Rozdział 37

4.8K 321 33
                                    

Chłopak obudził się w lekko otępiały. Rozglądał się ciekawie po pokoju, chcąc przypomnieć sobie, gdzie jest. Gdy jego wzrok padł na książkę, jego wspomnienia powoli zaczęły do niego wracać. Podniósł prawą rękę do oczu. Na jego przedramieniu znajdowała się około dziesięciocentymetrowa, prosta blizna. Powoli podniósł się do siadu, a przed nim natychmiast pojawił się manekin. Skierował prawą dłoń w stronę manekina i wyszeptał;

- Bombarda.

Manekin został rozwalony na małe kawałki, które rozsypały się na podłodze. W szoku Snape patrzył na powstałe zniszczenia. To zaklęcie nigdy nie było tak silne. Spojrzał z podziwem na swoją rękę. Otrząsnąwszy się z dziwnego uczucia, wstał ostrożnie i postanowił wyjść z pokoju. Teraz trzeba było przygotować się na zdjęcia. Westchnął i złapał się za nasadę nosa. Kiedy życie stało się tak skomplikowane?

Nagły ból sprawił, że prawie upadł na ziemię. W ostatniej chwili oparł się o ścianę. Jego gardło paliło, jakby ktoś włożył mu rozgrzany pręt do gardła.

Krew. Potrzebował krwi.

---

Po kolejnym spotkaniu czekał w cieniu i obserwował swojego ojca. W razie potrzeby był gotowy pomóc mu w aportacji. Severua nadal pił. Choć nauczył się to ukrywać zarówno w szkole, jak i przed śmierciożercami, co nie zmienia faktu, że ma problem. Kwatera coraz bardziej przypominała pobojowisko zamiast mieszkania. Skrzaty domowe przestały sprzątać, po tym, jak ojciec doprowadził je do płaczu, gdy odmówiły mu kolejnej porcji trunku.

Teraz Naczelny Postrach Hogwartu nie był w stanie dojść prosto do miejsca aportacji. Litując się nad nim, Lilian ruszyłby mu pomóc, gdy nagle ręką zakryła mu usta i pociągnęła go do tyłu. Został rzucony na ścianę. Jedyne co widział to czarne mroczki. Gdy jego wizja wraciła do normy, mógł zobaczyć swojego napastnika lub napastników. Przed nim stały dwie osoby w czarnych szatach. Spod kapturów widać było blade twarze. Oto członkowie najnowszych sojuszników Czarnego Pana - wampiry.

- Patrz, nasz nowy Pan załatwił nam przekąskę. - Wyższy z pary zaśmiał się, pokazując kły.

Niższy nie skomentował tego. Ruszył szybkim krokiem do przodu i złapał Snape za szczękę. Odchylił głowę i szybkim ruchem wbił się w szyję. Ból otrzeźwił Liliana, na tyle by mógł się skoncentrować. Czuł jak z upływem krwi, koncentracja przecieka mu przez palce. Powoli wyciągnął różdżkę i skierował ją na brzuch nic nieświadomego wampira.

- Fiendfyre. - Wyszeptał.

Ogień wystrzelił z różdżki i pochłonął wampira. Jeden z kosmyków ognia dotknął jego policzka, parząc skórę.

- Ty zasrany… - Drugi wampir rzucił się na Liliana.

Ten jak w transie podniósł różdżkę i patrząc prosto w oczy swojemu przeciwnikowi, powiedział;

- Sectumsempra

Krew rozbryzgła się na boki, a ranny wampir uderzył w ścianę obok nastolatka. Ten zsunął się po ścianie wyczerpany. Krew spływała mu po twarzy, zalewając oczy i usta.

- Tak się kończy pomaganie. - Pomyślał gorzko.

---

Ruszył korytarzem, nie przejmując już, że ktoś zobaczy jego szybkość. Wybiegł ze szkoły, uderzając przy tym drzwiami w ścianę. Zakazany Las tętnił życiem. Czas polować na swoją ofiarę. Wśród setek zapachów wyczuł ten jeden najsmaczniejszy - drapieżniki. Powoli zbliżał się do ofiary. Jeszcze jedna polana, a zatopi swoje kły w ciepłej krwi. Widział. Widział swój cel.

Niespodziewane szarpnięcie wyrwało go z transu. Nie miał nawet chwili, aby zakląć. Znalazł się w znajomym pokoju z łóżkiem.

- Chyba czas skończyć te podchody nie sądzisz? - Głos zabrzmiał zza jego pleców.

Lilian odwrócił się w stronę czerwonookiego młodzieńca. Nie słyszał tego, co powiedział. Puls krwi zagłuszał wszystko.

Czas na posiłek.

Harry Potter i Wężowy NaszyjnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz