DWA

4.7K 363 427
                                    

- Louis! - zawołał, bo to chyba nie było normalne. Ktoś ich obserwował. - Louis! - spróbował jeszcze raz, ale nie było żadnej reakcji, więc Harry bez namysłu wbiegł po schodach. Po obu stronach dość szerokiego korytarza znajdowały się drzwi, ale tylko jedne, te na samym końcu, były lekko uchylone, więc chłopak udał się właśnie w tamtą stronę. - Louis? - spytał cicho lekko popychając drzwi. Szatyn leżał na ogromnych rozmiarów łóżku wpatrując się w sufit, ale kiedy Harry wszedł do środka, jego wzrok wylądował prosto na nim przez co żołądek podszedł mu do gardła. Bał się go. - K-ktoś jest w ogrodzie. - powiedział cicho. 

Louis zmarszczył brwi, ale po dosłownie sekundzie zerwał się z łóżka sięgając po coś do ostatniej szuflady swojej szafki nocnej. I dopiero gdy odwrócił się w jego stronę Harry zdał sobie sprawę, że to broń. Cholerna prawdziwa broń. Nie mógł oderwać wzroku, kiedy chłopak wsadzał ją za pasek swoich czarnych spodni. Przełknął ślinę czując suchość w gardle. 

- Zostań tu i nigdzie się nie ruszaj. - usłyszał za nim szatyn wyminął go i szybko zbiegł po schodach. Więc zrobił to. Rozejrzał się po pokoju w którym wszystko było raczej w ciemnych barwach, oprócz białej pościeli na której właśnie usiadł. Podobało mu się. Było zupełnie inaczej niż w jego własnym pokoju. Po lewej stronie przez uchylone drzwi ujrzał garderobę. Drugie drzwi były zamknięte, ale mógł się domyślić, że za nimi znajdowała się łazienka. Ale jego wzrok przykuły wąskie schodki prowadzące.. na strych? To musiał być strych. Chciał to sprawdzić, ale za bardzo się bał. Gdyby Louis go przyłapał.. nie chciał nawet myśleć jak to by się dla niego skończyło, dlatego w dalszym ciągu siedział na łóżku zastanawiając się co właśnie dzieje się na ogrodzie i kim była ta osoba, którą widział. I po co do cholery Louisowi potrzebna była broń? Czy Niall, Liam i Zayn również je mieli? Rozmyślania przerwał mu wchodzący do pokoju szatyn. Jego oddech był niespokojny, a włosy rozwiane. Nie wyglądał na kogoś ze słabą kondycją fizyczną. Był pewny, że musiał sporo się nabiegać.

- Kto to był? - spytał niepewnie wlepiając w niego swój przestraszony wzrok. 

- Nikt. - odparł wkładając broń na swoje miejsce, przez co żołądek znów podszedł mu do gardła i prawdopodobnie wykręcił tam jakiegoś fikołka. 

- Ale..

- Nikogo tam nie było. - uciął. 

- Przecież widziałem.

- Wydawało Ci się. - odburknął. 

- Nie sądzę. - mruknął i dopiero w momencie gdy Louis podszedł do niego łapiąc go za dekolt koszulki tym samym podciągając w górę, zdał sobie sprawę, że zdecydowanie powinien ugryźć się w język. Oddech chłopaka owiewał jego przerażoną twarz. Niebieskie oczy stały się niemal tak ciemne jak ściany w pokoju. 

- Jeszcze słowo. - syknął.

- I c-co? - zająknął się, by po chwili dać sobie mentalny policzek. Był głupi, że tak bardzo się narażał. Mógł się zamknąć, a teraz prawdopodobnie zostanie jego workiem treningowym. - Co mi zrobisz? - szepnął próbując panować nad swoim drżącym głosem. Kolejny mentalny policzek. W swojej chorej wyobraźni już widział pięść chłopaka na swojej twarzy, ale.. czy on właśnie zerknął na jego usta, rozluźnił uścisk, po prostu pchnął go na łóżko i podszedł do drzwi tarasowych sięgając po paczkę papierosów?  

Tak. To właśnie zrobił. Harry musiał przez chwilę zastanowić się, co właśnie miało miejsce. Dlaczego go nie uderzył? Nawet nic nie powiedział? I dlaczego do cholery spojrzał na jego usta? A może tylko mu się wydawało? Tak. Na pewno mu się wydawało. 

Powoli wstał przygładzając swoją koszulkę i skierował się w stronę drzwi. 

- Dzisiaj śpisz tutaj. - usłyszał i.. co?

Never EnoughWhere stories live. Discover now