Już na drugi dzień wrócili do Londynu. Jak na razie bez Nialla, który obiecał dojechać w najbliższych dniach. Musiał jeszcze pozałatwiać kilka spraw, więc żaden z nich się temu nie sprzeciwiał. I faktycznie zaledwie tydzień później blondyn wrócił. Byli nawet razem z pozostałymi chłopakami na pizzy. Niestety bez Louisa, który musiał pójść do nowej pracy w biurze. Pomysł z wytwórnią wciąż tkwił w jego głowie, ale na razie chciał poświęcić Harry'emu jak najwięcej czasu, dlatego jeszcze się z tym wstrzymywał. Za to podjął ważną decyzję jaką było odwiedzenie swojej mamy. Był tym okropnie zestresowany mimo, że Harry robił wszystko, by trochę się rozluźnił. Nie zawsze jednak wychodziło. Oczywiście poinformowali Lottie o planach. Dziewczyna miała dopilnować by Jay była w domu. Ona również zamartwiała się tym wydarzeniem, ale w końcu musiało do tego dojść.
I wreszcie nadszedł ten dzień. Harry obudził się dość wcześnie. Było zaledwie po ósmej. Miał wolne od szkoły, więc spokojnie mógł wylegiwać się w łóżku nawet do dwunastej, jednak cała noc była nie spokojna. Louis kręcił się nie mogąc zasnąć przez co Harry również nie spał zbyt dobrze. Chciał go wspierać tak bardzo jak tylko potrafił dlatego pół nocy przytulał go do siebie głaszcząc uspokajająco po plecach. Ale nawet to nie sprawiło, że szatyn zasnął. A próbował wszystkiego. Nawet kochał się z nim i to dwa razy. Najpierw wieczorem chcąc, żeby zapomniał i faktycznie udało mu się to, ale na jakąś godzinę czy półtorej. Po tym Harry zasnął, ale czując uginający się pod nim materac od razu uchylił powieki. Nie chciał, by chłopak został z tym sam. Kochał go i chciał go wspierać, dlatego może trochę rozpaczliwie tuż po trzeciej w nocy kochali się po raz drugi i na szczęście po tym Louis zasnął. Niestety nie miał pojęcia na jak długo, bo sam obudził się dopiero teraz, a szatyna wcale nie było obok.
Przetarł zaspane oczy rozglądając się po sypialni. Nie było w niej Louisa dlatego z cichym westchnięciem podniósł się z łóżka naciągając na siebie bokserki i udał się do kuchni. Wiedział, że pewnie tam go znajdzie i wcale się nie pomylił. Stał tuż przy oknie wpatrując się gdzieś przed siebie. Już z tej odległości mógł zauważyć jak bardzo spięte były wszystkie jego mięśnie. Ułatwiał mu to fakt, że miał na sobie podobnie jak i on tylko bokserki. Podszedł bliżej od razu obejmując chłopaka od tyłu. Splótł dłonie na jego brzuchu i przycisnął usta do łopatki, potem do ramienia aż w końcu oparł o nie podbródek.
- Długo nie śpisz? - spytał cicho ujmując drżące dłonie szatyna. Pocierał je kciukiem przyciskając do jego własnego brzucha.
- Nie wiem, może godzinę. - odparł wciąż ze wzrokiem wbitym gdzieś w przestrzeń za oknem. Harry naprawdę chciał mu jakoś pomóc, dodać otuchy, ale nie wiedział czy cokolwiek pomogłoby na dłuższą metę.
- Jadłeś coś? - znów przycisnął usta do jego ramienia, a potem do szyi. Chłopak pokręcił głową, a on odsunął się nieznacznie przesuwając dłonie na jego ramiona. Masował je po chwili zjeżdżając również na plecy. - Zrobię śniadanie, a potem pójdziemy się wykąpać, w porządku? - zaproponował w tym samym czasie w którym szatyn odwrócił się w jego stronę. Był zmęczony po nieprzespanej nocy, a w jego błękitnych tęczówkach widział strach.
- W porządku. - przytaknął. Harry posłał mu mały uśmiech i odgarnął grzywkę z jego oczu, a potem znów oplótł go ramionami przyciągając do siebie. Pocierał jego plecy starając się przekazać mu wszystkie siły jakie miał, ale wiedział, że to i tak zbyt mało. - Dziękuję. - szepnął wciskając twarz w jego szyję. Przeszły go dreszcze kiedy poczuł ciepły oddech owiewający jego skórę. - Dziękuję, że przy mnie jesteś. Chyba bym zwariował gdyby nie Ty.
- Nie musisz mi za to dziękować. - ucałował go we włosy. - Zawsze przy Tobie będę, kocham Cię. - odchylił się w tył. Louis również to zrobił dlatego od razu złączył ich usta w krótkim pocałunku.
YOU ARE READING
Never Enough
FanfictionHarry wiódł spokojne życie. Szkoła, książki i muzyka były jego jedynymi zainteresowaniami. A przynajmniej do czasu. Do czasu kiedy to jego najlepszy przyjaciel zapoznał go z tajemniczym szatynem i resztą swoich przyjaciół. Wtedy jeszcze nie zdawał...