PIĘĆDZIESIĄT SZEŚĆ

3.2K 250 507
                                    

Początkiem grudnia zaczął się Bożonarodzeniowy szał, dlatego Harry nawet nie próbował wchodzić do galerii handlowych wiedząc, że może zostać staranowany przez ludzi biegających w tą i z powrotem, od sklepu do sklepu. Nie podzielał ich entuzjazmu i jedyne co robił w kierunku świąt to po prostu pomagał swojej mamie w sprzątaniu. Jego rodzina będzie musiała wybaczyć mu brak prezentów, bo on naprawdę nie był gotowy na świąteczne zakupy. Nie miał czego świętować i wiedział, że większość tego okresu spędzi jak zwykle w swoim pokoju głęboko zakopany pod kołdrą.

Zawsze lubił święta. Uwielbiał gdy mógł zobaczyć się z rodziną, której na przestrzeni roku nie widział zbyt często. Wszyscy w końcu byli dorośli, mieli swoje sprawy, więc nikomu nie miał tego za złe. W tym roku jednak święta były ostatnią rzeczą jakiej potrzebował. Bo wiedział, że to nie tylko święta, ale także urodziny Louisa, dla którego nawet kupił prezent. Tak. Mimo, że go nie było to i tak kupił ten pieprzony prezent, który tkwił teraz owinięty w kolorowy świąteczny papier na dnie jego komody. Nawet jeśli nie było to nic specjalnego, zwykły świąteczny sweter, który i tak wyrzucił wiedząc, że to nie ma najmniejszego sensu.  

Im bardziej nie chciał świąt tym szybciej nadchodziły, aż w końcu obudził się w Wigilię. I zaczął ją od płaczu. Nie tak wyobrażał sobie ten dzień. Wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. 

Po tym jak zmusił się, by wstać z łóżka, poszedł do łazienki próbując zrobić coś ze swoimi zaczerwienionymi oczami. Na nic niestety.

Tegoroczne Boże Narodzenie sprawiało, że zamiast się radować, załamał się jeszcze bardziej. Może nie przez sam fakt świąt, ale raczej urodzin szatyna. Kończył dziś dwadzieścia lat. Harry przez dłuższy czas stojąc na przeciwko lustra zastanawiał się jak je spędza? Czy w ogóle świętuje? Jeśli tak to z kim? I czy w ogóle jeszcze o nim pamięta?

- Harry! - usłyszał wołanie swojej mamy. - Chodź szybciutko, musisz nam pomóc!

Westchnął cicho mamrocząc pod nosem jakieś niezrozumiałe nawet dla samego siebie słowa, przeczesał włosy i posłusznie zszedł na dół. Anne skrzywiła się, gdy tylko go zobaczyła. Wyglądał jak kupa nieszczęścia i tak właśnie się czuł. Miał ochotę wrócić na górę, zakopać się pod kołdrą i płakać. Ale nie mógł. Musiał pomóc rodzinie w ostatnich przygotowaniach, dlatego by tylko zająć czymś swoje trzęsące się dłonie bez słowa zabrał się za przygotowywanie stołu. Zrobił zastawę, poukładał serwetki, dostawił kilka krzeseł. Wszystko wyglądało pięknie. Wszystko oprócz niego.

W końcu Anne zagoniła jego i Gemme do ubrania dużej choinki, którą dzień wcześniej przyniósł Robin. Nie miał pojęcia skąd, ale prezentowała się naprawdę okazale. Lubił to robić. Zawsze z Gemmą mieli przy tym kupę śmiechu i zabawy, ale nie w tym roku. Dłonie tak bardzo mu się trzęsły, że rozbił kilka bombek.

- Harry, co się dzieje? - siostra podeszła do niego, gdy kolejna bombka wypadła mu z rąk rozbijając się na panelach. Spuścił głowę kręcąc nią. Chciał odejść czując łzy napływające do oczu, ale Gemma była szybsza. Złapała go za nadgarstek nie pozwalając nigdzie odejść. - Hej, spójrz na mnie. - poprosiła łagodnie.

- Kończy dziś dwadzieścia lat. - oznajmił drżącym głosem zaczynając płakać.

Gemma najpierw zmarszczyła brwi jakby nie rozumiejąc o kim mówi, ale po chwili na jej twarz wstąpiło zrozumienie.

- Boże, Harry.. - jęknęła przytulając go do siebie. Mocno pocierała jego plecy.

Harry z twarzą wciśniętą w jej szyje zanosił się coraz głośniejszym płaczem, znów niemal krztusząc się łzami. Już dawno nie płakał aż tak histerycznie. Owszem, zdarzało mu się, ale tylko wtedy gdy w nocy budził się po kolejnym koszmarze z Louisem w roli głównej. Im więcej czasu mijało tym sny stawały się straszniejsze. Raz nawet sam poszedł do sypialni Anne i Robina pytając czy może z nimi spać. Przyjęli go wtedy z otwartymi ramionami, a jego mama głaskała go po głowie tak, jak kiedyś. Jakby wciąż był tym małym Harrym, którego dręczyły nocne koszmary. Bo właśnie tak było. Pomijając fakt, że już wcale nie był mały.

Never EnoughWhere stories live. Discover now