Oneshot #2

4.5K 227 60
                                    

Idąc korytarzami tego pradawnego zamku, natknąć się można na wiele skarbów. Niezliczone bogactwa zdobiły korytarze; wyszywane złotem i klejnotami gobeliny, wiekowe obrazy znanych polityków i szanowanych członków rodziny, antyczne meble czy ręcznie zdobione zastawy. Stoły w jadalni uginały się pod ciężarem złotej zastawy i srebrnych sztućców. Złote świeczniki ozdabiały gęsto każdą ścianę, a do wielkiego, podziemnego skarbca nie zmieściłaby się już nawet najmniejsza złota moneta czy diament. Agarowe szafy pękały w szwach od nadmiaru formalnych szat wysokiej jakości, a nóżki porcelanowych szkatułek załamywały się pod ciężarem naszyjników, bransolet, kolczyków czy też pierścieni, które zachwyciły najbardziej wybredną damę.

W tym zamku właśnie mieszkał Lord Voldemort. Jego wygląd budził grozę wśród jego sług. Na białej skórze, która z daleka wyglądała na w pełni naturalną, po bliższym spojrzeniu można było dostrzec małe łuski. Największe ich skupiska występowały na nadgarstkach, szyi, kostkach i wzdłuż kręgosłupa. Kolejną niepokojącą rzeczą były proporcje ciała. Wysoki wzrost, wraz z chudą sylwetką przywodził na myśl szkielet, a w połączeniu z długimi rękami i nadmiernie przedłużonymi palcami, dawało efekt postaci z koszmarów. Czarowne jak lawa oczy, też nie pomagały budować przyjaznego wizerunku. Całości dopełniły brak takich naturalnych elementów jak włosy, uszy, nos i wargi.

Ten wygląd sprawiał, że wielu uznawało go za demona, w niezbyt udanej ludzkiej formie. Ale nie tylko dlatego się go bali. To moc, którą promieniował, sprawiała, że szło za nim tysiące. Hipnotyzująca i kusząca jak pieśń syren. Szkoda, że tak samo zdradliwa. Wielu poddało się pięknej melodii, a teraz stali się niewolnikami diabła w ludzkiej skórze. Przysięgli na magię, duszę, krew, umysł i ciało. Oddali się w całości służbie, bez opcji ucieczki, nieświadomie zobowiązując do tego samego własne dzieci. Teraz cierpią, umierają bez echa, bez pamięci. Dla ich pana są tylko przedmiotami, które zdobył do swojej kolekcji i mógł je wyrzucić, kiedy chciał. Wszystko w imię wolności magi. Wielki i wspaniały cel, który mógł być osiągnięty lepszą drogą.

Teraz Lord Voldemort zbliżał się do swoich komnat. Po całym dniu obcowania ze zgrają leniwych niezbyt ambitnych i zachłannych głupców można było mieć dość. Niekompetencja tych ludzi z pewnością zniszczyłaby niejeden plan bez jego kontroli. Duża jego część chciała zabić ich wszystkich i oszczędzić sobie ich widoku, ale rozumiał moc liczebności. W masach siła. Słuchając więc swojej logicznej części, znosił to nadal. Zgadywał, że siła rozumu dawno przegrałaby z irytacją, gdyby nie jego partner.

Wchodząc do własnej sypialni, przystanął na progu. Ściany w odcieniu zielonej trawy ładnie współgrały z czarnymi paskami rozmieszczonymi niczym pajęczyna na jednej ze ścian. Meble w kolorze jasnego drewna ze srebrnymi klamkami były idealnie dopasowane do wielkiego łoża, które zajmowało środkową część pokoju. To właśnie na nim pod srebrnym baldachimem, leżał jego anioł.

Szczupła sylwetka, drobna forma i czarne, długie włosy nadawały mu eteryczny wygląd. Blizny, które znaczyły jego skórę, wcale go nie szpeciły, a wręcz przeciwnie. Pokazywały siłę i moc, o którą nikt go nie podejrzewał. Oczywiście Lord zemścił się, na każdym, kto zostawił, choć najmniejszy ślad na tej delikatnej skórze. Teraz ten mały cud leżał w przed nim całkowicie zrelaksowany. Leżał lekko na boku, z rozkosznie rozchylonymi wargami.

Pokonał odległość między progiem i jego cudownym klejnotem w kilku krokach. Nikt nigdy nie miał prawa zobaczyć delikatnego błysku w tych krwawych oczach. Blade palce przeczesały czarne loki, delikatnie zgarniając je do tyłu. Na tej strasznej twarzy pojawił się subtelny uśmiech.

Voldemort usiadł miękko na wygodnym materacu, chcąc być bliżej swojego cudu.

Tylko on zawsze przy nim był. Jak mała ludzka przytulanka. Przyjmował każdy uścisk i dotyk, jakim obdarzył go Voldemort, jednocześnie nie prosił o odwzajemnienie, gdy następował gorszy okres. Był także uważnym słuchaczem i co ważniejsze nie uciekał przy zbyt drastycznych szczegółach. Nie ważne jak złe, okropne i pozbawione człowieczeństwa czyny zostały przed nim postawione, zostawał. Nawet, wtedy gdy go skrzywdził…

Dłoń na chwilę zamarła między czarnymi włosami. Po chwili Lord przesunął się bliżej, kładąc głowę swego klejnotu na swoich kolanach. Nie odejdzie od niego nigdy, myślał, gładząc głowę całą dłonią.

Po wygranej chciał zniszczyć Zbawiciela, złamać go, sprawić by błagał o śmierć. Te miesiące były najbardziej dezorientujących w jego życiu. Przy każdych torturach, bólu, który zadawał chłopcu, nie czuł podniosłego triumfu, tylko… dumy. Był dumny z chłopca, że tak dzielnie znosił cierpienie.

Zbliżyli się do siebie. I tylko jego klejnot poznał miękką stronę Lorda. Teraz czekał na to, aż się obudzi.

Za zamknięty drzwiami Pan czekał na swoją drugą połówkę. Ten chłopiec… to uczucie były najcenniejszymi skarbami zamku.

Szkoda tylko, że idealny obraz niszczyła nieruchoma klatka piersiowa i zsiniałe usta małego Harrego.

Harry Potter i Wężowy NaszyjnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz