Wyjazd do szkoły zbliżał się nieubłaganie. Zostało raptem półtorej miesiąca. Przez cały ten czas Harry udoskonalił loty magią. Utrzymywał się piętnaście minut, co mu się bardzo podobało.
- Hej Tom... - ziewnął brunet.
- Dzień dobry, Harry – odpowiedział czerwonooki popijając kawę. – Jak się spało?
- Jak co dzień...
- Jo, ludzie! – wrzasnął od progu Dark.
- Myszy są na mojej szafce nocnej – mruknął Potter.
- Zawsze wiesz czego potrzebuję – westchnął pyton i już go nie było.
- Zagramy? – zapytał zielonooki swojego opiekuna.
- W Quidditcha? – dopytał czarodziej.
- Yhym.
- No dobra...
- Tak! – ucieszył się dziesięciolatek podnosząc do góry pięść i szybko ją opuszczając. Tom delikatnie się uśmiechnął.
- Chodź zanim się rozmyśle...
- Cooo?! Już idę!
Trzy tygodnie później
W salonie zebrali się wszyscy domownicy Riddle's Manor.
- Harry – zaczął czerwonooki. – Musisz wrócić do krewnych, zanim ktoś z Hogwartu nie pofatyguje się, aby opowiedzieć ci o czarodziejach...
- Wiem – przerwał mu chłopak.
- ...Dark pójdzie z tobą – ciągnął. – Pisz codziennie. Jeżeli tylko ci mugole – wypluł z obrzydzeniem. – Będą chcieli ci coś zrobić, to użyj na nich jakiegoś Niewybaczalnego. Masz moje pełne pozwolenie.
- Dzięki, Tom. Mam tylko prośbę. Mógłbym zabrać fortepian?
- Oczywiście... - mruknął Marvolo. Wiedział, że instrument oficjalnie należał do Potter'a, ale lubił sobie czasem pograć. Zdecydował, że kupi drugi. – Ale mam warunek – ostrzegł.
- Jaki?
- Zagrasz – rozkazał Voldemort siadając wygodnie na sofie. Dzieciak tylko się roześmiał i usiadł za sprzętem.
- Co chcesz? - zapytał spoglądając na czarnoksiężnika, który właśnie przywołał kieliszek i butelkę wina z roku 1897.
- Chyba nie odmówisz mi „Avant la Tempête"? – spytał z uprzejmym uśmiechem Czarny Pan. Zielonooki odwrócił się w stronę instrumentu. Jego palce dotknęły klawiszy... I tak się zaczęło. Chłopak po prostu uwielbiał tę twórczość Lorda. Riddle przypatrywał się jego ruchom. Koncert skończył się po sześciu minutach. Młody muzyk nie popełnił żadnego błędu. Od strony miękkiego mebla rozległo się ciche, leniwe klaskanie.
- Wspaniale – wyszeptał Tom.
- Dzięki – Harry skłonił się. Spojrzał na zegarek czwarta nad ranem. – Chyba muszę już iść – mruknął. – W pracowni jest specjalna skrzynka z eliksirem. Powinno starczyć na jakieś trzy miesiące. Właśnie, musimy kupić serce jednorożca, bo już się kończy... - zakończył swój monolog Potter.
- Spokojnie, wiem gdzie jest Kamień Filozoficzny. Obecnie człowiek, którego niedawno opętałem, będzie próbował go zdobyć.
- Ok, to ja idę. Pa, Tom, Nagini...
- Cześć – syknął Dark.
- Do zobaczenia, kochanie – odpowiedziała wężyca. Młodszy czarodziej zmniejszył fortepian oraz swoje walizki, obłożył je zaklęciem ochronnym i wyszedł z domu. Nie miał najmniejszego zamiaru jechać pociągiem. Wziął Darka na ręce i postanowił polecieć. Był znacznie szbszy od samolotu, pociągu czy nawet ferrari. W czternaście minut stali przed domem Dursley'ów na Privet Drive. Dark sunął tuż obok jego nogi. Bez pukania wszedł do domu, gdzie dostrzegł swojego grubego kuzyna.
- M-Mamo!!! – wydarł się na cały dom. Petunia natychmiast zbiegła na dół.
- Co się... O rany...
- Dzień dobry, ciociu – powiedział bezbarwnym tonem zielonooki.
- Co ty tu... - urwała.
- Nieistotne – przerwał jej. Będę tu tylko do czasu moich jedenastych urodzin. Więcej się prawdopodobnie nie spotkamy - rzucił się na kanapę. – Aha, i nie radzę wam być dla mnie niemiłymi. On - wskazał na pytona siatkowego, który skręcił się gotowy do ataku. – Nigdy nie pozwoli wam mnie tknąć.
- Vernon!!! – wydarła się pani Dursley.
- Tak, Petunio? – do pokoju wszedł grubas. Gdy zobaczył Harry'ego podskoczył jak oparzony. – Co ty tutaj robisz?! – rzucił się na chłopaka z pięściami. Ten uśmiechnął się ironicznie i machnął prawą ręką. Mugola oplotły grube liny.
- Ze mną lepiej nie zadzierać. Zapamiętajcie to sobie – powiedział cicho. – Jak już mówiłem, spędzę tu niecały miesiąc. Prawdopodobne, że odwiedzi nas czarodziej z Hogwartu – mówił. – Jeżeli tak się stanie macie wszyscy udawać, że przez te wszystkie lata byłem u was.
- Słuchaj Potter... - warknął z wyczuwalną nienawiścią Dursley. – Nie jesteśmy jakimiś twoimi sługami. Radź sobie ze swoimi problemami sam! – Harry zmrużył oczy i wyciągnął różdżkę kierując jej koniec na wuja.
- Posłuchaj mnie, świnio... - wysyczał ledwo powstrzymując się od rzucenia Cruciatusa. – Ja naprawdę jestem trochę silniejszy, niż cztery lata temu... Albo będziesz robił, co ci każę, albo miotnę w ciebie jakąś klątwą, jasne!? – dookoła magicznego patyka pojawił się srebrny promień. Zielonooki rzucił mu rozbawione spojrzenie i poszedł na piętro. Zatrzymał się przed schodami. – Aha, zajmuję waszą sypialnie – rzucił przez ramię. - Wasza dwójka będzie spała u Dudley'a.
- Myślisz, że możesz mi rozkazywać?! – wkurzył się kuzyn bruneta. Potter odwrócił się na pięcie przekrzywiając głowę.
- Tak, myślę, że mogę. Jak chcesz, to ci to udowodnię... Crucio! – nie wytrzymał i rzucił na młodego Dursleya klątwę torturującą. Podszedł do niego szybkim krokiem i dezaktywował zaklęcie. Ofiara przekręciła się na plecy płacząc i dysząc ciężko. Patrzył się ze strachem na uśmiechającego się kruczowłosego. – I? Co? Będziesz się słuchał? – Dudley pokiwał głową. – Wspaniale... - wstał i ponownie ruszył w stronę schodów. Przechodząc kopnął go w bok. Wszedł na piętro, do pokoju wujostwa. Powiększył go zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym. Rozpakował bagaż rzucając zaklęcia wyciszające i alarmujące na każdy kąt w pokoju. Nikt nie wejdzie do środka bez jego wiedzy. Za pomocą magii przemalował ściany na takie, jakie były u niego w domu. Zadowolony ze swojego dzieła postawił fortepian na czarnej, lśniącej podłodze i postanowił się zrelaksować. Gra odprężała go. Bardziej skutecznym sposobem na odpoczynek był tylko porządny trening, mecz Quidditcha, torturowanie kogoś i przyjemna kąpiel w wielkiej wannie. Harry postanowił prawie w ogóle nie wychodzić z sypialni. Przed wyjazdem z Riddle's Manor spakował do swojego kufra mnóstwo jedzenia. Miał tam także księgi z różnymi zaklęciami i piękne terrarium dla Darka. Właśnie, Dark... Leżał na łóżku przypatrując się w milczeniu Potter'owi.
- Co tam – syknął chłopak.
- W porządku. O czym myślałeś?
- Kiedy przyjdzie ten ktoś z Hogwartu, albo kiedy dostanę list – odpowiedział zielonooki grzebiąc w kufrze w poszukiwaniu podręcznika o eliksirach.
- Myślę, że niedługo – zapewnił wąż.
- Jeśli tak sądzisz...
- Oprowadzisz mnie po okolicy?
