Po tym jak w ciszy rozpakowali zakupy, Harry znów zajął miejsce na kanapie i jakie było jego zdziwienie, kiedy Louis usiadł zaraz obok kładąc nogi na szklanym stoliku i włączając telewizor, a potem otworzył paczkę niezdrowych, ale smacznych chipsów i podstawił ją Harry'emu pod nos. Oczywiście nie mógł odmówić tym bardziej, że były to jedne z jego ulubionych, ale nie chcąc być zbyt pazerny wziął tylko jednego, wzrok wlepiając w ekran telewizora. Leciała właśnie jedna z komedii, którą już kiedyś oglądał i która mu się podobała, więc co i raz wybuchał śmiechem sięgając po kolejne chipsy leżące między ich dwójką. Był tak wpatrzony w telewizor, że nawet nie zauważył, że w momencie w którym chciał sięgnąć po kolejnego, Louis również po niego sięgał, więc ich dłonie otarły się o siebie. I to Harry spanikował szybko zabierając ją z powrotem. I nie musiał chyba mówić, że przeszły go ciarki?
Od tamtej pory nie był już aż tak zainteresowany filmem i szczerze mówiąc to przysypiał. Jednak spanie na kanapie nie było najlepszym pomysłem i teraz odczuwał tego skutki. Chciał iść do sypialni, ale naprawdę nie miał na to siły, więc zwinął się w kłębek i dopiero po chwili zorientował, że jego głowa wylądowała na ramieniu szatyna. Wstrzymał oddech zerkając w górę, ale Louis w dalszym ciągu wpatrywał się w ekran zupełnie nie zwracając na niego uwagi. Albo mu to nie przeszkadzało, albo jeszcze nie zorientował się w sytuacji. Cóż, najwyżej go od siebie odepchnie, a później zabije. I z tą myślą przymknął powieki.
Przebudził się prawdopodobnie sporo później, bo na dworze było już ciemno. Trochę przestraszył się faktu, że jego poduszka unosi się i opada tak samo jak i tego, że czuł jakiś ciężar na swoich plecach. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to musiało być ramie Louisa. Tylko jakim cudem się tam znalazło? Dlaczego go obejmował? Może również spał i nie panował nad swoimi odruchami? A może tak było mu wygodniej? Mógł unieść głowę i sprawdzić czy chłopak faktycznie śpi, ale to by go zdradziło, a on zdecydowanie nie wiedziałby co powiedzieć. W dodatku właśnie dotarła do niego kolejna rzecz. Miał ramie przerzucone przez jego ciało. Cholera. Szatyn więc musiał naprawdę spać. Przecież inaczej nigdy w życiu by mu na to nie pozwolił, prawda? Nie mogło być inaczej, ale mimo wszystko wolał udawać, że śpi. Wziął głębszy oddech i nie wiedział jakim cudem, ale dopiero teraz poczuł perfumy chłopaka i.. pachniał jak milion dolarów. Nie miał pojęcia co to za perfumy, albo proszek do prania ale podobało mu się. Bardzo mu się podobało. Za bardzo.
W końcu poruszył się delikatnie, ale tylko po to by wtulić się w jego klatkę piersiową jeszcze bardziej. I wtedy poczuł, że szatyn również się poruszył. Nieznacznie, ale wystarczająco, by mógł stwierdzić, że wcale mu się nie wydawało i chłopak prawdopodobnie wcale nie śpi. Szczególnie, że po chwili jego ręka z pleców przeniosła się na ramie, drapiąc je lekko. I cholera to było takie przyjemne, że Harry przestał myśleć racjonalnie i prawie zamruczał. Na całe szczęście w ostatniej chwili powstrzymał się od tego i ponownie przymknął powieki rozkoszując się tą chwilą za nim ponownie zasnął.
I obudził się dopiero na drugi dzień, ale.. w łóżku Nialla. Jak? Co do cholery? Jak on się tam znalazł? Przecież zasnął na kanapie wtulony w szatyna. Mimowolnie kąciki jego ust na samą myśl o przyjemnym dotyku chłopaka, powędrowały w górę. Odwrócił się na drugi bok i teraz wszystko stało się jasne. Niall uśmiechał się do niego z drugiego końca łóżka.
- Cześć. - również się uśmiechnął. - Dzięki, że mnie tu przeniosłeś. - westchnął przecierając zaspaną twarz. - Chyba bym nie przetrwał kolejnej nocy na kanapie. - zaśmiał się, ale w tym momencie zauważył, że blondyn marszczy brwi. - Co?
- Nie przenosiłem Cię tutaj. - oznajmił. - Jak wróciłem to już tu byłeś.
- Oh. - bąknął pod nosem. Czyli to Louis. Louis go tutaj zaniósł.
YOU ARE READING
Never Enough
FanfictionHarry wiódł spokojne życie. Szkoła, książki i muzyka były jego jedynymi zainteresowaniami. A przynajmniej do czasu. Do czasu kiedy to jego najlepszy przyjaciel zapoznał go z tajemniczym szatynem i resztą swoich przyjaciół. Wtedy jeszcze nie zdawał...