Epilog

7K 343 1K
                                    

Było zimno, przeraźliwie zimno co poznawał po swoich skostniałych, wręcz sinych dłoniach. Dziwił się bo przecież wcale nie odczuwał, że jego skóra była lodowata. Lekki wiatr muskał z pewnością zamarznięte policzki i rozwiewał włosy. Nie potrafił przypomnieć sobie dlaczego nie wziął rękawiczek, szalika, ani nawet czapki. Zauważył też, że nie miał nawet żadnego okrycia wierzchniego. Jedynie czarna, zbyt duża o przynajmniej dwa rozmiary bluza chroniła go od mocniejszych podmuchów wiatru, które i tak w żaden sposób mu nie przeszkadzały. Prawdopodobnie stopy również musiały być zamarznięte sądząc po znoszonych vansach, które miał na sobie.

Nie czuł mrozu, ale czuł ból. Przeraźliwy ból rozsadzający jego klatkę piersiową.

Przygarbiony siedział na jednej z ławeczek wpatrując się bez wyrazu w czerwone róże. To były Jego ulubionego kwiaty. Oddychał miarowo za każdym razem wypuszczając z ust obłoczek pary. Musiało być więc kilka, a może kilkanaście stopni poniżej zera, ale kompletnie go to nie interesowało.

Miał wrażenie, że przebywa w zupełnie innym świecie. Nie dochodziły do niego żadne odgłosy. Czuł się sam. Jakby po za nim na całej planecie, a przynajmniej w tym przerażającym miejscu nie było nikogo, a to przecież nie była prawda. Widział krzątających się w oddali ludzi. Widział stojącą nieopodal Eleanor, która przypatrywała mu się z wyraźnym przygnębieniem. Nie wiedział co dziewczyna tu robi i nie chciał wiedzieć. Widział nawet jakąś starszą kobietę, która potknęła się i upadła zaledwie kilka metrów od niego, ale on nie potrafił się ruszyć. Nie był zdolny do utrzymania się na własnych nogach. Może już zamienił się w bryłę lodu?

Cisza.

I pustka.

Przerażająca pustka.

Spojrzał na ogromną wiązankę zajmującą większość miejsca na płycie. Obok stała lawenda i kilka palących się zniczy. Błądził wzrokiem po całym pomniku w końcu zatrzymując go na biało czarnym zdjęciu z którego uśmiechał się do niego młody chłopak.

Właśnie. Młody. Zbyt młody. Zbyt młody, by leżeć dwa metry pod ziemią.

Pociągnął nosem choć wcale nie miał kataru. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że po jego policzkach płyną łzy. Nie czuł ich. Nie czuł nic oprócz rozrywającego go od środka bólu, który doprowadzał go do szału. Nie chciał go czuć.

Zerknął niżej, prosto na starannie wyrzeźbione literki układające się w imię i nazwisko. 

Harry Edward Styles.

Przełknął ślinę czując rosnącą z każdą upływającą sekundą gulę w gardle.

Zjechał wzrokiem nieco niżej spoglądając na kilka cyfr i zastanawiając gdzie podziały się ostatnie dwa lata? Co przez ten czas robił? Jakim cudem przeżył? I wreszcie: jak to się stało?

Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań.

Wiedział jedynie, że go stracił. Stracił swoją miłość, swoje wszystko.

Dlaczego? Dlaczego on?

To było kolejne z tych pytań na które nie znał odpowiedzi.

Chciał zniknąć. Pragnął tego tak bardzo, ale jak? Jak miał to zrobić? Wiedział, że On nigdy by mu tego nie wybaczył. Był pewny. A przecież zrobiłby dla niego wszystko.

Przymknął powieki jednocześnie biorąc głębszy wdech. Powoli odwrócił się w stronę stojącej kilka metrów od niego dziewczyny, która posłała mu mały, ledwo zauważalny uśmiech. Nie zareagował, choć widział jak przestępuje z nogi na nogę. Było jej zimno. Nie wiedział właściwie ile czasu tam spędził i czy Eleanor stała tam od początku, ale nawet nie próbowała go pospieszać. Nie był w stanie przypomnieć sobie nawet jakim sposobem dostał się w to miejsce. Czy przyjechał tu z Eleanor? Sam? A może przyszedł na piechotę? Nawet nie próbował zastanawiać się nad tym dłużej niż potrzeba. Znów odwrócił się w stronę śmiejącego się do niego ze zdjęcia chłopaka.

Never EnoughWhere stories live. Discover now