CZTERDZIEŚCI DZIEWIĘĆ

4.5K 276 533
                                    

Harry do domu wrócił w połowie tygodnia. Ciężko było mu rozstać się z Louisem tak samo jak i z chłopakami do których przez ten czas naprawdę mocno się przywiązał. Wiedział, że z szatynem i tak będzie widywał się dość często, a przynajmniej miał taką nadzieję, więc już po kilku dniach przystosował się do sytuacji. Plusem było to, że o wiele częściej widywał się z Lottie. Już nie tylko w szkole, ale także po szkole, kiedy chodzili razem do kawiarni czy do parku. Jego relacja z mamą również się poprawiła. W dodatku Robin wprowadził się do nich i może jeszcze trzy miesiące temu Harry byłby temu przeciwny, ale teraz nie miał z tym żadnego problemu i nawet pomógł mu w tej przeprowadzce. Był nawet pomysł, żeby sprzedać jego mieszkanie, ich dom i kupić większy, ale po kilku dniach negocjacji zgodnie stwierdzili, że nie ma to żadnego sensu. Dom był wystarczająco duży jak na cztery osoby. W dodatku on jak i Gemma w najbliższych latach pewnie się wyprowadzą, dlatego temat zniknął tak szybko jak i się pojawił.

Koniec roku szkolnego zbliżał się wielkimi krokami. W tych ostatnich tygodniach Harry naprawdę mocno starał się, by jego oceny wyglądały jak najlepiej. Może już nie spędzał tyle czasu przy książkach co kiedyś, ale przynajmniej popoprawiał niektóre oceny i w efekcie końcowym skończył jedynie z jedną tróją na świadectwie. Teraz miał przed sobą wakacje, które zapowiadały się być najlepszymi w jego życiu. Razem z chłopakami mieli jechać pod namioty, a potem już tylko z Louisem miał wybrać się na 'wakacje z prawdziwego zdarzenia' jak szatyn to określił. 

Aktualnie ze świadectwem w dłoni biegł, dosłownie biegł w stronę czekającego już na niego szatyna. Z szerokim uśmiechem wpadł w jego ramiona owijając te swoje wokół szyi chłopaka.

- Wolność! - krzyknął śmiejąc się głośno, gdy Louis uniósł go i okręcił w okół własnej osi.

- Nareszcie. - wymamrotał przyciskając usta do szyi bruneta. - Gratuluję mój chłopaku. Przed Tobą ostatnia klasa. - uśmiechnął się tym razem całując go prosto w usta. Harry potrząsnął głową wciąż uśmiechając się od ucha do ucha. 

- Przede mną wakacje. - poprawił go ponownie łącząc ich usta. 

- A więc trzeba to uczcić. - oznajmił.

Harry nie miał pojęcia co dokładnie znaczyło 'uczcić', ale dowiedział się już po kilkudziesięciu minutach gdy Louis zatrzymał swój samochód na środku jakiejś łąki w dodatku otoczonej lasem. Zdziwił się, ale nic nie powiedział, bo miejsce było piękne. Szatyn wyciągnął z bagażnika koc i jakiś koszyk w którym na pewno znajdywały się jakieś przekąski i łapiąc go za dłoń pociągnął w stronę prawdopodobnie ogromnego drzewa stojącego gdzieś po środku łąki.

- Skąd znasz to miejsce? - spytał, gdy z rękami założonymi pod głową i błąkającym się po twarzy uśmiechem leżał na kocu wpatrując się w koronę drzewa.

- Znalazłem je przypadkiem. - odparł podpierając się na łokciu, by móc lepiej go widzieć. - Kiedyś jeździłem w kółko i trafiłem w to miejsce.

- Jeździłeś w kółko? - zaśmiał się sięgając do twarzy by odgarnąć z niej grzywkę opadającą mu na oczy.

- Chciałem pomyśleć. - wzruszył ramionami. - Chcesz coś zjeść?

- Ciebie. - wyszczerzył się.

- Jestem niesmaczny. - oznajmił.

- Jesteś bardzo smaczny. - poruszyl wymownie brwiami przygryzając wargę.

- Kiedy stałeś się taki zbereźny? - parsknął wyjmując z koszyka jakieś kanapki, napoje i owoce.

- Pewnie wtedy, kiedy Cię poznałem. - westchnął sięgając po jedną z kanapek. Było w niej dużo warzyw i Harry wiedział, że ta akurat została zrobiona specjalnie dla niego. Uwielbiał warzywa. Ogólnie w przeciwieństwie do szatyna lubił zdrowe jedzenie, a mimo wszystko to Louis miał lepszą sylwetkę.

Never EnoughWhere stories live. Discover now