Kiedy Harry ich zobaczył nawet się nie zastanawiał. Po prostu rzucił plecak na ziemię i szybkim krokiem podszedł do tego stojącego po środku. Przywarł do jego torsu jednocześnie wciskając zapłakaną twarz w szyję szatyna. Zupełnie zapomniał o jego połamanych żebrach, ale już go chyba tak nie bolało, bo chłopak owinął go szczelnie ramionami przyciskając do siebie jeszcze mocniej. Nie pytał, zresztą nikt się nie odzywał, a Louis po prostu pozwalał mu się wypłakać w swoich ramionach kołysząc lekko na boki. Naprawdę nie miał pojęcia ile czasu tak stali, ani czy pozostali chłopcy wciąż byli obok, bo oprócz swojego szlochu nie słyszał nic. Musiało minąć kilkanaście minut po których wreszcie odsunął się od Louisa.
- Chodź, usiądziemy. - powiedział troskliwie obejmując go ramieniem w pasie i prowadząc do kanapy na której usiadł. Szatyn zrobił to samo układając dłonie na jego policzkach, kciukami ścierając z nich łzy. Harry widział jak przygląda się za pewne śladowi, który zostawiła Anne.
- P-powiedziałem jej. - oznajmił z wciąż spływającymi po policzkach łzami. Pociągnął nosem robiąc chwilę przerwy. - Powiedziałem mamie, że j-jestem gejem. - wyjaśnił. - Myślała, że żartuje, ale p-potem.. zaczęła krzyczeć, p-powiedziała, że to nie jest normalne i.. i że jej syn jest pedałem. - zapłakał. - Spytała czy.. czy już to robiłem z chłopakiem, p-powiedziałem, że tak, że j-już się kochałem, a wtedy.. u-uderzyła mnie. - wykrztusił. - B-była taka wściekła i.. i ja widziałem w jej oczach obrzydzenie, L-Lou.. - wymamrotał znów wtulając się w ciało szatyna, który wciągnął go na swoje kolana tak, że Harry musiał usiąść na nim okrakiem. Gładził go cały czas uspokajająco po włosach i plecach szepcząc co chwile do jego ucha pocieszające słowa, aż w końcu uspokoił się na tyle by móc kontynuować. - Nie chciałem tam być, więc szybko się spakowałem.. Gemma, moja siostra zaproponowała, że mnie tutaj przywiezie i.. proszę, pozwólcie mi tu zostać. Ja nie chcę tam wracać. Proszę, pozwólcie mi. - zabłagał spoglądając na zszokowane twarze chłopców.
- Zostaniesz. - oznajmił szatyn i Harry znów odwrócił się w jego stronę.
- Możesz zostać tak długo jak tylko chcesz. - dodał Zayn.
- Czuj się jak u siebie w domu. - wtrącił Liam.
- To nie było zbyt dobre porównanie. - stwierdził Niall marszcząc brwi, ale Harry zamiast ponownie się rozpłakać po prostu zaczął się śmiać, bo nawet nie wiedział kiedy Ci chłopcy stali się dla niego tak bliscy.
- Dziękuję.
- Nie ma za co, Harry. Tutaj miejsce dla Ciebie zawsze się znajdzie. - oznajmił Niall. - Będziemy Twoimi prywatnymi szoferami. - uśmiechnął się.
- A w zamian za to możesz nam gotować. - wyszczerzył się mulat i Harry pokręcił głową. Tak bardzo cieszył się, że ich miał i że zupełnie nie roztrząsali tego tematu.
- Chcesz herbaty? - zaproponował Liam.
- Chętnie. - uśmiechnął się opierając o ramie szatyna, który od razu objął go składając mały pocałunek na czubku jego głowy.
- Ja też poproszę! - zawołał za nim mulat.
- Robi się! - odkrzyknął.
- I ja! - wydarł się blondyn.
- A rączki masz? - Liam wychylił się z kuchni, ale Niall potrząsnął głową. - To masz problem. - dodał i zniknął w pomieszczeniu obok.
- Czuje się teraz pokrzywdzony. - blondyn wydął wargę, a cała reszta wybuchnęła śmiechem.
Do sypialni Louisa poszli może godzinę później. W ciszy rozebrali się do bokserek i ułożyli na łóżku. Harry od razu wtulił się w bok chłopaka dotykając lekko wciąż zabandażowanego torsu.
YOU ARE READING
Never Enough
FanfictionHarry wiódł spokojne życie. Szkoła, książki i muzyka były jego jedynymi zainteresowaniami. A przynajmniej do czasu. Do czasu kiedy to jego najlepszy przyjaciel zapoznał go z tajemniczym szatynem i resztą swoich przyjaciół. Wtedy jeszcze nie zdawał...