CZTERDZIEŚCI OSIEM

4.1K 270 523
                                    

Nazajutrz Louis jak zwykle czekał na niego pod szkołą. I jak zwykle opierał się o maskę samochodu, ale tym razem wyglądał tak elegancko, że Harry na chwilę stracił oddech. Czarne rurki były już tradycją, ale on znów włożył na siebie koszulę. I to białą z czarnym kołnierzykiem. A na stopach zamiast vansów miał botki. Harry widział go w nich pierwszy raz i taka wersja Louisa naprawdę bardzo mu się podobała. Zresztą szatyn podobał mu się w każdej wersji. Tej nagiej chyba najbardziej. On również dziś postanowił założyć koszulę, ale ta była zdecydowanie luźniejsza. Błękitna w blade, białe grochy. Przecież nie poszedłby do szkoły odstrojony jak szczur na otwarcie kanału. 

W dodatku halo! On się ogolił! 

- Jak wyglądam? - zapytał od razu, gdy brunet stanął naprzeciwko niego. 

- Jak milion dolarów. - oznajmił nie mogąc powstrzymać się od ucałowania jego ust. - Ogoliłeś się. - wymamrotał odsuwając się nieznacznie. Szatyn kiwnął głową spuszczając wzrok. Wyglądał jakby się stresował i Harry'ego naprawdę rozczulił ten widok, ale przecież gdyby to on miał poznać mamę Louisa prawdopodobnie trząsłby się ze strachu.

- Jedziemy? - spytał po chwili ciszy. 

Przytaknął, więc wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę domu młodszego chłopaka. Na tylnych siedzeniach zauważył bukiet kwiatów. Był jeszcze większy niż ten, który podarował jego siostrze. Uśmiechnął się pod nosem zerkając na Louisa skupiającego się na drodze. Był nieco bledszy niż zwykle. Wyciągnął dłoń układając ją na kolanie szatyna chcąc dodać mu choć trochę otuchy. Naprawdę chciał mieć już to wszystko za sobą i modlił się w duchu, by jego mama nie zrobiła im żadnego przedstawienia. 

Droga minęła im zbyt szybko i Harry nawet nie zorientował się jak parkowali pod jego domem. Przez chwilę po prostu siedzieli bez ruchu wpatrując się przed siebie, ale to szatyn był tym, który jako pierwszy wyszedł z samochodu. Otworzył mu drzwi i sięgnął jeszcze po kwiaty. 

- Gotowy? - spytał ujmując dłoń Harry'ego. 

- Nie. - pokręcił głową. - Chyba nie chcę tam iść. 

- Harry.. Nie martw się. Musi być dobrze. - pocieszył go, ale on jakoś nie był specjalnie co do tego przekonany. W końcu to Anne. Jak ostatnio się przekonał, stać ją na wszystko. - W końcu to Twoja mama nas tu zaprosiła, tak? 

- Taa.. -mruknął. 

Chłopak ucałował go jeszcze w czoło i pociągnął lekko w stronę domu. Naprawdę miał ochotę stąd uciec. Nie był jeszcze gotowy i nie miał pojęcia czego się spodziewać. Odetchnął głęboko, gdy jako pierwszy wchodził do domu. Jeszcze raz spojrzał w stronę Louisa i pociągnął go za sobą do salonu, gdzie jego mama akurat ustawiała na stole sporych rozmiarów kurczaka. Poczuł się nieco pewniej widząc również Robina. Anne dopiero po chwili ich zauważyła. 

- Harry. - uśmiechnęła się podchodząc do niego i przytulając lekko. Cóż, odwzajemnił uścisk, ale zrobił to bardzo niechętnie. - Cieszę się, że przyszliście. - powiedziała odsuwając się od niego. Kiwnął głową i odsunął się lekko w bok odsłaniając tym samym sylwetkę Louisa, który stał tuż za nim. 

- Dzień dobry. - przywitał się grzecznie. - Louis, miło mi Panią wreszcie poznać. - uśmiechnął się wręczając jej kwiaty. Harry cały czas obserwował swoją mamę chcąc wywnioskować coś z mimiki jej twarzy. Uśmiechała się lekko i chyba z lekkim zaskoczeniem przyjęła od szatyna bukiet kwiatów. 

- Anne. - uścisnęła jego dłoń zerkając na kwiaty. - Są bardzo ładne, dziękuję. - uśmiechnęła się, ale za nim zdążyła cokolwiek dodać, podszedł do nich Robin, który z szerokim uśmiechem na ustach przywitał się z nimi. Był o wiele bardziej entuzjastycznie nastawiony do szatyna, ale to było przecież do przewidzenia. - Pójdę wstawić je do wazonu. - oznajmiła znikając w kuchni. 

Never EnoughWhere stories live. Discover now