Cały Pokój Wspólny siedział w przygnębionej atmosferze. Gdy wszedł tu ktoś inny niż ślizgoni, pewnie nie zauważyłby tych subtelnych zmian w zachowaniu węży. Na przykład grupka, która siedziała przy kominku na zielonych kanapach, miała przed sobą książki i wyglądało, jakby czytali. Lecz gdy się przyjrzeć bliżej, można było dostrzec, że wzrok jest cały czas w jednym punkcie, a zamglone oczy wskazywały, że ich właściciel jest obecny w pokoju tylko ciałem. Tak też wyglądał wzrok większości osób w pokoju. Wpatrywali się w przedmioty przed sobą lub w przestrzeń i błądzili gdzieś myślami. Było przerażająco cicho. Może w dormitorium węży nigdy nie jest głośno, chyba że w czasie imprez, ale wtedy można rzucić zaklęcie na drzwi i po sprawie. Teraz jednak nie było słychać absolutnie niczego, nawet choćby najmniejszego szeptu. Z tego właśnie powodu Lilian, Draco i Pansy stali w drzwiach, niepewni co spowodowało ten stan ich domowników. W końcu Snape postanowił działać.
- Czy ktoś łaskawie powie, czemu w naszym pokoju wspólnym trwa stypa, której nie wiemy? - Spytał głośno ciemnooki.
Prawie wszystkie osoby w pomieszczeniu drgnęły w szoku, wybudzone ze swojego zamyślenia. Najgorsze jednak w tym było, że większość osób nie przybrała na nowo masek obojętności. U ślizgonów zawsze były obecne na twarzach czystokrwistych, chyba że w gronie rodziny lub bardzo bliskich przyjaciół. A teraz roztrzaskały się w dormitorium pełnym ludzi. W końcu po wyjściu z krainy rozmyślań, jeden siódmoroczny uczeń zlitował się nad trójką żyjących w niewiedzy ludzi.
- Blaise Zabini został zepchnięty ze schodów na trzecim piętrze. Ma połamany kręgosłup, na szczęście rdzeń kręgowy nie został przerwany. Niestety leczenie urazu potrwa kilka miesięcy. Wiem z nieoficjalnych źródeł, że zrobił to ktoś z Gryffindoru - nazwę domu lwa prawie wysyczał - ale pewnie nie znajdą sprawcy. Nie wiadomo czy w ogóle będą szukać.
- Skąd wniosek, że to ktoś z lwów? - Zapytał Snape.
- Za tydzień rozgrywamy mecz z tymi czerwonymi dupkami, a Zabini był naszym szukającym. Wniosek nasuwa się sam. Ale teraz to i tak nieważne. Szukający leży w szpitalu, a my nie mamy nikogo na jego pozycję. - Siódmoroczny zakończył swoją wypowiedź głośnym westchnięciem.
- Ej! Przecież mamy Liliana. - Powiedziała nagle Pansy.
Wszyscy w pomieszczeniu zwrócili na nią swój niedowierzający wzrok.
- Skąd wiesz, że on w ogóle gra w Quidditch'a? - Zapytał ktoś z końca pokoju.
- Kobieca intuicja. - Odpowiedziała ciemnowłosa. - Poza tym innych opcji i tak nie mamy. Albo on, albo walkower z lwami.
Wszyscy jakby dopiero teraz uświadomili sobie, jak okropne to będzie i, jak długo Gryffindor będzie nabijać się po tej przegranej ze Slytherinu.
- Dajcie mu miotłę i idziemy na boisko.
Nim Lilian zdążył, chociaż się odezwać, tłum ludzi, którzy wychodzili przez przejście, porwał go na zewnątrz. Zanim zdołał dojść do siebie, stał już na środku pola do gry z najnowszą miotłą wyścigową w ręce, a cały dom węży siedział na trybunach, obserwując Snape'a.
- To może pokaż nam najpierw, jak latasz. - Powiedział Flint - kapitan reprezentacji.
Na to oświadczenie ciemnowłosy wzruszył tylko ramionami i złapał miotłę w pionie. Wszystkich zdumiał fakt, że zamiast ustawić jej poziomo, skierował jej trzonek w pionowo w górę i po prostu naskoczył na nią. W momencie wzbił się w powietrze z zawrotną szybkością, by po chwili puścić miotłę i zacząć spadać. Obracał się przez chwilę by sekundy przed ziemią, złapać swój pojazd i prawie przy ziemi naprostować lot.
- Wiesz co Pansy? - Zapytał się Draco Pansy.
- Co się stało smoku?
- Miałaś rację. Podejrzewam, że nie wygramy z lwami, my ich po prostu zmiażdżymy. - Powiedział blondyn z wrednym uśmiechem.
CZYTASZ
Harry Potter i Wężowy Naszyjnik
FanficŚmierć Harry'ego Pottera niszczy całą nadzieję, ale czy warto wierzyć we wszystko co widzimy... [Info] Dostępna jest poprawiona wersja tego ff. Odsyłam do książki; W uścisku węża - Harry Potter