- Nie ma tu nic ciekawego... - oznajmił dziesięciolatek kładąc się na łóżku i czytając wers o Felix Felicis. Tak jak przewidział Marvolo, chłopak był geniuszem, jeżeli chodzi o eliksiry, no i oczywiście Mroczne Sztuki. Gdyby bardzo, ale to bardzo się skupił i gdyby miał odpowiednie warunki (czyt. Cisza i spokój) dałby radę uwarzyć Eliksir Szczęścia.
- Och no chodź... - jęknął pyton.
- Dobraaa... - warknął zrezygnowany czarodziej i zwlókł się z mebla. – Chodź... - i wyszli z domu. Dark chciał poznać całą okolicę. Zajrzał w najciemniejsze zakątki ulicy.
- Niech będzie. Miałeś rację, nudno tu – wysyczał w stronę bruneta.
- Mówiłem...
- Chodź na Nokturn...
- Spoko. Nic nie będzie nudniejsze od łażenia po tej dzielnicy... - wezwał błędny rycerz.
- Witamy w...
- Dziurawy Kocioł – warknął Chłopiec-Który-Przeżył. Już dawno opanował sztukę chowania blizny za włosami. Wymienił z konduktorem jeszcze parę zdań (nieistotne, że większość nie było miłe). Po paru minutach byli na miejscu. Potter otworzył przejście na Pokątną i od razu ruszył w stronę Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Postanowili odwiedzić wszystko po kolei zaczynając od „Borgina i Burkesa".
- Dzień dobry! – rzucił od progu.
- Ooo... - za lady wysunął się sprzedawca. – Witam pana Potter'a... Cóż cię do mnie sprowadza? – zielonooki zjednał sobie nawet jego.
- Ma pan może coś nowego? – zapytał Złoty Chłopiec.
- Hmm... Nowego? Będzie parę książek, ale nic poza tym.
- Yhym... Mogę je zobaczyć?
- Oczywiście – i znowu zniknął. Harry czekał nad wyraz cierpliwie. Po chwili niósł parę grubych tomów o czarnej magii. Kruczowłosy uczył się już zaawansowanych Mrocznych Sztuk. Nie miał najmniejszych problemów z rzucaniem na ludzi zaklęć Niewybaczalnych. Chłopak przejrzał wszystkie podręczniki. Najbardziej spodobał mu się egzemplarz zapisany w różnych językach. Aby go odczytać potrzebna była znajomość Starożytnych Runów, Numerologii, języka łacińskiego, a czasami także wężomowy. Kupił tę książkę bez zastanowienia. Dark pełzł wśród różnych czarnomagicznych przedmiotów. Po zdobyciu wszystkich przydatnych rzeczy opuścili budynek. Następnym punktem był krawiec. Oczywiście ten sam, do którego poszedł za pierwszym razem. Załatwił sobie złotą i srebrną szatę. Na złotej umieszczony został smok ziejący ogniem, a na srebrnej widniał zielony wąż. Dawało to niesamowity efekt.
- Hej, Harry – zaczął wąż. – Chodźmy się powłóczyć.
- Gdzie? – chłopak znał Nokturn prawie jak własną kieszeń. Nie był już tylko w zachodniej części, do której to Riddle wyraźnie zabronił mu wchodzić.
- A bo ja wiem? Na zachodnie? – zaproponował.
- Marvolo mi zabronił, zapomniałeś?
- Oj, no weź.. Przecież się nie dowie.
- Mam fajny pomysł, Dark. W wakacje zapytam się go co tam tak właściwie się znajduje.
- Dobra – zgodził się od razu pyton. – To może na Pokątną?
- Niech będzie. Na lody – uśmiechnął się od ucha do ucha. Brunet uwielbiał lody, co oczywiście nie znaczyło, że jadł je w nadmiarze. Bo deserze postanowili wrócić do „domu".Kolejne dni nie zapowiadał się szczególnie ciekawie. Włóczenie się po ulicach, od czasu do czasu zastraszanie Dursley'ów, co jakiś czas film.
CZYTASZ
Ciemna Strona Złotego Chłopca. /H.P ~ Kiminari
FanfictionCóż, historia będzie mówić o Harry'm Jamesie Potter'rze, którego wychował sam Lord Voldemort. W każdym razie będzie go wychowywał od siódmego roku życia. Jak to się stanie, przekonajcie się sami! ♥♥♥ Autor: Kiminari .