Nazajutrz wyszedł z pokoju w którym spędził kilka ostatnich dni, choć tak naprawdę mógł zostać tam dłużej. To, gdzie będzie płakał w poduszkę nie miało żadnego znaczenia. Wciąż był obolały ale jakoś poradził sobie z wejściem po schodkach idąc zaraz za mulatem, który miał odwieźć go do domu.
- Zayn? - odezwał się cicho. Chłopak momentalnie odwrócił się w jego stronę. - Dasz mi pięć minut?
- Jasne. - kiwnął głową. - Ile tylko potrzebujesz. - uśmiechnął się do niego ciepło poklepując delikatnie po ramieniu.
Harry nie potrafił jeszcze wysilić się na uśmiech, więc mruknął tylko ciche 'dzięki' i ruszył w stronę kolejnych schodów, które pokonał już nieco z większym trudem. Nim się obejrzał był w pokoju szatyna, a łzy ponownie spływały po jego twarzy. Widząc olbrzymie łóżko przypominały mu się te wszystkie spędzone razem, cudowne noce. Opuszkami palców przejechał po przyjemnie miękkiej pościeli zaciskając usta, które zaczynały niebezpiecznie drżeć. W końcu podszedł do fotela na którym wisiała czarna, rozsuwana bluza z kapturem. Trzęsącymi się dłońmi sięgnął po nią chwilę później wciskając w nią nos. Mimo kataru wciąż czuł jego zapach i to sprawiło, że kolejny raz rozpadł się na jeszcze drobniejsze kawałeczki. Zaszlochał głośno opadając na kolana, bo jego nogi nie były już w stanie udźwignąć ciężaru jego ciała. Pochylił się do przodu z bluzą wciąż przyciśniętą do twarzy. Nie przejmował się tym, że moczy ją swoimi rzewnymi łzami.
- Nie ma Cię już piętnaście minut i.. - mulat przerwał widząc chłopaka w takim stanie. - O Boże, Harry. - jęknął klękając naprzeciwko. - Chodź tu. - wyciągnął do niego ramiona w które chłopak od razu się wpakował.
Zacisnął dłonie na jego koszulce trzęsąc się jeszcze bardziej. Mulat kołysał go w swoich ramionach próbując uspokoić, ale Harry płakał mocniej. Ramiona chłopaka nie były tymi, które potrafiły go uspokoić w kilka minut i kiedy zdał sobie z tego sprawę zaszlochał tak histerycznie, że sam się siebie przestraszył.
W końcu zwinął się w kulkę układając głowę na kolanach Zayna. Wciąż dzierżył w dłoniach bluzę Louisa, która wręcz paliła jego ręce, ale za żadne skarby nie chciał jej puścić. Chłopak głaskał go po włosach. Chyba sam nie bardzo wiedział co robić, ale Harry nie miał do niego o to pretensji. Nic by nie zadziałało.
Minęło prawdopodobnie sporo czasu za nim jako tako się uspokoił i przynajmniej przestał szlochać. Zayn bez słowa pomógł mu podnieść się z podłogi posyłając mu łagodne spojrzenie. Ruszył więc do drzwi oczywiście zabierając ze sobą bluzę Louisa. Zszedł na dół i o ile wcześniej nikogo nie było w salonie, teraz i Liam i Niall siedzieli na kanapie. Robiło mu się nie dobrze, kiedy patrzył na blondyna dlatego kompletnie go lekceważąc ruszył do wyjścia z domu. Ale nie mogło pójść tak łatwo, prawda?
Gdzieś w połowie drogi poczuł jak ktoś kładzie rękę na jego ramieniu. Zayn był przed nim, Liam wciąż siedział na kanapie więc.. to musiał być Niall.
- Harry.. - odezwał się cicho.
Podziałało to na niego jak płachta na byka. Wyrwał swoje ramie z jego uścisku i zaciskając dłonie w pięści odwrócił się, a w tej samej sekundzie jego pięść wylądowała na twarzy blondyna. Jeszcze nigdy nikogo nie uderzył, ale teraz wcale nie żałował. Patrzył jak z nosa Nialla leje się krew i miał z tego satysfakcję. Jego były przyjaciel zasługiwał na o wiele gorszy los niż spotkanie z jego pięścią. Kątem oka widział szok wymalowany na twarzy Liama i Zayna, ale żaden z nich nawet się nie odezwał. Może również byli takiego samego zdania jak on? Może też uważali, że Niallowi się po prostu należało za przesadne ingerowanie w jego życie? A właściwie to za zniszczenie mu życia. Bo to właśnie zrobił w momencie, gdy kazał Louisowi zniknąć.
YOU ARE READING
Never Enough
FanfictionHarry wiódł spokojne życie. Szkoła, książki i muzyka były jego jedynymi zainteresowaniami. A przynajmniej do czasu. Do czasu kiedy to jego najlepszy przyjaciel zapoznał go z tajemniczym szatynem i resztą swoich przyjaciół. Wtedy jeszcze nie zdawał...