CZTERDZIEŚCI TRZY

4.7K 299 487
                                    

Do końca tygodnia unikał go jak ognia. Już nawet nie chodziło o sam fakt, że Harry musiał wejść pod prysznic i sam sobie ulżyć, bo żadne próby okiełznania swojego twardego członka nie przynosiły rezultatu. Był zły, bo prosił go, żeby przestał, a szatyn miał to gdzieś. Był zły, bo Louis doskonale wiedział, że Harry chce poczekać, aż jego żebra będą na tyle zagojone, żeby nie musiał się o niego martwić. Chciał, żeby Louis czuł się w stu procentach komfortowo, żeby nie musiał się ograniczać. I jeśli tylko pozwoliłby mu wtedy na coś więcej, wiedział, że na tym by się nie skończyło. Dlatego uciekł, a to wcale nie było dla niego łatwe. Jego całe ciało rwało się do chłopaka, a on to perfidnie wykorzystał.

I to, że kilka razy próbował go przeprosić nie miało znaczenia. Harry nawet spał po drugiej stronie łóżka. Miał nawet ochotę przenieść się do pomieszczenia w którym wciąż był przygotowany dla niego materac, ale uznał to za przesadę, choć może wtedy byłoby łatwiej, bo gdy tylko Louis wieczorami próbował przytulić się do jego pleców Harry powoli się łamał. I tylko ostatkiem sił odpychał go od siebie. I nie wiedział jakim cudem, ale za każdym razem budził się zaraz obok szatyna. Jakby jakaś niewidzialna siła go do niego przyciągała. W dodatku mimo tego całego focha, którego strzelił i tak poprosił Gemmę o podrzucenie mu do szkoły płyty, którą może kiedyś będzie miał okazje pokazać Louisowi. 

W sobotę przed czternastą Niall wyciągnął go na zakupy. Harry naprawdę nie miał na to ochoty. Po ciężkim tygodniu w szkole marzył jedynie o odpoczynku, ale blondyn miał zupełnie inne plany. Rozumiał, że chciał spędzić z nim trochę czasu, choć nie do końca, bo przecież przez ostatni dni, kiedy nie odzywał się do Louisa to właśnie z nim spędzał swój czas. A teraz wymyślił sobie jakieś głupie zakupy. Jeszcze gdyby faktycznie nie miał w co się ubrać.. A przecież miał więcej ciuchów niż on i Gemma razem wzięci!

Po godzinie miał już dość, a po kolejnych dwóch miał ochotę zabić Nialla, a jednocześnie, gdy oznajmił, że wracają już do domu, wstąpiły w niego nowe siły i pierwszy poleciał do samochodu.

- Nie wjeżdżasz? - zdziwił się, gdy stali już pod bramą.

- Nie. - pokręcił głową. - Praca. - uśmiechnął się może trochę za szeroko. - Baw się dobrze. - dodał za nim zamknął drzwi. 

- Taa, będę. - westchnął. Prawdopodobnie skończy na oglądaniu filmu z popcornem w dłoniach.

 Uniósł brwi widząc, że z domu wychodzi Liam i Zayn. 

- A wy gdzie?

- Praca. - odparł Zayn również uśmiechając się szeroko. 

Co oni wszyscy tacy zadowoleni?

- Udanej zabawy. - życzył Liam i teraz już Harry był zupełnie zdezorientowany. 

Jak miał się bawić dobrze skoro zostawał w domu sam z Louisem do którego się nie odzywał? Mruknął pod nosem krótkie 'dzięki' i wszedł do środka. Zdziwił się kiedy do jego uszu dotarła cicha muzyka. Skopał buty z nóg chcąc szybko znaleźć się w pokoju, bo wyglądało na to, że Louis okupował salon, ale gdy tylko przekroczył próg, stanął jak wryty.

W pomieszczeniu paliła się jedynie lampka i kilka świeczek poustawianych na niskim stole między dwoma talerzami z pięknie wyglądającą potrawą, a czerwonym winem i lampkami. Na panelach ułożonych było mnóstwo poduszek na których prawdopodobnie mieli siedzieć. Harry patrzył na to wszystko z szeroko otwartymi oczami póki po swojej lewej nie usłyszał cichych kroków. Od razu odwrócił się w tamtą stronę.

Louis stał kilka metrów od niego z rękami założonymi za plecami, ale nie to przykuło jego uwagę. Oprócz czarnych rurek, które jak zwykle wcisnął na nogi, miał na sobie pieprzoną granatową koszulę z białymi guziczkami i kołnierzykiem w tym samym kolorze. Nigdy nie widział go w takim wydaniu i.. cholera. Miał ochotę rzucić się na niego, bo cała złość gdzieś wyparowała. A kiedy wyciągnął zza swoich pleców bukiet czerwonych róż i podszedł jeszcze bliżej.. po prostu odebrało mu mowę.

Never EnoughWhere stories live. Discover now