Rozdział 24

6.1K 460 49
                                    

Chaos.

To jedno słowo idealnie opisywało wszystko co działo się w głowie chłopaka. Strzępki wspomnień zderzyły się z manifestacją emocji. Nic nie było spójne.

Czarny Pan ze zdziwieniem stwierdził, że większość uczuć, które go otacza to nienawiść i gorycz. Były na tyle intensywne, że wizualizowały się w formie kolorów. Czerwień wpadająca w czerń dla nienawiści oraz ciemna purpura dla goryczy. Zdezorientowany ruszył do, jak mu się wydawało, centrum zamieszania. Im bliżej był tym bardziej czuł energię, która próbowała zmusić go do odsunięcia się, a jednocześnie zalewała go nostalgia, jakby wrócił do znajomego miejsca. Walcząc z uczuciem odpychania szedł przed siebie. Zaczęła zalewać go kakofonia dźwięków. Najpierw ciche szepty, później szpępki dźwięków, aż w końcu nieustanne krzyki, mieszkające się ze sobą w nieustannym chaosie.

Czarny Pan był przytłoczony tymi emocjami na tyle, że powoli tracił rozpoznanie czy myśli które słyszy należą do niego czy do Zbawiciela. Właśnie chciał się wycofać aby zachować zdrowy rozsądek gdy zauważył źródło problemu. Wir owijał się wokół czegoś, zasłaniają to prawie całkowicie. Od czasu do czasu gdzieniegdzie przebijała się złotawa energia.

Chcąc przejść przez zaporę Lord skoncentrował swoją magię i uderzył nią we wspomnienia. Utworzyła się wyrwa, która odsłoniła złotą barierę. Nie wachając się Voldemort wszedł do środka. Wtedy uderzyła go cisza.

Bariera odgradzała od wszytkiego co jest na zewnątrz. Przez chwilę Lord miał wrażenie jakby stracił słuch, po nieustannym hałasie przejście w idealnie martwą przestrzeń może zdekoncentrować. Dlatego dopiero po chwili dostrzegł, że nie jest sam.

Na drugim końcu bariery, opierając się o nią, spało dziecko. Bardzo drobne, noszące ślady pobicie i w za dużym ubraniu. Pokazywało obraz nędzy i bólu. Czarny Pan wbrew sobie poczuł litość do istotki znajdującej się przed nim. Może dlatego, że ten obraz bardzo przypominał mu siebie z dawnych lat. Gdy wszyscy po kolejnej dawce okrucieństwa dawali mu w końcu spokój, zamykał się w swoim pokoju i płakał nie chcąc dłużej żyć w takim miejscu. Tak było do siódmych urodzin, gdy go złamali i zamiast smutku została tylko chęć zemsty.

Dziecko jakby wyczuwając, że ktoś się w nie wpatruje, powoli otwarło zaspane oczy. Zielony błysk przebijał się zza szpetnych okularów.

- Ty też przyszedłeś mnie skrzywdzić? - Ledwie słyszalny szept zabrzmiał w powietrzu.

Czarny Pan spojrzał w zieszaniu na, jak mu się wydawało, mentalną manifestacje Chłopca-Który-Przeżył. Jak ktoś mógł mieć powody by gnębić nadzieję czarodziejskiego świata na tyle by go złamać? W końcu jak inaczej można wyjaśnić stan chłopca przed nim?

- Kto cię skrzywdził? - Wbrew sobie w głosie Lorda zabrzmiał delikatny ton.

Zielonooki patrzył chwilę na swojego gościa, jakby oceniając. W końcu westchnął, a kilka łez poleciało z jego oczu.

- Wszyscy… wszyscy po kolei. Ludzie, którzy oczekują Zbawiciela, dyrektora, który widzi tylko broń, krewni, którzy widzą dziwoląga, sługę lub worek treningowy, fałszywi przyjaciele, którzy widzą okazję do wybicia się lub bogactwa, bliscy, którzy przy nawet najmniejszym przewinieniu są gotowi wbić nóż w plecy. Nie jestem dziwolągiem, nie jestem zabawką, bronią, sługą workiem, zbawicielem… Jestem dzieckiem! Jestem sierotą, bez przyjaciół. Je-jestem Harry… tylko Harry...

Dziecko skończyło kuląc się, jakby próbowało być niewidzialne. Całe jego małe ciałko trzęsło się od nadmiaru emocji. Lord podszedł do niego powoli i kucnął by znaleźć się na jego poziomie. Delikatnie wyciągnął rękę i położył na ramieniu Harrego. Na ten gest ten wzdrygnął się, ale Voldemort to zignorował.

- Zajmę się tobą. Obiecuje. - Sam Voldemort nie wiedział dlaczego to powiedział.

Harry spojrzał na niego bez wyrazu.

- Nie składaj obietnic, których nie możesz spełnić.

I wszystko zawirowało.

Harry Potter i Wężowy NaszyjnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz