2. V

2.8K 181 7
                                    


  Po wyjątkowo udanej nocy, Harry był nieco zamyślony. Rozdzielać duszę... Całkiem ciekawe. Na razie nic nie wspomniał Ginny ani Dracon'owi o swoich wiadomościach.

Tom tymczasem znalazł sposób, aby przenieść się do wymiaru Harry'ego. Nie było to bezpieczne i z całą pewnością, gdyby sprawa dotyczyłaby kogokolwiek innego, nigdy by się na to nie zdecydował. Oj, dzieciak będzie miał kłopoty, gdy tylko sprowadzi gówniarza z powrotem.
- Voldemort? - zaczęło jego ostatnie utrapienie.
- Czego? - warknął. Potter dwa, jak go określał, stał przed nim, jakby skępowany.
- No bo... Ten, tego... Kiedy wrócimy z resztą do naszego... Eee... Świata? - zapytał, jąkając się. Tom wywrócił oczami, mierząc go rozeźlonym spojrzeniem.
- Nie potrwa to długo. Módl się, by mój drogi podopieczny nie zmalował czegoś u ciebie, chłopcze - odparł. - I, na Slytherina, przy mnie masz się wysławiać, jak należy. A teraz wyjdź, jeżeli chcesz szybciej znaleźć się u siebie - odprawił go, ustalając szczegóły podróży wstecz. Nie podobała mu się perspektywa zostania po drugiej stronie dłużej, niż dwie godziny. Utknięcie w przestrzeni międzywymiarowej także nie było zbyt satysfakcjonujące.
Do końca dnia nikt nie ważył się mu przerwać.

Harry tymczasem wyposażył swoją Komnatę w wielki ekran, dziesięć komputerów, wielki parkiet do karaoke. Sprzęt był wspomagany przez czary.
Kody dostępu były połączone z ich różdżkami.
Aby dostać się do komputerów, musieli wsunąć swoje patyczki w wyznaczone miejsca i przekręcić. Mechanizm odczytywał rdzeń. Kiedy kod DNA, zawarty we włóknie smoka, czy innym rdzeniu, był zgodny, ekran się włączał. Kiedy nie, różdżka zostawała spopielona.
Następnie wyskakiwało pytanie, na które trzeba było poprawnie odpowiedzieć, jeżeli chciało się przejść do pulpitu.
Błędna odpowiedź kończyła się uwięzieniem w podziemiach.
Chłopak sprawdzał swój mechanizm kilkakrotnie na wielu różdżkach, nim odważył się ustawić ją na własną.
Całe pomieszczenie było unowocześnione. Harry pokrył podłogę metalem z wypustkami, odnowił kolumny i pozbył się małej sadzawki.
Także wejście wyglądało nieco inaczej, gdyż aby się wydostać, stworzył coś na kształt windy, lecz z użyciem wody, zawartej w powietrzu.
- No, no, no... - mruknął Draco.
- Przyznam, że wyszło wspaniale - stwierdziła Ginny. Ślizgon pocałował ją w policzek, biorąc na ręce.
- Też tak uważam. Ale wiesz, ze jutro mamy test z transmutacji, prawda, Harry?
- Och, nie! - udał, ze mdleje. - Zapomniałem, wybacz mi, Ginny! - wykrzyknął. Rudowłosa bardzo starała się, aby nie parsknąć śmiechem. Naprawdę. Ale zdolności Harry'ego do gry na scenie były znikome. Melodramatyzm pasował do Malfoy'a, nie do Potter'a.
- Uspokój się - warknęła. - Ta podróż rzuciła ci się na mózg? Marvolo nie będzie zadowolony, kiedy się o tym dowie - ironiczny uśmiech na pięknej twarzy, był dla Harry'ego najpiękniejszym zjawiskiem na świecie.
Prychnął.
- Zostanę obdarty ze skóry, poszatkowany i wykastrowany, kiedy tylko mnie zobaczy, Ginny. Wybacz, nie będziesz miała dzieci - oznajmił ze smutkiem, teatralnie wycierając nieistniejącą łzę.
- Skończcie, robi mi się niedobrze - burknął blonyd, który do tej pory wolał się nie wtrącać.
- Draaaaaco - jęknęli naraz.
- Zniszczyłeś nam chwilę radości, swobody - narzekała dziewczyna.
- Zachowujecie się, jak nie wy.
- To są trudne dni, Malfoy - Harry nagle spoważniał. Jego wzrok przybrał na ostrości, twarz stężała. - Potrzebujemy relaksu. Lecz trzeba prędko wymyślić sposób na powrót.
- Nie wiem, po licha w ogóle się przenosiliśmy - westchnęła Ślizgonka i zamknęła oczy. - Masz jakiś pomysł?
- Nie. Żadnego - odparł zgodnie z prawdą chłopak. To, co wyczytał, było zbyt niebezpieczne. Nie zamierzał ryzykować życiem ich wszystkich. To, co zrobili, było niesamowicie głupie i Harry zdawał sobie z tego sprawę. Nie mógł jednak odpędzić od siebie gorącej satysfakcji, ze odkrył znaczenie horkruksów. To był jego sukces. - Musimy czekać, aż światy bardziej się ze sobą zetrą, aby przeskoczyć wstecz - oświadczył. - A do tego czasu, zastanówcie się, jak możemy wyciągnąć coś od Dumbledore'a. To inny wymiar, ale ten starzec jest równie szalony w obu.
- Jasne.
Skinął głową. Na nich mógł liczyć. Zawsze.

Pentagram był nakreślony, Tom musiał już tylko wypowiedzieć dwa słowa, by przedostać się do kolejnej czasoprzestrzeni, lecz czuł dziwny lęk przed tym. Kiedyś już podróżował przez wymiary, ale wtedy był cierpliwy i wyczekiwał, aż będzie mógł bezpiecznie wrócić do domu. Teraz nie miał tego luksusu. Dumbledore był za pasem, mieli praktycznie otwartą wojnę. To jawnego starcia nie zostało dużo czasu, potrzebował swojej prawej ręki i reszty dzieciaków.
- Gotowi? - rzucił w stronę przybyszy.
- Tak.
Rozbłysk jasnego światła wciągnął ich do środka.

- Wow! - rzuciła Ginny, widząc unowocześnioną Komnatę.
Tom wywrócił oczami i ruszył do wyjścia, po drodze rzucając na siebie zaklęcie zwodzące.
- Zostańcie tutaj. I nie ważcie się ruszyć, albo wszyscy zginiemy. Podróże między wymiarami to nie zabawa.
Najpierw sprawdził Pokój Życzeń, nie było ich. Potem dostał się do Wieży Gryffindoru, tam także nikogo nie było.
W Pokoju Ślizgonów również brak młodocianych Śmierciożerców.
Rzucał się z wściekłości przez kilka godzin, omijając uczniów Hogwartu.
Wrócił do Komnaty, rozjuszony. Aby się uspokoić, odpalił komputer. Na ekranie pijawiła się wiadomość o kodzie DNA.
Spojrzał uważnie na wgłębienie w blacie. Wzruszył ramionami i wsunął różdżkę. Mechanizm co prawda zadziałał i jako, że Voldemort miał bliźniaczkę różdżki Harry'ego, wyświetliło się pytanie.
- Umiesz z tego korzystać? - zagadnął cicho Dracon.
- Oczywiście. Kiedy tylko te sprzęty zaczęły się pojawiać w moim domu, nauczyłem się je obsługiwać.
Odpowiedział na kilka pytań, dotyczących biografii Harry'ego.
Na wielkim ekranie wyświetlił się pulpit z białym smokiem. Marvolo przejrzał jego foldery, od których aż się roiło.
Zaciekawiła go nazwa Evolution. Kliknął i to, co zobaczył spowodowało zastopowanie akcji jego serca.

Harry zawsze szczycił się opanowaniem. Zawsze, cholera, zawsze. Lecz kiedy Dumbledore po raz piąty tego dnia zaproponował mu dropsa, musiał zacisnąć mocno szczękę, aby nie odgryźć się ciętą pyskówką.
- Ale, mój drogi chłopcze, musisz spędzać czas z przyjaciółmi. Cytrynowego... - nie zdążył dokończyć.
- Nie lubię cytrynowych dropsów! - wysyczał w jego stronę, prawie mówiąc wężomowie. - Spędzam czas z moją dziewczyną. Poza tym, czy możemy porozmawiać kiedy indziej? Nidługo sprawdzian z Eliksirów. Chcę si przygotować - oznajmił i nie czekając na jego reakcję, wyszedł. - Do zobaczenia, dyrektorze - dodał z kwaśną miną, kiedy już zamykał za sobą drzwi. W gabinecie pozostał tylko Albus.
- Do zobaczenia...

Poranki zazwyczaj są nieprzyjemne. Dla Harry'ego w szczególności. Pracował nad swoim projektem w podziemiach, o czy nie wiedzieli nawet jego przyjaciele. Nawet Dark.
I nie mieli się dowiedzieć, póki się nie uda.
Wstał o czwartej nad ranem, cicho przemykając do Komnaty, by popracować.
Jakie było jego zdziwienie, gdy przed swoim komputerem zastał Voldemorta.
A obok, na kanapie, śpiących Gryfonów i jednego Ślizgona.
- Miło mi cię widzieć, Harry - rzucił mężczyzna spokojnym tonem, na pozór delikatnym i niegroźnym. Spojrzał na niego. Otworzył następny plik, przeglądając jego badania i domysły czysto teoretyczne. - Mam nadzieję, że masz dla mnie dobre wytłumaczenie.

W czerwonych oczach nie było ani ciepła, ani litości. Zapowiadały długą i bolesną karę. I Harry naprawdę, ale to naprawdę nie chciały prze nią przechodzić.



♥♥♥♥

Przepraszam, za długą nieobecność, ale miałam problemy z internetem i nie mogłam nic udostępniać...


Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ KiminariOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz