - syknął złowieszczo. Rudowłosa zerwała się gwałtownie, szczękę miała mocno zaciśniętą, dłonie zwinęła w pięści, jakby cal powstrzymywał ją od mocnego uderzenia w szczękę chłopaka. Podeszła do niego szybko. - Ginny? - zapytał, a jego głos nagle złagodniał.
PLASK
Ślad palców odbił się na jasnej skórze Harry'ego, kiedy dziewczyna przyłożyła mu z liścia w lewy policzek. Głowa chłopaka odskoczyła, a opuszki palców musnęły rozgrzaną skórę.
- Martwimy się o ciebie, Harry - powiedziała cicho. - Znikałeś, nikt nie wie po co, zachowujesz się jak duch, mam dość! Martwię się, do cholery jasnej, nic mi nie mówisz, a te znaki chyba nie wzięły się znikąd! Nie rozumiesz? Nie żyjesz tylko dla siebie...
Reszta nie śmiała się odezwać. Czuli, że to buzowało w Ginny już od dawna. Hermiona spuściła wzrok na dłonie, podobnie jak Draco.
Harry także ugiął kark, zanurzając nos w jej włosach.
- Dobrze, powiem wam. Ale ostrzegam, że to nie do końca są dobre wieści - i usiadł na ziemi, a jego przyjaciele przysunęli się bliżej.
Rudowłosa umościła się na jego kolanach, już nieco uspokojona.
- Moja badania prowadziły do krzyżowania międzygatunkowego...
Bella zatrzymała się przed drzwiami do sypialni Voldemorta. Pan kazał jej przyjść w godzinach wieczornych do swoich komnat.
Wzięła wdech i zapukała, lecz nie dostała pozwolenia, za to wyraźnie słyszała szum wody.
Postanowiła wejść i zaczekać, aż Lord dokończy swoją wieczorną toaletę.
Usiadła sobie na miękkim łóżku, gdzie nie tak dawno przespała jak dziecko całą noc. Przesunęła dłonią po materiale.
Tom wyszedł z łazienki po niespełna ośmiu minutach, nie każąc kobiecie dłużej czekać.
Miał zawinięty ręcznik na włosach, od całej jego postaci biła woń żelu pod prysznic, pianki do golenia i miętowa pasta do zębów, a także coś jeszcze, jakiś niezidentyfikowany zapach.
- Bellatriks - przywitał się, niezbyt skrępowany faktem swojej nagości.
- Dobry wieczór, Panie.
Marvolo niespiesznie podszedł do szafy i zaczął czegoś w niej poszukiwać.
- Chciałeś mnie widzieć, Panie - przypomniała czarnowłosa, zaczynając się denerwować, kiedy Riddle wyciągnął granatowy, cienki szlafrok i zarzucił go sobie na ramiona, aby podejść do niej i spojrzeć swoimi czerwonymi oczami w jej grafitowe.
- W rzeczy samej, Bella - przyglądał się jej jeszcze parę sekund, zanim westchnął i oddalił się do barku, aby nalać i jej, i sobie czerwonego wina. - Musisz wybaczyć mi niewyjściowy wygląd - rozległ się melodyjny głos, kiedy podał jej lampkę. Ściągnął z głowy ręcznik i chwycił za szczotkę, leżącą na stole, aby rozczesać swoje długie kudły.
Szarpnął nią mocno i zawarczał, kiedy zabolało.
Lestrange szybko odstawiła kieliszek i podeszła do niego.
- Pozwolisz, Panie? - poprosiła, subtelnie wysuwając mu szczotkę z dłoni i ostrożnie go popychając, aby usiadł prosto na krześle. Zaczęła powoli rozczesywać skołtunione, wilgotne włosy. - Dlaczego chciałeś mnie widzieć, Panie? -zapytała ponownie. Tom westchnął.
- Mam ci coś do powiedzenia, moja droga. I wolałem zrobić to na osobności.
- Tak, Panie?
- Skończ z tym Panem, irytuje mnie to! - warknął nagle, a usta kobiety wykrzywił delikatny uśmiech.
- Oczywiście.
- Harry jest w związku z Ginny, twój siostrzeniec z Hermioną... Zacząłem zastanawiać się... Jak to jest. Walczyć nie tylko za siebie, ale i za kogoś... - przerwał, jakby chcąc zaplanować swoje dalsze słowa. Bellatriks zaprzestała dalszego rozczesywania jego włosów, tylko słuchała uważnie. Miała szybkie tętno, serce obijało się gwałtownie o żebra, a chociaż pragnęła wziąć oddech, bała się, iż jej Pan się wycofa, jeżeli to zrobi. - Nie lubię nie wiedzieć, więc chciałbym tego spróbować - spojrzał na nią. - Jedyne, czego mi brakuje, to osoba, o którą mógłbym chociaż spróbować się zatroszczyć - wstał i leniwie ją do siebie przyciągnął. Jedną rękę położył na jej talii, a drugą przytrzymał za plecami. - Myślałem o tym przez jakiś czas - wyszeptał jej do ucha - i doszedłem do wniosku, że jako jedyna spełniasz wszystkie moje oczekiwania. Zgodzisz się, abym otoczył cię moją troską i opieką, Bella? - odgarnął jej czarnego loka z policzka. Kobieta uniosła podbródek i zacisnęła palce na silnych ramionach, nie mogąc wydusić choćby słowa. Pokiwała więc głową.
Voldemort uśmiechnął się delikatnie i docisnął ją mocniej do swojego ciała.
- Cieszę się - pocałował ją w czubek głowy. - Wiesz, jak brzmi moje prawdziwe imię?
