- Chyba trochę przesadziłem. - szatyn skrzywił się widząc chód Harry'ego.
Cóż, tyłek bolał go mocniej niż zazwyczaj, ale zupełnie nie miał mu tego za złe. To zawsze był przyjemny ból, a przynajmniej Harry oceniał go właśnie w tej kategorii.
Louis zjechał dłonią na jego pośladki wciskając dłoń do tylnej kieszeni spodni Harry'ego.
- Masz racje. - przytaknął przygryzając wargę. - Myślałem, że zemdleje, bo to było tak dobre. - uśmiechnął się wciskając nos w szalik. Jednocześnie zakrył swoje zaróżowione wcale nie od zimnego powietrza policzki.
- Bardzo boli? - spytał troskliwie.
- Nie. - pokręcił głową. - Ale nie mam nic przeciwko, żebyś temu zaradził, gdy wrócimy do domu. Bo zostaniesz, prawda? - zerknął na szatyna.
- Zostanę. - przytaknął. - I dobrze się Tobą zajmę. - obiecał, a Harry już nie mógł się doczekać.
Tylko, że po tym jak wrócili do domu brunet został dokładnie wypytany o wygląd mieszkania, więc niestety musiał uzbroić się w cierpliwość. W dodatku Gemma co chwila posyłała mu głupie uśmieszki na które starał się nie zwracać uwagi. Bo był pewny, że widziała jak ostrożnie stawia każdy krok. I wiedział, że zna tego przyczynę, dlatego jak najszybciej razem z szatynem chciał uciec do swojego pokoju i udało się to dopiero godzinę, a może nawet półtorej godziny później. Od razu po przekroczeniu progu pokoju rzucił się na łóżko wciskając twarz w poduszkę. Jedyne czego jeszcze potrzebował do szczęścia to szatyn, więc kiedy poczuł, że materac ugina się pod jego ciężarem, uśmiechnął się szeroko. Szczególnie, że chłopak od razu pociągnął w dół jego spodnie wraz z bokserkami. Harry usiadł na chwilę by ściągnąć z siebie koszulkę i z powrotem opadł na poduszki, ale wtedy Louis wstał i podszedł do wieży, którą włączył trochę głośniej niż zazwyczaj. I czemu on wciąż miał na sobie ciuchy?
- Co robisz? - uniósł głowę.
- Chyba nie chcesz, żeby wszyscy Cię słyszeli, co? - zaśmiał się.
- Rozbierz się. - mruknął ignorując to, co powiedział szatyn.
- Jak sobie życzysz. - westchnął i już po chwili został w samych bokserkach.
Harry jęknął niezadowolony, bo te bokserki zupełnie nie były mu potrzebne, jednak w momencie gdy chciał coś powiedzieć, poczuł mokre wargi Louisa na swoich ramionach i barkach. I jakoś zapomniał o tym co tak właściwie miał powiedzieć. Przymknął za to powieki uśmiechając się pod nosem, bo wystarczyło zaledwie kilka pocałunków, a on już robił się twardy. Nie był w stanie tego wyjaśnić. Szatyn po prostu działał na niego aż za bardzo. Zamruczał, gdy chłopak zjechał dłonią na jego pośladki ugniatając je lekko, aż w końcu dotarł tam również z ustami. Harry zadrżał, kiedy rozchylił pośladki i koniuszkiem języka przejechał po jego wejściu. To zdecydowanie sprawiało, że czuł mniejszy ból. A właściwie zdołał o nim już zupełnie zapomnieć.
- Oh. - sapnął czując gorący język zataczający małe kółeczka tuż przy jego dziurce. - Lou, jakie to dobre. - wyjęczał, gdy szatyn zaczął penetrować nim jego wnętrze. Chciał wsunąć dłoń pod swoje ciało, bo jego penis aż prosił się o dotyk, ale Louis widząc to, odepchnął jego rękę.
- Dojdziesz bez tego. - mruknął podkładając mu pod biodra małą poduszkę.
- Lou. - zapłakał niezadowolony poruszając biodrami.
- Harry. - rzucił ostrzegawczo za nim ponownie wsunął w niego język.
- Lou, proszę. - zaskomlał na co chłopak znów oderwał się od niego.
YOU ARE READING
Never Enough
FanfictionHarry wiódł spokojne życie. Szkoła, książki i muzyka były jego jedynymi zainteresowaniami. A przynajmniej do czasu. Do czasu kiedy to jego najlepszy przyjaciel zapoznał go z tajemniczym szatynem i resztą swoich przyjaciół. Wtedy jeszcze nie zdawał...