PIĘĆDZIESIĄT CZTERY

3.2K 264 501
                                    

Przez to, że przez dwa tygodnie praktycznie nic nie jadł, a przez kolejne dwa wciskał w siebie dwie kanapki czy małą ilość płatków z mlekiem na cały dzień doprowadził swój organizm do niedożywienia, a co za tym idzie do niedokrwistości spowodowanej niedoborem żelaza. Miał anemie. Dość silną anemię jak stwierdził lekarz do którego zabrała go Anne zaraz po tym jak zemdlał w drodze do łazienki. Musiał zostać nawet na noc w szpitalu i przyjąć niezliczoną ilość kroplówek, które miały go postawić na nogi, a potem przez kolejne trzy miesiące dwa razy dziennie musiał pić ohydne żelazo, a po pełnych posiłkach, które nie miał pojęcia w jaki sposób w siebie wciskał, miał brać leki.

Siedział właśnie na łóżku obejmując ramionami kolana przyciągnięte do klatki piersiowej. Opierał na nich brodę bo miał wrażenie, że sam nawet nie jest w stanie utrzymać w pionie głowy. Chciał się położyć, ale wtedy usłyszał otwieranie drzwi i chyba pierwszy raz zainteresował się tym, kto go odwiedził.

- Cześć, Harry. - mulat przywitał się z nim opierając o futrynę.

Chłopak nie odzywał się do niego już przeszło tydzień, a nawet wtedy wysłał mu tylko wiadomość, że wciąż nic nie ma. Louis jakby zapadł się pod ziemie.

- Wciąż nic. - westchnął smutno widząc pytające spojrzenie Harry'ego. - Słyszałem, że jesteś chory. Masz anemię.

Kiwnął głową. Co miał mu powiedzieć? Zayn dobrze wiedział, że sam się w nią wpędził.

- Harry tak nie można.. - jęknął. - Louis by..

- Nie ma go tu. - przerwał mu ostro. - Nie ma go. - powtórzył słabiej, chwilę później czując gorące łzy toczące się po policzkach. - Minął miesiąc, Zayn. - zapłakał.

- Robię wszystko co w mojej mocy, Harry, ale to jest jeszcze trudniejsze niż myślałem, że będzie.

- Wiem. - szepnął pociągając nosem. - Przepraszam. - wyłkał wciskając głowę między kolana.

- Nie przepraszaj mnie. - poczuł jak materac ugina się, a zaraz potem mulat objął go. - Po prostu zacznij żyć, Harry.

- Nie potrafię. - pokręcił głową. - Nie potrafię bez niego żyć, rozumiesz? - wyszlochał patrząc na niego. Rozpacz i bezradność aż tryskały z jego zielonych, a może raczej czerwonych oczu.

- Rozumiem. - westchnął.

- Dlaczego tu jesteś? - spytał po chwili.

- Chciałem Cię odwiedzić. - odparł. - I powiedzieć, że nie jesteśmy już agentami.

- Dlaczego?

- Po prostu zrezygnowaliśmy. - wzruszył ramionami. - To przestało nas bawić. - oznajmił. - Agencja zapewniła nam nowe mieszkania. Wszystkie wasze rzeczy.. są u mnie. Jeśli chciałbyś je kiedyś odebrać.

- Dzięki. - szepnął. - I co teraz?

- Lubię malować, więc może pójdę w tym kierunku. - uśmiechnął się lekko. - Liam wciąż się zastanawia, a Niall.. - przerwał widząc minę bruneta. - Będę już uciekał. - poinformował wstając. - Znowu wyjeżdżam, tym razem na dłużej, więc.. jesteśmy w kontakcie? - kiwnął głową w stronę telefonu.

- Tak. - przytaknął. - Powodzenia, Zayn. - rzucił jeszcze za nim mulat opuścił jego pokój.

Pierwszy raz sam z siebie wyszedł z domu po miesiącu i dwóch tygodniach. Przez posiłki, które jego mama niemal siłą w niego wciskała i po lekach, które od dwóch tygodni systematycznie zażywał miał już na tyle sił by pójść do parku, gdzie za każdym razem siadał na tej samej ławeczce wpatrując się w staw i kaczki. Nie zwracał uwagi na przechodniów, którzy z zaciekawieniem zerkali na niego, a potem szeptali coś do siebie, czasem nawet głośno komentując jego wygląd. Słyszał takie określenia jak 'dziwak' albo 'pewnie alkoholik i ćpun'. Zdał sobie wtedy sprawę, że bardzo łatwo jest ocenić ludzi po samym wyglądzie, bez wiedzy o nim, o tym przez co przechodził. Niektórzy nawet zaczęli go rozpoznawać. Czasem nawet zagadywali. 'Czemu wciąż tu przychodzisz?'. Od tych wredniejszych słyszał 'Nie masz ciekawszego zajęcia? Nieudacznik'. Oczywiście za każdym razem udawał, że tego nie słyszy, a potem wracał do domu i płakał w poduszkę. Tak łatwo było go zranić, ale czy ci ludzie właściwie byli tak daleko od prawdy? Przecież był nieudacznikiem. Marnował swoje życie na leżenie w łóżku, płakanie i gapienie się w ścianę. Nie potrafił zmusić się do niczego innego, bo w niczym innym nie widział miejsca dla siebie. 

Never EnoughWhere stories live. Discover now