- Nie...
- Tom - spojrzał jej w oczy. - I chciałbym, abyś tym imieniem się do mnie zwracała.
- Dobrze, Tom.
- Dobrze zrozumiałam? Wstrzyknąłeś sobie jakiś pieprzony eliksir z DNA smoka!? - wrzasnęła Ginny. - Czyś ty już do reszty zdurniał!?
- Kochanie spo...
- Nie kochaniuj mi tutaj! Co na to Marvolo, wie o tym? Nie, no jasne, że wie! Widział o tym jeszcze przed nami - jej głos barwiła histeria.
- Ginny, spokojnie - mruknął, przyciągnąwszy ją do swojego torsu. Skupił się na swoich skrzydłach, które już po chwili wysunęły się z jego pleców i otuliły rudowłosą. - To tylko DNA.
- Wow! - krzyknęli bliźniacy. Hermiona i Draco wytrzeszczyli oczy, ale nie byli zdolni, aby się odezwać. Harry przesunął ręką po jej rudych włosach i pocałował czubek głowy.
- Nic mi nie będzie.
- Nie rób tak więcej - wyszeptała. - Nigdy więcej nie ukrywaj przede mną swoich eksperymentów, proszę.
- Jak sobie życzysz, kochanie.
- To jest słodkie - skomentowała Granger, kiedy chłopak otulił Ginewrę ramionami.
- Kobiety - mruknął Draco z rozbawieniem i dotknął czarnego skrzydła. - Też takie chcę, Potter, załatw mi skrzydła.
- Sam sobie zrób, Malfoy - odparł Ślizgon i schował obiekt zainteresowania blondyna.
Usiadł na ziemi w samych spodniach, ale nadal było mu okropnie duszno. Pstryknięciem palców otworzył wszystkie oka i wciągnął do płuc świeże, rześkie powietrze.
- W porządku, mamy znaleźć Diadem, który znajduje się tutaj - wskazał na punk na Mapie Huncwotów. Dzięki Tomowi mogli dokreślić pomieszczenie. - Podzielimy się na trzy grupy, w jednej pójdę ja i Hermiona, w drugiej Draco z Ginny, a w trzeciej wy - wskazał na bliźnięta. - Pokój jest ogromny i przeszukiwanie go może zająć nam nawet kilka dni,a jeżeli Dumbledore ma nic nie podejrzewać, trzeba będzie wkręcić w to kogoś jeszcze...
- Myślisz o kimś z zewnątrz? - zapytała Hermiona, marszcząc brwi.
- Tak. Potrzebujemy dokładnie sześciu Śmierciożerców, którzy mogliby nas udawać pod Wielosokowym.
- Mój ojciec i moja matka - zaczął od razu Draco. Lucjusz i Narcyza nadawaliby się świetnie, to prawda, ale ich magia była zbyt silna, osłony od razu wykryłyby zmianę.
- Sugeruję nałożyć na jakiegoś człowieka z Ministerstwa Imperiusa, albo lepiej, na samą Umbridge! - zaproponowała Ginny. Harry skinął jej głową, aby mówiła dalej. - Zaczarujemy Umbridge, a ona przyśle tutaj parę osłów z Ministerstwa. Potem na nich nałożymy Imperiusa i voile.
Spojrzeli po sobie.
- To może wypalić - potwierdził Malfoy. - Ta baba ma taką siłę przebicia, że bez problemu tutaj kogoś ściągnie, a Imperius nie jest bardzo kłopotliwą sprawą.
- Tak, tak, to bardzo dobry plan, ma tylko jedne minus - mruknął Potter. - Jeżeli nas nakryją, wylecimy ze szkoły.
- A nie możemy poprosić Ślizgonów, żeby nas kryli? - wtrącił Fred.
- Dumbledore ma w szkole swoją siatkę. Jeżeli będzie chciał dowiedzieć się, gdzie przebywamy, bez trudu to zrobi - mruknął Harry. Jeszcze przed przekroczeniem progu Pokoju Wspólnego zabezpieczył go przed podsłuchiwaniem. - Dyrektor nie powinien usłyszeć, co tutaj się dzieje, ale wciąż może przyjść i sprawdzić.co go interesuje.
- Też prawda - przytaknął George.
- Rzucimy Imperiusa na Umbridge - postanowił zielonooki i zacisnął usta w wąską kreskę. - Ale musimy to zrobić bardzo szybko, bardzo cicho i niezauważalnie. Jeżeli się nie uda, a ona się zorientuje, wylecimy z Hogwartu, ale co gorsza, będziemy przesłuchiwani pod Veritaserum. Wiemy za dużo na temat planów Czarnego Pana, aby sobie na to pozwolić.
- Ty rzuć zaklęcie - zaproponował Draco. - Parasz się z Niewybaczalnymi od dziecka.
- Właśnie chciałem to powiedzieć - uśmiechnął się czarnowłosy. - Jeżeli zawalimy, wina będzie ciążyć na mnie i to ja odpowiem za błąd.
- Odwrócimy uwagę klasy, żebyś miał więcej czasu - obiecał Fred. - Mamy jeszcze trochę fajerwerków.
- Jasne, dzięki - uśmiechnął się Harry. - Tylko kiedy robimy akcję.
Spojrzeli po sobie i zrozumieli przekaz. Jutro.
CZYTASZ
Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ Kiminari
FanfictionCóż, historia będzie mówić o Harry'm Jamesie Potter'rze, którego wychował sam Lord Voldemort. W każdym razie będzie go wychowywał od siódmego roku życia. Jak to się stanie, przekonajcie się sami! ♥♥♥ Autor: Kiminari .