Rozdział 46

4.5K 293 35
                                    

- Nie ma mowy. Dlaaaaczeeego? - Do zaspanego Liliana dotarło narzekanie. - Budź się! - Natarczywy osobnik szturchał go i krzyczał do ucha.

Snape walczył zaciekle o sen, ale w końcu musiał otworzyć zaspane oczy. Spojrzał na wkurzonego... Malfoy'a? Co tu robi blondyn? Zmieszany wampir rozejrzał się po miejscu, w którym zasnął.

- Gdy powiedziałeś po meczu, że spałeś na wieży astronomicznej, myślałem, że żartujesz. Nawet kłóciłem się o to z Pansy. A teraz okazało się, że wyszedłem na głupca. Szukałem cię po całej szkole, jak ty...

Czarnowłosy od razu przestał słuchać i usiadł na zimnej podłodze. Spojrzał na swojego przyjaciela z paniką.

- Która godzina? - Zapytał nerwowo.

- Za kilka minut zaczyna się śniadanie.

Snape zerwał się i nie oglądając się na protestującego Draco ruszył szybko po schodach. Biegł przez korytarze, nie przejmując się zdziwieniem uczniów, których mijał. Syn Naczelnego Postrachu Hogwartu biega jak Gryffon. Jutro będzie wiele plotek.

Po wielu klatkach schodowych i metrach korytarza dotarł wreszcie do Pokoju Wspólnego. Stamtąd ruszył do swojego pokoju. Szybko udał się pod prysznic, umył zęby i ubrał nowe szaty. Przeklinał brak odbicia w lustrze, ale nie miał teraz czasu na narzekanie. Gdy wyszedł z łazienki, spakował torbę i znów ruszył biegiem. Dotarł do klasy transmutacji idealnie na czas. Wchodząc do klasy, mógł tylko myśleć o tym, że w tym roku chyba jego stopnie znacznie spadną. Nawet nie miał czasu na zadania domowe.

Po lekcji z profesor McGonagall, na której Lilian troszkę przysypiał, w końcu zorientował się, jaka jest jego kolejna klasa. Podwójne eliksiry...

- Hej, wszystko w porządku? - Krzyknął jakiś chłopak, patrząc na wampira zmartwionym wzrokiem. - Strasznie zbladłeś.

- Wszystko w porządku. - Odpowiedział Snape... Gryfonowi?

Ten dzień był naprawdę dziwny. Tak więc gdy wszedł do pomieszczenia z kociołkami, nie zrobił na nim wrażenia fakt, że jego ojciec miał włosy zaplecione w warkocz, ani, że widzi czerwone ślady na jego szyi. Po prostu usiadł w ostatniej ławce i udawał, że go nie ma. Zniszczył tym samym od zawsze niepisaną zasadę; Węże z przodu, a Lwy z tyłu.

Nazwa dziś przerabianego eliksiru pojawiła się na tablicy i Lilian zaczął od razu pracować. W czasie siekania składników pogrążył się w myślach, przez co nie zauważył, że z czasem wszyscy uczniowskie i profesor przerwali pracę i zaczeli patrzeć na niego. Zadziałała pamięć mięśniowa, dlatego nawet nie zerkając na blat, błyskawicznie siekał i porcjował składniki. Każdy składnik został przygotowany w rekordowym czasie, a później w odpowiednim momencie umieszczony w kotle. Po mniej niż półtora godziny (niestety profesor nie uznawał czegoś takiego jak przerwy), eliksir, który powinien zająć jeszcze co najmniej dwadzieścia minut, został ukończony i to bez żadnej skazy. Po zrobieniu swojego zadania, olewając swoje stanowisko, uciekł z klasy. Nikt nawet się nie odezwał, wszyscy byli zszokowani wyczynem chłopaka.

Tak wyglądał cały dzień; wpadasz do klasy, robisz zadanie i uciekasz. W końcu po starożytnych runach mógł uciec od wszystkiego. Wychodząc na dwór, użył swojej prędkości, by jak najszybszej znaleźć się za osłonami. Odsunął rękaw, by użyć znaku, gdy zauważył miejsce, gdzie dzióbał go feniks. Miał wycięte na skórze jakiś rodzaj run, których w dodatku nie kojarzył z żadnej książki. Badał to przez chwilę by zdecydować, że skoro żyje z nimi dotąd, to pożyje jeszcze chwilę.

Tak więc aportował się do dworu, tylko po to, by odkryć, że jest on pełen ludzi. Nie śmierciożerców, a bogatych i bardzo otyłych bogaczy. Dziękując za swój refleks Snape szybko wyczarował maskę. Ruszył przez tłum, chcąc znaleźć swojego Czarnego Pana. Gdy szedł tak, przeciskając się przez ludzi, zauważył coś dziwnego. Wszyscy mówili w tym samym języku, ale jakby... z innym akcentem?

I wtedy go uderzyło, oni nie mówili tym samym językiem, ale to on wszystkich rozumiał.

Harry Potter i Wężowy NaszyjnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz