Połowa tygodnia minęła, a Harry wciąż mieszkał u chłopaków i wcale nie zamierzał wracać do domu. Miał ciągły kontakt z Gemmą, więc wiedział, że sytuacja w domu wciąż jest nie ciekawa. Jego mama nie daje sobie nic wytłumaczyć i wciąż upiera się przy swoim, więc Harry nie miał nawet po co wracać. Nie chciał usłyszeć kolejnej wiązanki wyzwisk, a u chłopaków naprawdę czuł się dobrze. W dodatku Louis odstąpił mu część garderoby do której wreszcie przeniósł wszystkie swoje ciuchy i biurko na którym walało się teraz pełno zeszytów, notatek i książek potrzebnych mu do szkoły. Aktualnie leżał na łóżku robiąc kolejne zadanie z matematyki. Wszędzie walały się jakieś karteczki z obliczeniami. W tym tygodniu nie mógł narzekać na brak pracy, a wręcz przeciwnie. Gdy tylko wracał ze szkoły, jadł obiad i zamykał się w pokoju. Do końca tygodnia musiał oddać trzydzieści zadań. Oczywiście jego nauczycielka zadała je jakieś dwa tygodnie temu, ale Harry zupełnie o tym zapomniał, więc drugi dzień z kolei i miał nadzieje, że ostatni rozpisywał wszystko tak, żeby dostać jak najlepszą ocenę, bo w ostatnich czasie niestety uzbierał kilka tych gorszych. Nie mógł już nawet liczyć na piątkę, więc starał się chociaż o czwórkę na którą jeszcze miał szanse.
- Długo jeszcze? - nawet nie usłyszał w którym momencie Louis wszedł do pokoju kładąc się obok niego. Może dlatego, że w uszach miał słuchawki i dopiero gdy szatyn pociągnął jedną z nich cmokając go przy okazji w policzek, zorientował się, że przyszedł. Zerknął na niego przelotnie nie odrywając długopisu od zeszytu.
- Jeśli nie będziesz mi przeszkadzał to może nie tak długo. - oznajmił.
- Przecież nic nie robię. - westchnął wodząc opuszkami palców po jego przedramieniu.
- Robisz. - mruknął. - Rozpraszasz mnie. - jęknął odsuwając się od niego.
- Nie lubię jak mnie ignorujesz. - skrzywił się nie dając za wygraną. Przysunął się do bruneta muskając ustami jego ramie i kark, który przysłaniały loki.
- Nie ignoruję Cię, chcę to po prostu skończyć. - westchnął. - Louis, proszę. - dodał stanowczo gdy dłoń szatyna wsunęła się pod jego koszulkę.
- Dobra. - mruknął schodząc z łóżka. Harry nawet nie spojrzał w jego stronę. Zrobił to dopiero, gdy poczuł znów uginający się pod nim materac i to był błąd, bo chłopak pozbył się swojej koszulki i wpatrywał w niego tym cholernie uwodzicielskim wzrokiem.
- Kurwa. - zaklął wiedząc, że jest już przegrany.
Odrzucił na bok długopis i szybko znalazł się obok, a raczej nad szatynem zachłannie wbijając w jego wąskie wargi. Czuł jak Louis uśmiecha się przez pocałunek i miał go ochotę za to udusić, ale chyba jeszcze większą ochotę miał po prostu na niego. Niestety wciąż nie mogli zabrnąć zbyt daleko. Ale to nie przeszkadzało chłopakowi zerwać z niego koszulki, a potem zrzucić go z siebie i przygwoździć do materaca. Z pocałunkami zjechał na szyję bruneta przygryzając ją, zasysając a na końcu składając na niej mokry pocałunek. Dokładnie to samo robił w każdym innym miejscu.
- Lou, nie. - pokręcił głową w momencie gdy szatyn rozpinał jego spodnie.
- Harry, już mnie nie boli. - oznajmił.
- Ale wciąż to masz. - dotknął bandaża okalającego cały jego tors. - Jeszcze tylko trzy dni. - pocieszył go. - Tylko trzy. - dodał podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Jesteś taki uparty. - jęknął wciągając go na swoje kolana.
- Po prostu nie chcę zrobić Ci krzywdy. - oświadczył wplątując palce w jego włosy. - Już to przerabialiśmy.
- Nic się nie stanie. - obiecał, ale nie mógł tego wiedzieć, dlatego Harry pokręcił głową.
- Trzy dni. - powtórzył schodząc z niego i wracając do nauki.
YOU ARE READING
Never Enough
Fiksi PenggemarHarry wiódł spokojne życie. Szkoła, książki i muzyka były jego jedynymi zainteresowaniami. A przynajmniej do czasu. Do czasu kiedy to jego najlepszy przyjaciel zapoznał go z tajemniczym szatynem i resztą swoich przyjaciół. Wtedy jeszcze nie zdawał...