Znowu.
Znowu to samo.
Miał już serdecznie dość swojej mamy, którą oczywiście kochał, w końcu była jego matką, ale nic nie mógł poradzić na to, że w ostatnim czasie okropnie działała mu na nerwy. Miała do niego pretensje o wszystko. Dosłownie o wszystko. O brudny talerz, którego nie włożył do zmywarki, bo po prostu zapomniał. O gorszy stopień w szkole, bo przecież Harry musiał, tak, MUSIAŁ mieć same piątki. Nawet o cholerne pięciominutowe spóźnienie na obiad przez korki jakie panowały w drodze ze szkoły. Wiedział, że Anne się o niego troszczy. Ciągle powtarza mu, że musi wyrosnąć na porządnego mężczyznę, który bez problemu poradzi sobie w życiu, ale to już była gruba przesada. W dodatku jej nowy facet, Robin, po prostu go wkurzał. Niby był miły i starał się być pomocny, ale Harry wiedział, że tylko próbuje mu się podlizać.
Po tym jak wyszedł z domu mocno trzaskając drzwiami, wyrażając tym swoje niezadowolenie, udał się prosto do parku w którym lubił przesiadywać. Często przychodził tu poczytać czy po prostu pobyć sam. Lubił obserwować przechodniów i wpatrywać się w kaczki, które zazwyczaj częstował resztkami kanapek, których nie zjadł w szkole. Za co swoją drogą też obrywał od mamy.
Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Było dość chłodno, a on miał na sobie jedynie bluzkę z krótkim rękawem. Wybiegając z domu jedyne o czym myślał to uciec jak najdalej, a przez nerwy jakie go ogarnęły zupełnie zapomniał o ciepłej bluzie. Był dopiero początek wiosny, a na zewnątrz góra trzynaście stopni. Westchnął bezsilnie pocierając swoje zmarznięte już ramiona. Wiedział, że nie wytrzyma zbyt długo, szczególnie, że powoli robiło się ciemno. Dla siedemnastolatka jakim był nie było to raczej najbezpieczniejsze miejsce. Kilka razy czytał w gazecie o pobiciach, które miały miejsce właśnie w tym parku. Nie mając wyboru, wyciągnął z kieszeni swoich spodni telefon. Była tylko jedna osoba, która mogłaby mu pomóc.
- Harry? - usłyszał po kilku sygnałach.
- Tak. - potwierdził starając się, by jego głos brzmiał normalnie, ale chyba nie wyszło mu to najlepiej. Wciąż był zdenerwowany. - Możesz przyjechać?
- Co się stało? - zaniepokoił się.
- To co zawsze. - westchnął. - Pokłóciłem się z mamą.
- Gdzie jesteś? - spytał od razu, nie chcąc przedłużać.
- W parku. - odparł szybko rozglądając się na boki. Wolał się upewnić, że na razie nie jest w żadnym niebezpieczeństwie.
- Będę za dwadzieścia minut. - poinformował rozłączając się.
Niall był jego najlepszym przyjacielem. To znaczy Harry traktował go jak najlepszego przyjaciela. Poznali się rok temu. Właściwie był to zupełny przypadek. Spotkali się na jednym z corocznych festynów odbywających się w mieście. Zaczęli rozmawiać, wymienili się numerami telefonu i tak wszystko się zaczęło. Chłopak był o dwa lata starszy, ale nigdy nie dał mu tego odczuć. Był miły, zabawny, uśmiechnięty i ciągle coś jadł. Harry nie miał pojęcia jakim cudem mieścił w sobie tak duże ilości jedzenia, ale przez ten rok zdążył się już do tego przyzwyczaić.
- Hej. - ktoś klepnął go w ramię. Podskoczył wystraszony, ale widząc uśmiechniętą twarz blondyna, jego kąciki ust również powędrowały do góry. - Gdzie masz bluzę? Albo kurtkę? - zmarszczył brwi. - Harry, oszalałeś? Chcesz się rozchorować?! - wykrzyknął podając mu swoją dżinsową kurtkę, którą chwilę wcześniej z siebie zdjął. - Nie będę z Tobą jeździł po szpitalach. - mruknął, ale Harry wiedział, że chłopak wcale nie jest zły. Tylko się z nim droczył.
Posłał mu wdzięczne spojrzenie od razu zapinając guziki pod samą szyje. Było naprawdę zimno.
- O co poszło tym razem? - zaciekawił się.
YOU ARE READING
Never Enough
FanficHarry wiódł spokojne życie. Szkoła, książki i muzyka były jego jedynymi zainteresowaniami. A przynajmniej do czasu. Do czasu kiedy to jego najlepszy przyjaciel zapoznał go z tajemniczym szatynem i resztą swoich przyjaciół. Wtedy jeszcze nie zdawał...