PIĘĆDZIESIĄT OSIEM

3.7K 288 416
                                    

Dzień jego urodzin był kolejnym z tych, które pragnął w całości spędzić w łóżku. I taki właśnie miał plan, szczególnie, że była to sobota. Jego mama jednak miała inny pomysł na ten dzień i wcieliła go w życie od rana zaganiając go do robienia tony jedzenia, którego z pewnością starczyłoby dla całego wojska. I na nic zdały się jego błagania, że nie ma ochoty na żadne przyjęcia, prezenty ani nic w tym rodzaju. Co z tego, że kończył osiemnaście lat i czekał na ten moment od dłuższego czasu. Teraz miał to w nosie. To była tylko liczba. Taka jak każda inna. Musiał jednak dzielnie znosić jej rozkazy nie chcąc robić jej większej przykrości, dlatego gdzieś w połowie dnia wreszcie się zamknął i robił to, co mu kazała. Nawet Lottie pojawiła się wcześniej, by im pomóc, ale to akurat go nie zdziwiło. Chyba najgorszą rzeczą z tego wszystkiego był ciągle dzwoniący telefon i za każdym razem miał po prostu ochotę go nie odbierać, ale morderczy wzrok Anne zmuszał go do tego. 

Na szczęście wieczór spędzali jedynie w swoim gronie. Bonusem do tego wszystkiego była Lottie, ale jej towarzystwo Harry'emu w żaden sposób nie przeszkadzało.

- Gdzie idziesz? - spytała Anne, gdy tylko wstał od stołu.

- Do łazienki. - wywrócił oczami.

Czy teraz z wszystkiego musiał się spowiadać? Widocznie tak. Będąc już na górze słyszał dzwonek do drzwi, więc tym bardziej cieszył się, że choć na chwilę udało mu się stamtąd uciec. Przemył twarz zimną wodą, po czym spojrzał w lustro. Nie wyglądał jak Harry sprzed roku. W ogóle nie przypominał tamtego siebie. Teraz był dużo wyższy, bardziej umięśniony. Rysy twarzy nieco mu się wyostrzyły. Już nie wyglądał jak dziecko. Jego cera była blada, sińce pod oczami nie znikały nawet na chwilę. Lottie nawet któregoś razu chciała je zakryć korektorem, ale oczywiście nie pozwolił jej na to. Ale najgorsze i tak były oczy. Nie widział w nich nawet zielonego koloru. Teraz po prostu były puste i smutne. Przeczesał dłonią swoje przydługie włosy wzdychając cicho, a potem słysząc na dole głos Zayna, zmarszczył brwi. Może mu się przesłyszało? Bo co on niby miał tu robić? Znów przyjechał złożyć mu życzenia i dać prezent tak jak wtedy w Wigilię? Od tamtej pory przecież się nie widzieli. 

Ciekawość zwyciężyła, więc zszedł na dół. Zayn razem z Liamem stali po środku salonu. Byli.. zadowoleni? W każdym bądź razie uśmiechali się wesoło.

- Cześć. - przywitał się z nimi.

- Cześć, Harry. - odpowiedzieli niemal jednocześnie.

Cisza. 

Co tu się działo? Dlaczego nikt nic nie mówił i dlaczego każdy patrzył właśnie na niego? Był brudny? Papier toaletowy przykleił mu się do kapci? O co chodziło?

- Mamy niespodziankę. - oznajmił mulat. 

Harry uniósł brwi bo przecież nie trzymali w dłoniach żadnego prezentu. W całym pokoju również nie widział żadnej nowej paczuszki.

Dlaczego oni do cholery tak się uśmiechali?!

Znów rozejrzał się po twarzach wszystkich w pomieszczeniu zaczynając się niepokoić choćby dlatego, że nikt już nie siedział na swoim miejscu. Wszyscy stali i czy jego mama miała łzy w oczach? Przełknął ciężko ślinę z powrotem spoglądając na chłopaków, ale wtedy usłyszał jakiś szmer w korytarzu i od razu odwrócił się w tamtą stronę. Jego serce prawdopodobnie zaczęło bić jakieś sto razy szybciej. Był pewny, że słyszą je wszyscy w promieniu dziesięciu mil. Albo pięćdziesięciu.

- Jaką? - wykrztusił drżącym głosem. - Zayn? - dodał widząc jak obaj z Liamem posyłają sobie wymowne spojrzenia. Tak bardzo wymowne, że Harry nic z tego nie rozumiał. Za to doskonale czuł łzy zbierające się w kącikach oczu.

Never EnoughWhere stories live. Discover now