Wyznawcy Czarnego Pana stali niepewni w sali tronowej. Przed nimi na tronie siedział Voldemort. To nie było przerażające… dobra może było, ale nie tak bardzo jak fakt, że ON się uśmiechał. Mroczni władcy po prostu nie powinni tego robić. Na nieludzkiej, bladej twarzy pokrytej łuskami, gest ten wyglądał jakby ktoś zbyt mocno naciągnął skórę przez co ta pękła.
- Moi drodzy wyznawcy, - zabrzmiał delikatny głos - mój cel w końcu został osiągnięty. Po latach waszej niekompetencji i zawodzenia mnie nareszcie znalazł się ktoś kto spełnił to jedno proste zadanie - złapanie jednego nastolatka. Powinniście cierpieć za waszą głupotę do końca waszych dni, ale wierzę, że sama wasza egzystencja to ból niemal nie do zniesienia. Szczególnie gdy wasze zadanie wykonał nastolatek. Otrzyma nagrodę później, ale na razie… wprowadzić więźnia!
Dwóch śmieciożerców weszło przez boczne drzwi. Między nimi szedł lub raczej był wleczony Zbawca Magicznego Świata. Jego stan był względnie dobry jak na pobyt w lochach swojego największego namezis. Jedyną poważną raną jaką było widać to ta na twarzy. Ostre, lekko skośne, pojedyńcze cięcie ciągnące się od kącika ust aż do blizny w kształcie błyskawicy. Chłopak nie wyrywał się, nie walczył, pozwolił się ciągnąć, aż pod sam tron nie wypowiadając ani jednego słowa.
- Zanim przejdziemy do naszych rozmów panie Potter, zapraszam do obejrzenia przedstawienia. Przygotowane specjanie dla ciebie. - Złośliwy błysk pojawił się w oczach Lorda.
Kręgi wyznawców się rozstąpiły i na środek został wywleczony jakiś mężczyzna. Po dokładnym przejrzeniu się zakrwawionej twarzy można było poznać Mundungusa Fletchera. Człowiek ten praktycznie nie posiadał nie okaleczonej części ciała. Teraz gdy wyrzucono go na środek sali zwinął się w kłębek i łkał z bólu, błagając o litość.
~ Żałosne. - Syknął Czarny Pan, patrząc z pogardą na człowieka leżącego przed nim. - Oto moi drodzy gwóźdź programu. Specjalnie dla naszego gościa honorowego poprosiłem Rosiera i Belatrix, aby pokazali swoje liczne talenty.
Wyznawcy rykneli śmiechem na kpiący głos swego pana i jego pozorną uprzejmość. Ich zadowolnie zniknęło jednak gdy dwójka wyżej wymienionych przystąpiła do działania. To był horror. Biedak nie miał szans. Patrząc na tortury większość nowicjuszy zemdlała lub wymiotowała. Ci bardziej doświadczeni byli w stanie ustać prosto, ale musieli walczyć by nie zwrócić śniadania.
Mięśnie zostały porwane, kości połamane, nerwy przeciążone bólem, skóra oderwana, przypalona lub porwana. To co kiedyś było Mundungusem teraz było kupką mięsa i krwi, a mimo tego żył. Rosier i Belatrix to mieszanka, której nie należy łączyć.
Voldemort patrzył z chorobliwą fascynacją na scenę przed nim. Rozkoszował się każdym krzykiem i dźwiękiem pękanej kości. Podziwiał krwawe wzory, które tworzyły się na podłodze wokół więźnia. Nie odrywał wzroku dopóki Rosier nie zaczął ciąć twarzy nieszczęśliwca sztyletem. To przypomniało mu o jego małym gościu. Odwrócił się w stronę osoby, która zajmowała jego myśli spodziewając się obrzydzenia, zamkniętych oczu czy gniewu w próbie zagłuszenia bólu. Zamiast tego zobaczył, że Chłopiec-Który-Przeżył patrzy wprost na ofiarę tortur z całkowitym spokojem na twarzy. Nie miał odruchów wymiotnych, ani nie wyglądał jakby miał zemleć, a patrzył na coś co prawie powaliło najlepszych zwolenników Czarnego Pana. W tej scenie najgorsze były oczy. Nie wykazały zupełnie niczego. Jakby po pocałunku dementora.
- Koniec! - Wrząsnął wstrząśnięty Lord. - Wszyscy wyjść!
Nie przejmując się zmieszanymi spojrzeniami czekał aż wszyscy odejdą. Gdy tak się stało szybko podszedł do nastolatka i spojrzał mu głęboko w oczy.
CZYTASZ
Harry Potter i Wężowy Naszyjnik
FanfictionŚmierć Harry'ego Pottera niszczy całą nadzieję, ale czy warto wierzyć we wszystko co widzimy... [Info] Dostępna jest poprawiona wersja tego ff. Odsyłam do książki; W uścisku węża - Harry Potter