Rozdział 57

3.9K 275 91
                                    

Dumbledore z satysfakcją patrzył na Georga Wesley'a. Rudowłosy przed chwilą wykonał swoje zadanie. Teraz na środku pokoju stał nastolatek, którym mógł rozwiązać wszystkie swoje problemy. Uśmiech radości cisnął mu się na usta, ale powstrzymywał się. Chciał świętować, dopiero gdy będzie pewien sukcesu. Później pozostanie mu ustawienie swoich pionków w odpowiednich pozycjach. Za niedługo Tom zniknie z tego świata, a on zostaniesz panem.

- Panie Weasley, proszę się podpisać. - Powiedział, przesuwając dokument na drugą stronę biurka.

Teraz nie mógł marzyć na jawie, musiał dokończyć swoje dzieło. Spojrzał na zebranych w pokoju. Nie przejmował się ich uczuciami, byli albo przydatni, albo zbędni. Nigdy tak naprawdę mieli dla niego większej wartości niż ich możliwości. Spostrzegł, że Weasley podpisał się już. Skrzywił się na rozlazłe pismo, ale nie skomentował go.

- Dobrze, a teraz rozkaż panu Lilianowi to samo.

Z ziemi Severus łkał żałośnie. Próbował nawet wstać, ale nie był w stanie z powodu bólu i wyczerpania. Nie mógł nic zrobić dla swojego syna.

George z kolei spojrzał na dyrektora, poniżej na stojącego chłopaka i swojego rannego profesora.

Nie widział co robić.

I wiedział też, że nie ma wyboru. Nawet jeśli się sprzeciwi Dumbledore i tak go zmusi. Ale jego duma bolała, gdy uświadamiał sobie, że został użyty jako łańcuch na Snape'a. Gdyby widział wyjście, nigdy by tego nie zrobił.

- Lilian, podpisz się tutaj. - Powiedział, nie ukrywając swojej rozpaczy i rezygnacji.

Tępe oczy zderzyły się z jego brązowymi i zobaczył, jak na ustach jego rówieśnika formuje się kpiący uśmiech. Po chwili zrobił krok w tył i już otwarcie na jego pojawiło się szyderstwo. Matowy kolor opadł z oczu, ukazując lśniące czarne kule.

- Przepraszam George, ale niestety zarówno kontrakt jak i pierścień nie są dla mnie. Wybacz mi, ale nie jesteś w moim typie. - Odpowiedział z radosnym uśmiechem.

Nagle powietrze przeszył hałas jakby setki nakładających się na siebie dźwięków wysokiej tonacji. Obecni musieli zatkać uszy przy tej kakofoni. Gdy to się skończyło resztki zwęglonego metalu zostały rzucone na biuro dyrektora.

- To chyba pańskie. Jeśli pan wybaczy, mam zamiar opuścić pana skromne progi. - Powiedział, kłaniając się kpiąco.

Jeszcze nie skończył mówić, a Albud wysłał już w niego imperio. Cel zręcznie je ominął, po czym uśmiechnął się delikatnie. Pieśń Feniksa wypełniła biuro, po czym nastąpiła jasna fala światła. Na kilka minut starzec pozostał zdezorientowany i na wpół ślepy w swoim siedzeniu. Gdy wreszcie mógł zobaczyć wszystko w pełni, widział tylko nieprzytomnego Weasley' leżącego na podłodze. Jego szansa właśnie zniknęła.

---

Slytherin biegł korytarzem, podtrzymując swojego ojca na ramieniu. Feniks nie mógł aportować się poza osłony bez zgody dyrektora. Na szczęście był w stanie przenieść ich blisko jednego z wyjść. Najgorzej było sprowadzić rannego po śliskich schodach, ale nie było czasu szukać alternatyw. Nie wiadomo czy Dumbledore nie przypomni sobie ograniczeniach barier.

Udało im się jakoś pokonać ostatnie stopnie i mogli zacząć uciekać płaskim terenem. Z każdą kolejną chwilą czuł, jak płuca jego ojca coraz gorzej pracują. Już prawie cały ciężar mężczyzny opierał się na nim. Mijał właśnie zagrodę tersali, gdy zobaczył Lunę.

Czas jakby na chwilę się zatrzymał. Spojrzeli sobie prosto w oczy, badając się. Po sekundzie chwila pęka gdy w jej oczach dostrzegł strach. Zgadywał, że jego oczy wróciły do naturalnej już zielono-czerwonej barwy. Wycofała się powoli ze strachem w oczach, a potem zaczęła biec krzycząc o pomoc.

Nie wiedzieć czemu wampir zawiódł się. Zawsze myślał, że Luna w jakiś sposób widzi wszystko. Jej eteryczne spojrzenie i dziwne spojrzenie na świat, sprawiały, że miał ją za kogoś w stylu proroka lub nawet jasnowidza. Teraz potwierdził, że nie. Naprawdę czuł się oszukany.

Potrząsnął głową chcąc się pozbyć dziwnych myśli. Szli dalej, aż znaleźli się na granicy osłon. Nawet on ze swoją siłą zmęczył się z takim obciążeniem na długim dystansie. Dyszał, gdy dotarł pod las.

Aportował się po chwili i wylądował na podłodze pokoju. Leżał tam z zamkniętymi oczami i powoli uspokajał oddech. Słyszał szybki kroki i czuł, jak ktoś klęka przy nim. Złapał za rękę swojego męża i otworzył oczy.

- Zaczynamy wojnę.

Harry Potter i Wężowy NaszyjnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz