Rozdział 34

5.1K 383 47
                                    

Lilian uciekł zaraz po spotkaniu. Nikt nie był w stanie powstrzymać go przed wyjściem. Czarna szata falowała za drobną postacią, gdy w ciszy przemierzała dwór. Lord Voldemort próbował zatrzymać go, ale zaraz po spotkaniu miały odbyć się negocjacje z wilkołakami, więc nie miał czasu biegać za nastolatkiem, który go unika. Idealnie.

Czarnowłosy wybiegł na zewnątrz, a zimny wiatr uderzył go w twarz. Musiał uciec, wydostać się z tego główna; ojciec alkoholik, kochanek sadysta, dyrektor manipulator i spieprzone okoliczności. Dotarł za osłony i teleportował się na błonie. Adrenalina sprawiała, że serce chciało uciec mu z klatki piersiowej. Nie chcąc zarazić się na oskarżenia, szybko rzucił zaklęcie maskujące na poparzenie na twarzy i ruszył przed siebie. Zmuszał się, by iść spokojnie przez korytarze, mimo że miał ochotę biec i zedrzeć sobie gardło krzykiem. Najpierw chciał zejść do Komnaty, ale ta nie miała nic, co mógłby zniszczyć, nie żałując tego. Wspinał się na siódme piętro, a schody jakby wczuwając jego desperacje, ułatwiały mu przejście. Teraz należało tylko dotrzeć do gobelinu, a dostanie wszystko, czego potrzebuje do uspokojenia nerwów.

Lekkie zmieszanie pojawiło się na twarzy Snape'a, gdy drzwi Pokoju Życzeń otworzyły się, zanim przeszedł przed nimi trzy razy. Z ostrożnością uchylił jedno ze skrzydeł wrót i zastał go najsłodszy widok w życiu. Draco Malfoy - księżniczka slytherina - leżał na kanapie, a jego twarz atakował swoim językiem mały lis, który stał na jego klatce piersiowej. Całe wzburzenie minęło i nastolatka ogarnął dziwny spokój, gdy patrzył na scenę przed nim. Mając dość ponurego nastroju, który towarzyszył mu od tygodni. Postanowił więc zabawić się kosztem kolegi.

- No, no. Draco, gdy mówiłeś o Lisie, nie brałem tego na poważnie, a tu proszę. - Powiedział, opierając się o framugę.

Malfoy pisnął zaskoczony i podniósł się do siadu, jednocześnie zarzucając rudego zwierza ze swojej piersi. Lis ze swojej pozycji spojrzał na blondyna z wyrzutem.

- Jak ty…? Co tu robisz? To znaczy... co? - Draco próbował powiedzieć coś składanego, ale najwyraźniej to zadanie ponad jego siły.

Czarnowłosy postanowił się nad nim zlitować.

- Spokojnie. Przecież nic się nie dzieje. Poza tym już dawno miałeś nas sobie przedstawić. I zanim zaczniesz wciskać mi te bzdury - dodał, gdy Malfoy chciał protestować - nie wierzę, że spotykasz się z Longbottonem.

Draco zbadał gwałtownie, ale zanim zdarzył zebrać myśli, Lis podskoczył i zmienił się w człowieka.

- Lubię go. - Odparł Lis i pocałował blondyna w policzek.

Rudowłosy odwrócił się do Liliana i uśmiechając się szerzej, niż mogło być to wygodne, wystąpił krok do przodu i skłonił się w pasie.

- Fred Weasley, kryptonim Lis. Miło mi cię poznać o ty nasza droga miniaturko Nietoperza z lochów, ale bez fobii przed szamponem.

Snape zamrugał lekko zaskoczony.

- Ej, Dracze, myślę, że go zepsułem. Jak go naprawić? - Szepnął konspiracyjnie Fred.

Malfoy zarumienił się wściekle.

- Miałeś mnie tak nie nazywać. A naprawienie go to twój problem.

W chwili, gdy para miła zacząć się kłócić w powietrzu rozbrzmiał śpiew i pojawiły się płomienie. Po chwili z ognia wyłoniła się notka, która upadła na dłoń czarnookiego.

- Cóż jak widać, spowiedź cię teraz ominie, ale później będziesz się tłumaczył. Dyrektor mnie wzywa. Pilnie.

Weasley spojrzał na niego z namysłem.

- A wiedziałeś, że dyrektor próbował cię związać z którymś z nas umową małżeńską?

Cóż… pierdolić.

Harry Potter i Wężowy NaszyjnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz